Przyzwyczajam się


Autor: linka-1
09 października 2007, 20:00

Powoli zaczynam się przyzwyczajać do mojej nowej uczelni. Ciężko mi się jednak na nowo wdrożyć w ten akademicki rytm. Widać musi jeszcze upłynąć trochę czasu… Ostatecznie zdecydowałam się zrezygnować z zajęć uzupełniających wykształcenie pedagogiczne. I tak nigdy mnie nie interesowało nauczanie w liceum. Jeśli zdecyduję się pracować jako nauczycielka, to co najwyżej w gimnazjum. Może gdyby prowadzący był inny, podjęłabym się tego, ale nie zamierzam się użerać z ześwirowanym człowiekiem dla papierku, który nie jest mi do niczego potrzebny. Wolę poświęcić swój czas na kontynuację nauki języka obcego. W tym przynajmniej widzę sens…

 

Od wczoraj męczy mnie okropny katar. Mam nadzieję, że nie rozwinie się w nic poważniejszego. I tak czuję się nie do życia. Ani na chwilę nie mogę się rozstać z chusteczką. Jeszcze trochę i stracę nos :P. Jak ja nie lubię być przeziębiona…

 

Marzy mi się kilka dni spędzonych wyłącznie z Krzysiem… Brakuje mi zasypiania i budzenia się u jego boku. Nie lubię przebywać w domu sama, bez niego. To zaczyna być irytujące… Taka przymusowa rozłąka, chociaż gdybyśmy mieli taką możliwość, już dawno zamieszkalibyśmy razem. Ale na razie nic nie możemy na to poradzić. Cieszę się, że go mam. To jest najważniejsze. Jest nam ze sobą tak dobrze… Wspieramy się, pomagamy sobie nawzajem i na każdym kroku okazujemy sobie naszą miłość. Chyba nie może być cudowniej :).

14 października 2007
Chyba masz mocno czerwony ten nos!? ;> Dobrze ze nic powarzniejszego, chociaz wierze ze ten katar musi byc na prawde uciazliwy. Tak jak ten ześwirowany człowiek, z powodu ktorego zaniechalas doskonalenia swoich pedagogicznych umiejetnosci. Dobrze to ujelam? Jesli nie.. trafnie to wybacz moja zuchwalosc. Milo wrocic do swoich!
dotyk-aniola
14 października 2007
Oj ciężko, ciężko... Z trudem przychodzi mi powrót do systematyczności... Przy biurku powiesiłam nawet kartkę: "Systematyczna nauka = wolny weekend". Zaklinam siebie, ze wystarczyłabym godzinka dziennie, jedna jedyna stornniczka i maiałbym teraz więcej czasu a nie urwanie głowy... Jesienna pora przeziębień w pełni... Mnie na szczęście jakoś omija ta nieprzyjemność, choć zmarznięta nawet w domku jestem okropnie... Też mam taką tęsknotkę do Niego... I perspektywa następnych wakacji jest dla mnie taka odległa... Znalazłam sobie bliższe punkty odniesienia, żeby ukrócić czas... Boże Narodzenie i Sylwester :o).
13 października 2007
a ja sie tylko usmiechne :) bo rozumiem
aquila
13 października 2007
oj to zdrowka zycze!! chociaz tej jesieni to kazdy chyba musi przejsc przeziebienie, ja juz mam je za soba na szczescie!!:) tylko nie uczyc w szkole!! tez wolalabym uczyc sie jezyka. pozdr
ka
12 października 2007
dlaczego nie w liceum?! uważam, że praca z Nami-Licealistami to czysta przyjemność!;)
Misiek
10 października 2007
słodki buziak :*
10 października 2007
No nie, mnie też coś bierze... :D

Cieszę się bardzo, że jesteś taka szczęśliwa :))

A do uczelnianego trybu życia przywykniesz. Ja już powoli się przyzwyczajam :))
09 października 2007
moj maz tez cos chory jest. Widac jakis wirus sobie panuje :/
A ja napisze cos w koncu, obiecuje :)

Dodaj komentarz