Archiwum kwiecień 2004, strona 2


Życzenia :)
Autor: linka-1
10 kwietnia 2004, 14:35

Moi Kochani!

 

Myślałam, że dam sobie spokój ze świątecznymi życzeniami na blogu, ale zmieniłam zdanie – jak tu Wam nie życzyć wszystkiego najlepszego z tej okazji :).

 

Z całego serca życzę Wam więc mile spędzonych Świąt Wielkanocnych w wiosennym nastroju i rodzinnym gronie, pogody ducha, wiary w siebie i swoje możliwości oraz wesołej zabawy w lany poniedziałek. Niech w te święta zagości w Waszym sercu i życiu radość i nigdy Was na dłużej nie opuści. I tak całkiem nietypowo chcę Wam jeszcze życzyć, żebyście nigdy nie czuli się samotni i opuszczeni, żebyście zawsze otoczeni byli miłością, przyjaźnią i opieką. Niech wszystko układa się po Waszej myśli, a żadne troski i problemy na dłużej nie zaprzątają Waszej uwagi.

 

Nowe wieści :]
Autor: linka-1
08 kwietnia 2004, 20:36

       Po krótkiej przerwie, spowodowanej walką z wirusami, jestem w końcu i mam nadzieję, że teraz już na dobre i że znowu za jakiś czas nie zniknę na czas nieokreślony. Naprawdę zaczynam się coraz bardziej denerwować całą tą sytuacją.

       W zasadzie miałam nie opisywać na blogu przebiegu swoich dni, ale pewnie od czasu do czasu zdarzy się pewien wyjątek, tak jak dzisiaj. Chcę wspomnieć o tym, co wydarzyło się wczoraj. Szkoła minęła stosunkowo szybko i bezboleśnie – miałam mieć cztery sprawdziany, ale pisałam tylko dwa – ze swojego fakultetu z geografii i z historii. Na historii – całkowita loteria, wyliczanki i strzelanie. Nawet ci, którzy się uczyli (ja się do takich nie zaliczałam :P), nie byli w stanie napisać tego testu, bo opierał się on nie tyle na znajomości wydarzeń i dat, ale nazwisk rozmaitych przywódców itd. Jeszcze nigdy nie słyszałam tylu wyzwisk, które poleciały pod adresem naszej wspaniałej profesorki chociaż od dawna wszyscy na nią narzekają. No ale cóż – sama jest sobie winna. Jakby nie potrafiła zrozumieć, że jesteśmy klasą maturalną i mamy o wiele ważniejsze sprawy na głowie, niż nauka historii.

       Zaraz po powrocie ze szkoły położyłam się spać, żeby nadrobić zaległości (chyba nigdy nie zdarzyło mi się przespać w spokoju 8 godzin, a przynajmniej nie przypominam sobie czegoś takiego - na co dzień muszę się zadowolić 4-6 godzinami przerywanymi ciągłymi przebudzeniami). Akurat zamierzałam wstawać, kiedy zadzwonił telefon – to była moja kumpela. Oznajmiła, że wieczorem umówiła się z dwoma kolesiami z naszej szkoły na piwo i zaproponowała, żebym z nimi poszła. Wiedziałam wcześniej o jej planach i nawet się zastanawiałam nad tym, czy nie iść z nimi, ale w szkole niczego nie ustaliłyśmy, a po powrocie do domu zupełnie wyleciało mi to z głowy. Aneta słusznie zauważyła, że już dawno nigdzie razem nie byłyśmy i że taka okazja może się szybko nie powtórzyć, a na pewno będzie fajnie i wesoło (co do tego drugiego nie miałam żadnych wątpliwości, bo zawsze jest wesoło, kiedy gdzieś razem idziemy). Spojrzałam na zegar – 17:49, a umówieni byli na 19. Miałam więc jakieś pół godziny, żeby się przygotować do wyjścia (autobus miałam o 18:30). Normalnie nigdy nie zdecydowałabym się na wyjście w takim pośpiechu, ale postanowiłam to zrobić ze względu na moje kumpele. Zaczęłam więc ganiać po mieszkaniu – umalowałam się w ekspresowym tempie, ułożyłam jakoś niesforne włosy i zdałam sobie sprawę, że nie mam żadnej bluzki, którą mogłabym założyć. Na ten bowiem wieczór zaplanowałam sobie wcześniej wielkie pranie :D. Na szczęście przypomniałam sobie o pewnej bluzce, migiem wyprasowałam swoją długą czarną spódnicę, ubrałam się, założyłam glany na nogi i pędem wybiegłam z mieszkania, żeby zdążyć na autobus.

