Do tych, którzy jeszcze o mnie pamiętają......


Autor: linka-1
06 września 2006, 10:14

Po zastanowieniu postanowiłam napisać kilka słów, żeby nikt nie musiał się o mnie martwić… Ostatnio przestałam zaglądać na blogi – straciłam do nich serce… Nie potrafię też pisać tu tak jak kiedyś… Pewnie dlatego, że moja przygoda w tym miejscu zaczęła się za sprawą Sebastiana… Wszystkie notki są bardziej lub mniej związane z nim. Nie potrafię tego kontynuować, kiedy wszystko się diametralnie zmieniło…

Rozstaliśmy się i nie jest możliwe, żebyśmy do siebie wrócili… Kochałam go, ale później wszystko się zaczęło komplikować. Aż w końcu odkryłam z przerażeniem, że to nas już donikąd nie zaprowadzi… Że nie ma sensu ciągnąć tego dalej. Teraz już wiem, że miłość czasem umiera… Ale chociaż nie kocham go już jak ukochanego mężczyzny, w moim sercu zawsze będzie zajmował ważne miejsce.

 

W moim życiu pojawił się ktoś, kto nie pozwolił mi pogrążyć się w zupełnej rozpaczy i beznadziei. Przywrócił mi on radość życia, której tak bardzo potrzebowałam…

Zrobiłam to, co musiałam, ale wcale nie było mi z tą świadomością lżej… Decyzja o rozstaniu jest chyba najgorszą i najtrudniejszą, jaką można podjąć w życiu… Przez to poczułam się zupełnie osamotniona… To takie okropne uczucie, kiedy nagle wszyscy sprzysięgają się przeciwko nam… Nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Nawet we własnej rodzinie nie znalazłam wsparcia… Rozumiem, że przez te 2,5 roku przywiązali się do Sebastiana… Ale właśnie rodzice powinni zrozumieć, że nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli i że czasem rozstania są konieczne. Niekiedy zastanawiałam się, kto bardziej przez to wszystko ucierpiał… Zdecydowanie wolałabym, żeby to Sebastian mnie zostawił… Wtedy lepiej bym to zniosła… Nie musiałabym ciągle zwalczać w sobie poczucia winy, wyrzutów sumienia… Nie czułabym się tak fatalnie, przypłacając to wszystko nieprzespanymi nocami i morzem wylanych łez. Sebastian mógł mnie atakować, nienawidzić, miał się na kim wyładować… Ja mogłam nienawidzić jedynie samej siebie za to, że byłam zmuszona podjąć taką decyzję. Tak naprawdę życie stało się nagle koszmarem… I nawet obecność Krzyśka nie mogła mi go osłodzić. Nie chcę się w tym momencie nad sobą użalać, ale chciałabym, żebyście zrozumieli, że to wcale nie jest takie proste. Wszystkim z łatwością przyszło potępienie mojego zachowania… I tylko kilka osób z mojego otoczenia potrafiło mnie zrozumieć i udzielić mi wsparcia.

 

Próbuję ułożyć sobie życie na nowo… Ale codziennie napotykam nowe przeszkody… Nagle wszystko skomplikowało się jeszcze bardziej… Nie tylko Sebastian nie mógł się pogodzić z zaistniałą sytuacją… Okazało się, że inni mężczyźni potrafili uchodzić za moich przyjaciół tylko do czasu, kiedy mieli nadzieję zająć kiedyś ważniejsze miejsce w moim sercu. A to już było więcej, niż potrafiłam znieść… Gdyby nie Krzyś, nie wiem, jak by się to skończyło. Do tej pory nie mogę się czasem wyzwolić od myśli, że dla wszystkich byłoby lepiej, gdybym zniknęła na dobre… Do tej pory płaczę po nocach, nie mogąc zasnąć i znaleźć ukojenia.

A Krzysiek musi się z tym wszystkim pogodzić… Zdaję sobie sprawę, że dla niego to także nie jest łatwe… Ale nie traci nadziei, że wszystko się ułoży. Staram się ją czerpać od niego… Pojawił się w moim życiu zupełnie niespodziewanie… i może tak właśnie miało być? Nie wiem, jak poradziłabym sobie bez niego… Jak dobrze, że potrafił przekonać mnie, że powinnam dać mu szansę, skoro naprawdę może się nam udać… Że wyperswadował mi przeświadczenie, że powinnam pozostać sama…

 

Prawda jest taka, że naprawdę szczęśliwa poczuję się dopiero wówczas, kiedy także innym zacznie się układać…

