Bez tytułu


Autor: linka-1
10 czerwca 2005, 13:31

 

Powinnam się pilnie przygotowywać do wtorkowego egzaminu z niemieckiego, ale nie mam siły, ochoty, ani głowy do tego. Moje myśli kręcą się głównie wokół dziadka i jego choroby… Staram się zająć czymś względnie miłym i przyjemnym, żeby nie dopuścić do siebie smutnych myśli. Nie jestem w stanie skupić się na nauce. Dlatego dzisiaj pozwolę sobie jeszcze poleniuchować… Ale jutro nie ma zmiłuj się. Jeśli w ogóle myślę o zaliczeniu tego egzaminu, to muszę się zabrać do roboty… Trzy dni to i tak niewiele… By nie rzec, że zbyt mało. A co tam, w końcu coś z tego mojego optymizmu jeszcze mi chyba pozostało, tak więc może nie będzie źle :). Najważniejsze, żeby dziadkowi się polepszyło po tej dzisiejszej operacji. Nie wiem jeszcze, czy dzisiaj wieczorem pojadę go odwiedzić… Może dopiero jutro… Wolę uniknąć widzenia go w takim stanie, bo mogłabym nie powstrzymać cisnących się do oczu łez… Jak on bardzo zmarniał i wychudł… I jeszcze ta mechaniczna żółtaczka… Przedwczoraj, kiedy zjawiłam się w szpitalu, humor mu dopisywał :). Dzięki temu mogłam zachować pogodną twarz, chociaż nie mogłam oderwać na dłużej wzroku od tabliczki, na której jak wyrok wypisane były te trzy wyrazy… Tu capitis pancreatis… Guz trzustki… Bardzo obawiałam się tych odwiedzin z tego względu, że obawą napawa mnie już sama konieczność pojawienia się w szpitalu… To takie przygnębiające miejsce, a ja nie byłam w nim od urodzenia. Na szczęście Szpital Wojskowy sprawia dość pogodne wrażenie na tyle, na ile to możliwe. Jest jasny i przestronny… Chwila załamania nadeszła tylko raz, kiedy „szpitalny sąsiad” z łóżka obok zaczął opowiadać, co u niego stwierdzili… I dodał, że na szczęście to nie jest guz złośliwy… I mój dziadek odparł, że dzięki Bogu u niego też nie jest złośliwy… To właśnie ta „część” prawdy, którą moi rodzice i babcia przed dziadkiem ukrywają. Miałam wiele wątpliwości, czy należy go oszukiwać. Bo chociaż rozumiem, że nie można dopuścić do tego, żeby dziadek się załamał i poddał, to uważam, że ma prawo znać prawdę. Rozmawiałam wczoraj na ten temat z ojcem i stwierdził, że pozna ją, kiedy to będzie konieczne... Ale w domu, otoczony bliskimi, a nie w szpitalu… I w sumie uważam, że to słuszna decyzja.

Mój dziadek zawsze miał specyficzne poczucie humoru, które nie każdy potrafi zrozumieć. Chyba częściowo pozostało mu to do tej pory. Kiedy się zjawiłam z siostrą i Sebastianem (bo dziadek wyraził chęć poznania go), dziadek powiedział w pewnym momencie: „A mówiłaś, że przyjdziesz z Sebastianem” :>. Zaczęłam się śmiać, a Sebastian odparł: „No przecież jestem” :). Dziadek też się roześmiał. A później odezwał się: „Dagmara mówiła, że z ciebie to takie chucherko”. Nie mogłam się powstrzymać, żeby znowu się nie roześmiać. Rzecz jasna moja siostra niczego takiego nie mówiła :). Ale dziadkowi chyba rzuciło się w oczy, że Sebastian jest taki szczupły :). Chudzinka moja :>. Później zjawiła się moja ciocia. Dziadek w pewnym momencie, mając na myśli ciocię zapytał, czy ona już zna tego Sebastiana. A moja ciocia odparła, że tylko ze słyszenia :>. Haha… To jeszcze nie pora, żeby przedstawiać go całej mojej rodzince :]. Ale przy wizycie w szpitalu Seba poznał dalszą jej część :). Jeszcze tylko spanikowałam na koniec… Wychodziliśmy już, kiedy nagle sąsiad dziadka z łóżka naprzeciwko wskazując palcem licho wie na mnie, na dziadka, powiedział, że już wie, co się stało z tym, co to wczoraj zginął. Zamarłam, kompletnie nie rozumiejąc, o co chodzi. Szpital, chorzy… Wszystko się raczej jednoznacznie kojarzy. Dopiero po chwili zrozumiałam i roześmiałam się z ulgą. Staruszek wskazywał na Orfika - mojego breloczkowego misia, którego dostałam niedawno od Sebastiana, i który zawisnął przy zamku od mojej torebki. Staruszek dowcipnie nawiązywał do kradzieży Misia Uszatka, czy co to tam było, o czym kilka dni temu można było usłyszeć w telewizji :>. Doszłam do wniosku, że na sąsiadów dziadek nie może raczej narzekać. Ma z kim sobie od czasu do czasu pożartować :P.