       Umówiłam się ze swoimi dwoma kumpelami pod KFC. Dopiero stamtąd zamierzałyśmy się razem udać pod Pręgierz, gdzie mieli czekać koledzy. Byłam punktualnie i… pierwsza. Chwilę później nadeszła Magda, która wracała prosto z angielskiego i była bardzo niezadowolona swoim wyglądem (nie ona jedna :>) i perspektywą pójścia do klubu. A Anety ani widu, ani słychu… W końcu się zjawiła… Jakieś pół godziny po czasie. To ja niemal na złamanie karku biegłam, żeby zdążyć na czas, a ta się spóźniła :D. Magda stwierdziła, że ona przechodziła koło Pręgierza i ich nie widziała. Doszłyśmy do wniosku, że chciałybyśmy, żeby nas wystawili, bo wolałybyśmy sobie gdzieś pójść same. I od tego się zaczęło… Postanowiłyśmy przekonać się, czy czekają, a jeśli tak, to zjawić się na umówionym miejscu dopiero wtedy, kiedy oni już sobie pójdą i po prostu udawać później spóźnienie. Jak pomyślałyśmy, tak też zrobiłyśmy… Okazało się, że Magda pomyliła pomnik Fredry z Pręgierzem i dlatego ich nie widziała :]. Czekali do 19:40. Kiedy zniknęli, poszłyśmy pod Pręgierz i zaczęłyśmy się rozglądać dookoła. Nagle Magda zauważyła ich gdzieś w oddali i stwierdziła, że zmierzają w naszym kierunku, na co Aneta powiedziała „dziewczyny w nogi”. I szybkim krokiem powędrowałyśmy przed siebie, zaśmiewając się do łez z własnej głupoty.

       Wiem, to było nie fair… Na ich miejscu pewnie nieźle bym się wkurzyła. Ale my już takie po prostu jesteśmy – nieobliczalne. W końcu zaczęłyśmy się zastanawiać, gdzie pójdziemy. Ja i Aneta chciałyśmy bardzo zajrzeć do niedawno otwartego klubu dla metali – Diaboliqua (czy jak to się pisze :P), ale Magda coś nie była za bardzo chętna. Jednak w końcu dała się przekonać. I tym sposobem wkroczyłyśmy do tego całkiem miłego klubu i usadowiłyśmy się przy stoliku pod ścianą na samym końcu klubu. Obok siedziała jakaś grupka metali… Magda zahaczyła o nogę od stolika i na wpół siadła, a na wpół padła na siedzenie. W tym momencie kilku metali z sąsiedniego stolika zaczęło bić brawo :). Gadałyśmy sobie w najlepsze, gdy niespodziewanie Magda rzuciła w Anetę zgniecioną paczką papierosów. Zaczęłyśmy się wygłupiać… Nagle rzucony przez Anetę śmieć przeleciał nad oparciem i wylądował na stoliku owych metali. Zaczęli się śmiać i odrzucili nam pudełko. Zwijając się ze śmiechu jeszcze kilkakrotnie rzucaliśmy w siebie nieszczęsnym śmieciem. W pewnym momencie owi kolesie (zostało ich tylko dwóch, bo w międzyczasie pozostali sobie poszli) zapytali, czy mogą się przysiąść, a Aneta zdecydowanym głosem powiedziała „nie”. Byłam zaskoczona jej reakcją i zaczęłam się szaleńczo śmiać. Jak się później okazało Aneta usłyszała „czy możemy się z was ponabijać” i dlatego zareagowała w taki, a nie inny sposób :). Rozmawiałyśmy zawzięcie, gdy nagle któraś z nich stwierdziła, że musi iść do toalety i… poszły obie. Zdążyłam w popłochu pomyśleć tylko „O Boże, zostałam sama”, gdy dwie głowy wynurzyły się znad oparcia i jeden z chłopaków zaproponował, żebym się przysiadła. Stwierdziłam, że ich jest mniej, więc niech lepiej przesiądą się do naszego stolika. I tak też zrobili, zadając wcześniej pytanie, czy koleżanki nie będą miały nic przeciwko :>. Jak się później dowiedziałam Magda z toalety obserwowała całą scenę i kiedy powiedziała, że ja z nimi rozmawiam, Aneta nie uwierzyła :], ale przekonała się, że to prawda.

