Dla tych, którzy nie zapomnieli...
| Kategorie: Nowy rozdział życia
20 lipca 2009, 14:15
Właśnie doszłam do wniosku, że blogi uzależniają. Kiedy tak pisałam komentarze na Waszych stronach, przypomniało mi się to uczucie, gdy człowiek z radością przelewał swoje myśli „na papier” po to, by podzielić się najnowszymi wieściami i przemyśleniami z innymi. Wydawało mi się, że więcej nie będę do tego zdolna, a teraz przyszło mi zweryfikować ten pogląd - jak się okazało zdecydowanie na wyrost.
Moje zamiłowanie do pisania znów dało o sobie znać… Stwierdziłam więc, że mogę spróbować napisać o tym, co się u mnie wydarzyło przez czas mojej nieobecności, tym bardziej, że w jakimś sensie czuję się do tego zobowiązana ze względu na to, że do tej pory o mnie nie zapomniałyście. InnaM zadała pytanie, co było przyczyną mojego zniknięcia. Wiele czynników odegrało swoją rolę przy podejmowaniu przeze mnie tej decyzji. Z jednej strony był to głos rozsądku, który podpowiadał, że jakoś niezręcznie jest budować podwaliny nowego szczęścia na gruzach starego, tym bardziej, że nie chciałam przyczyniać się do niczyjego bólu (kiedy to wszystko było jeszcze tak świeże) i z tego powodu narażać na wyrzuty własnego sumienia. Zastanawiałam się więc nad założeniem nowego bloga, ale szybko zarzuciłam ten pomysł. Zbyt wielkie było moje przywiązanie do tego miejsca, więc uznałam, że skoro nie ma innego wyjścia, pora skończyć z pisaniem tutaj na dobre. Poza tym nie ukrywam, że nie czułam się tu najlepiej, ponieważ odnosiłam wrażenie, że niektóre osoby potępiają moją decyzję o zakończeniu poprzedniego związku. Straciłam serce do blogów w ogóle i zdałam sobie sprawę z tego, że czuję gorycz i żal do niektórych osób, które, jak sądziłam, przypisywały sobie w duchu prawo do kwestionowania podejmowanych przeze mnie decyzji, kierując się sympatią do mojego poprzedniego partnera, umacniającą niechęć do mnie. Stwierdziłam, że nie będę już w stanie się więcej otworzyć, więc jedynym sensownym rozwiązaniem jest odejście z blogów.
Teraz, kiedy od tamtych wydarzeń upłynęło już naprawdę sporo czasu, wreszcie odetchnęłam. Wydaje mi się, że w końcu zdołałam wybaczyć samej sobie i innym. Myślę, że przez te ponad trzy lata wygasły już wszelkie negatywne emocje i tamten etap mojego życia definitywnie należy do przeszłości. Niczego nie żałuję, pielęgnuję w sobie wyłącznie piękne wspomnienia i cieszę się życiem. Ukończyłam studia z wynikiem bardzo dobrym na dyplomie, nieodwołalnie wkraczając w dorosłe, samodzielne życie. Odrzuciłam propozycję robienia doktoratu na uczelni, ponieważ uznałam, że najwyższa pora spełnić swoje marzenia i przekonać się, czy rzeczywiście sprawdzę się w roli nauczyciela języka polskiego w szkole podstawowej. Nie ukrywam, że miałam sporo wątpliwości, którą drogą powinnam podążyć, ale po raz kolejny postanowiłam pójść za głosem serca, nie rozsądku. Propozycję pracy w szkole, którą otrzymałam dzień po obronie (02.07.2009), uznałam za dany mi z góry znak, tym bardziej, że po bezowocnym obdzwonieniu lub odwiedzeniu ponad 250 szkół wydawało się, że nigdy nie uda mi się znaleźć zatrudnienia w zawodzie. Z żalem rozstaję się z murami uczelni (choć tak często na nią narzekałam) i najwspanialszą na świecie promotorką, ale wierzę, że wreszcie zacznę robić to, co jest mi od dawna pisane :). Nigdy nie brałam pod uwagę robienia doktoratu i zawsze powtarzałam, że to nie dla mnie, natomiast od pięciu lat nieustannie marzyłam o pracy w szkole, co utwierdza mnie w przekonaniu, że podjęłam słuszną decyzję. Przeraża mnie tylko ogrom pracy i odpowiedzialności, które teraz na mnie spadają… Tyle rzeczy muszę zrobić przed początkiem roku szkolnego! Może po przeczytaniu jeszcze większej ilości literatury pedagogicznej poczuję się trochę pewniej. Przez te pięć lat studiów zgromadziłam całkiem pokaźną kolekcję książek przydatnych do pracy w szkole, wzbogaconą ostatnio o kolejne pozycje. Obym tylko dała sobie jakoś radę.