Boże, oby teraz wszystko się dobrze ułożyło, a dziadek mógł pożyć jeszcze kilka lat we względnym spokoju… Najbardziej obawiamy się nagłego pogorszenia samopoczucia, bo może być ono zagrożeniem życia dla osłabionego organizmu dziadka :(. Nadzieja i modlitwa… Tylko to pozostało.

Dziękuję Ci, Kochanie, że zgodziłeś się odwiedzić ze mną dziadka, i że jego życzeniu mogło stać się zadość :*.

 

16 czerwca 2005
nie ma sprawy słoneczko :)... przecież wkońcu musiałem kiedyś poznać Twoją rodzinę... szkoda tylko że w takich okolicznościach.. kiedy Twój dziadek poważnie jest chory... mam nadzieję, że potym jak poznał przyszłego męża swojej wnuczki to od razu zaczoł ozdrowiejeć :D
-=Buszmen=-
14 czerwca 2005
Ojej.Przypomniał mi sie mój dziadziu. On tez miał raka ale chyba jelita. Pamietam jak lezał w szpitalu, a pozniej juz rodzice nie pozwalali mi i mojemu bratu wchodzic do szpitala zeby nie patrzec :( Nie pamietam nawet jak to wszystko sie stało :( Ale zapamietałam mojego dziadzia jako kogoś wyjątkowego :) To był wspaniały człowiek :) Życze twojemu dziadkowi zdrowia, noi mysle ze dobrze ze ma nadzieje, bo to jest najwazniejsze.Ma dzieki temu sile do walki, wierzy ze sie uda, a jesli wierzy to juz połowa sukcesu :) naprawde 3mam kciuki zeby wszystko było dobrze :) pozdrawiam :)
Kumcia
14 czerwca 2005
Dasz rade sobie z egzaminami..optymizmu nie trac:) A ze zdrowkiem Twojego Dziaidusia bedzie wszytko w porzadku aa przy takich ludziach,ktorzy leza znim napewno nie bedzie mial zlego samppoczucia...:*
14 czerwca 2005
Już kilka razy się przekonałam, że dużo zależy od nastawienia chorego, znasz powiedzenie, że gdy pacjent chce żyć, to medycyna jest bezsilna ;)
13 czerwca 2005
Zawsze choroba bliskiej osoby tak wpływa na nasze samopoczucie, ze nic nam się nie chce, a myśli krązą tylko wokół jednego:( ale miej andzieje, że wszystko się ułoży. Jeżeli dziadek jeszcze tryska humorem, to znaczy, ze nie am sie czym martwić, jeżeli On jest uśmiechniety, Ty(Wy)tez bądxcie, nawet przez łzy..
Dotyk_Anioła
12 czerwca 2005
Wtorkowy egzamin z niemieckiego... Ja we wtorek zaliczam poprawkę egzaminu - przejścia na poziom certyfikatalny... Trzymaj kciuki o 19:30 :) Wiem co przeżywasz... Mój dziadek umarł w szpitalu, po zawale, podłaczony do tych wszystkich aparatur, respiratora... Nie baliśmy się nagłego pogorszenia, ale polepszenia... Przyszło polepszenie, czuł sie cudownie przed śmiercią... :(
olinaaa
11 czerwca 2005
wiara czyni cuda!!! \'Cud jest najukochańszym dzieckiem wiary\'.[Johann Wolfgang Goethe] 3m sie skarbie;* Ja takze sie pomodle...
10 czerwca 2005
ja tylko przytulę, na znak, że byłam.
10 czerwca 2005
będzie dobrze :) wierze w to. Zdowia dla Twojego dziadzia :)!. 3maj sie :*!!
10 czerwca 2005
wszystko będzie dobrze :)
aquila
10 czerwca 2005
nadzieja i wiara czynia cuda. i zgadzam sie z Twoja rodzina, to nie jst jeszcze czas na taka prawde. Na razie moim zdaniem jest czas na nadzieje jesli jeszcze istnieje. co do mnie to ostatnio mialam egz z 800 stron i 800 art w kodeksie. tylko przeczytanie tego materialu raz w zupelnosci nie wystarczy. no coz, sama tego chcialam:) pozdrowko i badz silna, bedzie dobrze
kaisa
10 czerwca 2005
rozumiem o czym mowisz..poczytaj u mnie. nie wiadomo,co bedzie. wazne,zeby wierzyc.bo nic innego nam nie pozostalo.
10 czerwca 2005
tez mam we wtorek egzamin, na szczescie juz ostatni, do przeczytania ksiazka ktora ma 260stron, ale tyle rzeczy dzieje sie dookola ze nie moge sie zabrac za nauke. Domyslam sie co teraz przezywasz, dlatego mam nadzieje, ze wszystko bedzie dobrze!
10 czerwca 2005
Dla Dziadzia dużo zdrowia, a dla Ciebie dużo siły :*:*:*

Dodaj komentarz