Ale przecież ten dzień w końcu nadejdzie…

17 września 2006
wiesz, za bardzo myslisz o innych, a za malo o sobie.. sprobuj usmiechnac sie do samej siebie i spojrzec na to pod innym katem, a zobaczysz, ze tak naprawde nie jest az tak zle..
aquila
11 września 2006
powiem szczerze, ze myslalam ze Wasz kryzys skonczy sie happy endem. ale niestety nie zawsze w zciu jest rozowo. ale podziwiam cie za podjecie takiej decyzji. nie wiem czy ja bym tak potrafila, czy zdolalabm zostawić.... wierze ze jeszcze wszystko przed toba, ze wszystko sie ulozy.... trzeba wierzyc.
10 września 2006
Jak dobrze ze wrocilas.. tesknilam za toba. Co do rozstania..widac tak musialo byc, nie zawsze jest dobbrze, nie zawsze sie uklada.. Mysle ze Krzys wyprowadzi cie na slonce abys dalej mogla szukac swoich sciezek..tylko potzreba czasu lez i wiary. Dasz radę :*
kasia
08 września 2006
kiedy jest nam bardzo źle życie przynosi nam kogoś, kto w tym okresie pomaga. radziłam sobie z ciężkimi sytuacjami często tylko dlatego, że ktoś taki się pojawiał. wiem, naprawdę wiem, że masz skomplikowaną sytuację. to prawda, że zostawić kogoś jest bardzo trudno. rozumiem Cię i dziwię się, że Twoje otoczenie nie potrafi tego zaakceptować. musisz więc słuchać siebie, tego co w Tobie..i poczekać, aż reszta świata pogodzi się z tą sytuacją. i nie wiń się za uczucia. to nie za Twoją sprawą ta miłość umarła.po prostu czasem tak się dzieje i musisz sama siebie o tym przekonać. czas..czas to wszystko rozplacze
08 września 2006
masz racje, byc moze to pozory, moze wlasnie za taka postawa chowa to, ze tez cierpi. Faceci nie lubia pokazywac po sobie, ze jest im zle. Kto ich tam zrozumie? :)
Ja wiem ze ty wrazliwa dziewczynka jestes... mam nadzieje, ze oboje szybko sie pozbieracie, bo rozpamietywanie, cierpienie, tesknienie nie ma sensu, jesli nie bedziecie juz ze soba.
Ciesze sie, ze jednak pokazalas sie na blogu, mam nadzieje, ze bedziesz czesciej wpadac :*
zlamane-skrzydla
08 września 2006
Cieszę się, że jesteś. :) Tęskniłam :)

Przerobiłam wariant porzuconej i tej, która porzuciła. Za pierwszym razem było lepiej. O wiele trudniej jest powiedzieć, że już koniec... Ale też to ponoć lepsza pozycja.

Grunt, że postąpiłaś tak jak uważałaś za słuszne. A rodzice w końcu się pogodzą z faktem, że w Twoim życiu już S. nie ma.

07 września 2006
zastanawiałam sie co u Ciebie i doczekałam sie do notki... Mysle ze nikogo nie nalezy obwiniac za rozstanie. Poporstu coś umarło. Kiedyś narodzi się nowe. Nie obwiniaj się. Szukaj dalej miłosci :) powodzenia!
*linka* --> Carnation
07 września 2006
Moim zdaniem to tylko pozory, Carnation... A zresztą tak jest lepiej. Pokazywanie tego, jak bardzo go to zabolało, niczego by nie zmieniło. Wiem, że jest mu ciężko... Ale mam nadzieję, że zdoła się z tym w miarę szybko uporać. A czy i mi się to uda? Zobaczymy...
Może i przeżywam to wszystko za bardzo, ale tak było od zawsze i nie potrafię tego zmienić. W każdym razie jakoś muszę sobie dać z tym radę - nie mam innego wyjścia.
Dziękuję Ci za troskę i za pamięć. Kochana jesteś :*.
06 września 2006
moze to jest tak, ze zawsze cos za cos?
a ludzie zawsze beda tylko ludzmi.
szczescia Tobie :*
poza_czasem
06 września 2006
Dobrze że tu jesteś ,dobrze że wstajesz i nie dajesz się rzucić na kolana...
06 września 2006
Bardzo przeżywasz... Ale to minie. Z czasem. Mi tak wszyscy mówią, więc może coś w tym jest.
06 września 2006
no, nareszcie! Rozumiem, ze jest ci ciezko. Ale wydaje mi sie, ze jestes zbyt wrazliwa, za bardzo to wszystko przezywasz. Poczytaj notki Sebastiana, on sprawia wrazenie, jakby wasze rozstanie nie zrobilo na nim wiekszego wrazenia :(
Jestem pewna, ze jak wrocisz na uczelnie, kiedy bedziesz miala wiecej zajec, szybciej zapomnisz, szybciej wrocisz do siebie i bedzie ci latwiej. Uszy do gory! :*

Dodaj komentarz