Jedynym poważnym powodem do zmartwień jest kiepski stan zdrowia mojej siostry. Od dłuższego czasu miała problemy ze zdrowiem, ale ich obecne natężenie jest przerażające… Znów trafiła do szpitala, ale lekarze wciąż nie wiedzą, co jej jest i jak mogą pomóc. A ona z dnia na dzień marnieje w oczach i staje się coraz słabsza… Nie może jeść ani pić, bo wszystko zwraca, a przy życiu utrzymuje ją kroplówka. Niedługo nie będzie już jednak żyły, w którą można by się wkłuć… Oby stał się cud i nastąpił wreszcie jakiś przełom. Dlaczego lekarze w Polsce tak często bywają zupełnie bezradni? Pielgrzymka do Częstochowy pomogła w wielu sprawach, ale ta najważniejsza intencja wciąż pozostała bez echa… W ciągu całego życia tyle moich modlitw zostało wysłuchanych, a ta jedna, nie wiedzieć czemu, nie... Nie jestem w stanie tego zrozumieć...
Nie chcąc kończyć tak smutnym akcentem, na koniec zachowałam wieści na temat mojego życia prywatnego. Jeśli o nie chodzi, wszystko układa się jak w bajce. Wczoraj świętowaliśmy z Krzysiem trzecią rocznicę naszego związku. Jak ten czas szybko zleciał… Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że nigdy nie czułam się szczęśliwsza. Mam tylko jeszcze takie jedno marzenie, żeby wreszcie stać się narzeczoną, a później nawet żoną :). Jedyną przeszkodą jest brak funduszy, ale teraz wszystko wydaje się być na dobrej drodze, ponieważ obydwoje znaleźliśmy pracę i choć zarobki początkowo nie będą wielkie, wierzę, że jakoś damy sobie radę i stopniowo zrealizujemy przynajmniej część naszych planów. Szkoda tylko, że nie uda się nam w tym roku nigdzie wyjechać… Tak bardzo tęsknię za morzem… Niestety, póki co będą nam musiały wystarczyć jakieś weekendowe wypady, ale zrekompensujemy sobie to wszystko za rok :).
Niesamowite wydaje mi się to, że jeszcze o mnie pamiętacie… Byłam święcie przekonana, że już dawno zniknęłam z Waszych wspomnień. To naprawdę wzruszające… Dziękuję Wam za tę pamięć i za to, że zależało Wam na moim powrocie. Ja też za Wami tęskniłam i pewnie dlatego, korzystając z odrobiny wolnego czasu, ponownie odwiedziłam serwis blogi.pl.
A tu zamieszczam zdjęcie z pięknym słonecznikiem, który dostałam od Krzysia w naszą rocznicę :) - KLIK.
Dobrze, że jest własnie tak.
Wytrwałości!
Młodzi jesteście, jeszcze przyjdzie czas na narzeczeństwo i małżeństwo :) A na zdjęciu wyglądasz kwitnąco!
Smutne to co piszesz o siostrze i dziwne, że lekarze nie potrafią zdiagnozować choroby. Miejmy nadzieje, że jednak będą umieli jej pomóc. Trzeba mieć nadzieję.
Pozdrawiam bardzo serdecznie ;)
Super ze jestes :*
Aquila
Dodaj komentarz