       Rozmowa z Ernestem i Pawłem okazała się całkiem miła. Paweł pod pewnymi względami przypominał mi moje Słoneczko- też długowłosy blondyn z zarostem na twarzy :] i niektóre ruchy miał bardzo zbliżone do tych tak doskonale mi znanych :]. Jednak na samym początku zaczęli nas wkręcać co do swojego wieku i uwierzyłam ostatecznie, że mają 21 lat dopiero wtedy, kiedy Paweł pokazał swój dowód. Przez te ich żarty już żadna z nas nie wiedziała, czy dawać wiarę ich twierdzeniu, że są przyrodnimi braćmi, którzy mają jedną matkę, a różnych ojców. Dwa razy popatrzyli na mnie jak na stwora z kosmosu – kiedy oznajmiłam, że nie piję alkoholu przez post (zaraz było -  „to znaczy, że ty jesteś tą z tych…?”. Z których u licha :D? ) i że maturę pisemną zdaję z niemieckiego. Tych reakcji ludzi nie potrafię zrozumieć :>. W każdym razie pocieszająco zabrzmiały ich słowa, kiedy stwierdzili, że najbardziej przesadzonym szumem jest ten wokół matury – bo to żaden problem ją zdać, kiedy wszyscy podpowiadają i można ściągać… No tak, tylko że to zależy od szkoły, nauczycieli i szczęścia…

W pewnym momencie Magda zapytała ich, czy mają komórkę, na co Ernest stwierdził, że jest pierwszą kobietą, która go uprzedziła, bo to on miał o to spytać. W tym momencie wyłam ze śmiechu. Nie spodziewałam się takiej reakcji mojej kumpeli, chociaż zgadzam się z jej punktem widzenia… Ja też nie lubię, kiedy ktoś mnie pyta o numer. Bo jeśli chcę, to sama mogę podać, a jeśli nie? Nie lubię odmawiać, ale czasami po prostu trzeba :>.

       To był bardzo udany i wesoły wieczór, spędzony w miłym towarzystwie. Kto wie, może jeszcze kiedyś się spotkamy z nimi w tym klubie, bo oni uznali, że jest najlepszy we Wrocławiu, a nam także przypadł do gustu. Tylko zastanawiam się, czy dla niektórych będzie to powód do radości, czy może raczej do zmartwień. Dzisiaj dzwoniła Aneta i oznajmiła, że Ernest zasypuje Magdę sms’ami i prosi o spotkanie :>. No cóż, ja nie mam problemu… Moje serce jest już zajęte i nikt nie ma do niego dostępu poza moim Słonkiem. I chociaż oni raczej nie przypuszczają, że z kimś jestem (w końcu nie muszę ich o tym informować :D), to jednak gdyby zaszła taka potrzeba, dowiedzą się o tym. Nie zamierzam dawać nikomu złudzeń i bawić się w żadne esemesowanie. Takie rzeczy już nie dla mnie :)… Jedyny facet, który mnie naprawdę interesuje, doskonale zdaje sobie z tego sprawę :]. I już / dopiero w sobotę się z nim zobaczę… Nie mogę się doczekać!!

Już jestem :)
Autor: linka-1
05 kwietnia 2004, 00:25

       Nie było mnie tylko trzy dni, a tyle się przez ten czas wydarzyło. Nawet nie tyle u mnie, ile u Was. Odwiedziłam po kolei Wasze blogi i na niektórych zobaczyłam po kilka nowych notek :).

       Moja chwilowa nieobecność była spowodowana zainfekowaniem komputera – wszystko okazało się o wiele poważniejsze, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Z niewiadomych przyczyn wirusy cały czas się mnożyły, zamiast znikać i nie dawało się ich usunąć… Trzeba było instalować wszystko od nowa… Zupełny koszmar, a najgorsze, że najprawdopodobniej z mojej winy. Kiedyś szukając czegoś na geografię odwiedziłam różne strony i jak się okazuje ściągnęłam przy okazji multum różnych wirusów (w tym chyba wszystkie możliwe odmiany trojanów). Oj narozrabiałam, chociaż nie sądzę, żeby to wszystko było tylko moją winą. W każdym razie wiem jedno – niczego już nie będę szukała w necie, żeby znowu nie wejść na niebezpieczne strony. Teraz już na szczęście wszystko jest ok. i tylko mam nadzieję, że cholerny dialer nie nabił rachunku telefonicznego na kilka tysięcy złotych, bo wtedy rodzice chyba mnie zabiją.

Nie mogę przeboleć jednego – utraciłam archiwum rozmów prowadzonych przez GG i zapisanych na dysku i listę kontaktów. Z niektórymi osobami już nigdy nie nawiążę kontaktu, a z wieloma będzie to utrudnione. Jestem wściekła na siebie i to nieszczęsne zrządzenie losu… A jakby tego było mi mało, w ogóle nie mogę się dostać na swoje GG, bo odrzuca hasło :/. A ja tak lubiłam wracać do starych rozmów… Nikt nie jest sobie w stanie wyobrazić, jak wielka to dla mnie strata. Obiecałam różnym ludziom, że w wakacje się do nich odezwę, a może się okazać, że nie będę w stanie tej obietnicy dotrzymać. Dlaczego ja nigdy nie wyeksportowałam listy kontaktów? Sama jestem sobie winna i na pewno nie poprawia to mojego samopoczucia…

       Chciałam Wam wszystkim z całego serca podziękować za okazaną troskę i słowa otuchy i pocieszenia. Nie sądziłam, że tak bardzo się tym przejmiecie – jesteście kochani :). I pragnę Was uspokoić – w zasadzie wszystko jest już w porządku. Nie od dzisiaj wiadomo, że za bardzo się wszystkim przejmuję i przeżywam wszystko podwójnie… I chociaż starałam się to zmienić, to nie potrafię. Ja po prostu taka jestem… Gdyby nagle połowa tych spraw stała się dla mnie całkowicie obojętna, byłabym inna osobą… A skoro od tylu osób usłyszałam, żebym się nigdy nie zmieniała, to doszłam do wniosku, że byłaby to niepowetowana strata ;). To oczywiście żart, bo gdyby udało mi się wyeliminować kilka moich wad, to chyba nikt by nie narzekał :>. Wiadomo, że idealna nigdy nie będę, więc tego się obawiać nie musicie :P.

A teraz jedno chcę i mogę Wam obiecać – POSTARAM SIĘ, żebyście już więcej nie musieli się martwić moim stanem i żebyście nie doznawali rozczarowania, wchodząc na mojego bloga i widząc jakieś smutne zapiski zamiast optymistycznych notek :]. Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i ślę Wam szeroki uśmiech (taki od ucha do ucha), którym z niezrozumiałych dla mnie powodów kilka osób tak bardzo się zachwyca =].

Co się ze mną dzieje?
Autor: linka-1
01 kwietnia 2004, 22:09

Dzieje się coś niedobrego... Ja już nic z tego nie rozumiem... W tej chwili znajduję się w takim stanie, że wydaje mi się, że wszystko, co mnie dotyczy, tak naprawdę dotyczy całkowicie obcej osoby. Zupełna obojętność i zniechęcnie... Nigdy dotychczas się tak nie czułam. To przyszło tak niespodziewanie i mnie przeraża... Ale pewnie jutro wszystko się zmieni -  dotrze do mnie, co się stało... Może wtedy zrozumiem... I prawdopodobnie pojawią się cierpienie, ból, rozpacz i łzy... Ale to dopiero jutro... A teraz... Teraz mam ochotę zasnąć i obudzić się wczoraj... Kiedy wszystko wydawało się takie piękne...