Ein Unglck kommt selten allein...


Autor: linka-1
11 lutego 2004, 11:59

Czyli opowieść z cyklu „nieszczęścia chodzą parami”...

Odnoszę wrażenie, że ostatnio wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie...

Niespodziewanie przedwczoraj do mojego pokaszliwania doszedł okropny katar, który wczoraj już tak się rozwinął, że nie mogłam ani na chwilę rozstać się z chusteczką. Czułam się fatalnie, a wyglądałam pewnie jeszcze gorzej i zdecydowałam się odwołać moje spotkanie z Sebastianem. Moje słonko oznajmiło, że w takim razie odwiedzi mnie z Wiktorem (szczurkiem J) w domu... Niestety ze względu na moją siostrę nie było to możliwe... Z jednej strony żałowałam, że nie zobaczę się z moim skarbem, ale z drugiej strony odetchnęłam z ulgą, że nie będzie mnie widział w takim stanie. Seba chyba jakoś się z tym pogodził... Ale później doszło do kolejnego nieporozumienia... Opanowały go natrętne myśli i różne dziwne przemyślenia. To się widocznie udziela, bo sama też zaczęłam rozmyślać o wszystkim... I doszłam do różnych głupich wniosków... Wiem, że nie zawsze będzie kolorowo, a nieporozumień nie da się uniknąć... Ale w naszym przypadku w ruch idzie niezwykle żywa wyobraźnia i... w efekcie nigdy nie przynosi to nic dobrego. W pewnym momencie już nic nie widziałam przez łzy...

Po tej rozmowie poszłam się położyć i przespałam spokojnie 1,5 godziny. Nie wiedziałam wtedy, że noc nie okaże się dla mnie łaskawa... Pod wieczór zaczęłam się czuć coraz gorzej... Kaszlałam coraz częściej, katar nie dawał mi spokoju, a oczy mi łzawiły... Moi rodzice oświadczyli, że nigdzie nie ruszam się z domu do końca tygodnia. A przecież jutro planowałam wyjazd do Częstochowy, co im zresztą oświadczyłam i doprowadziłam do ostrej wymiany zdań. Nie mam ochoty nigdzie się ruszać w takim stanie, ale tego wyjazdu nie mogę sobie podarować... Planujemy go z kumpelami już od ok. pół roku i w końcu musi dojść do skutku... Jeżeli nie w ferie, to chyba już nigdy... Dlatego nic mnie nie zatrzyma w domu...

Jakiś czas potem zadzwoniła moja koleżanka i oświadczyła, że rodzice nie puszczą jej na dwa dni... W związku z tym stanęło na tym, że będzie to jednodniowa wyprawa... Przynajmniej odpadł nam problem noclegu... My, jak to my – szalone, z głową pełną zwariowanych pomysłów - zamierzałyśmy spędzić noc w jakimś klubie... Teoretycznie (do wiadomości naszych rodziców) miałyśmy nocować w Domu Pielgrzyma. Teraz dochodzę do wniosku, że może to i lepiej, że wrócimy jeszcze tego samego dnia. Nie ma co kombinować, bo jeszcze wyniknie z tego jakieś nieszczęście... Hmm... właśnie rozmawiałam przez telefon z kumpelą – dziewczyny dzisiaj do mnie przyjdą i wszystko ustalimy. Wiem, że Anecie zależy bardzo na tym, żebyśmy jechały na dwa dni... No ale zobaczymy jak to będzie J. Żebym tylko nie dostała gorączki, bo wtedy mogę zapomnieć o jakimkolwiek wyjeździe...

Czuję się nie do życia... Mam za sobą nieprzespaną noc (udało mi się zasnąć tylko na kilka godzin), bo cały czas męczył mnie kaszel... Myślałam, że wypluję sobie płuca... Boże, czym sobie na to zasłużyłam...? Nie chcę, żeby nadeszła noc, jeżeli znowu mam przeżywać takie męczarnie L. Właśnie skończyłam lekcję niemieckiego... Powinnam teraz pisać przez 5 godzin maturę, ale chwilowo nie jestem w stanie...

Nieporozumienie z moim kotkiem, niepotrzebne nerwy... Rozpacz, łzy, zwątpienie... Teraz moja choroba, tuż przed wyjazdem do Częstochowy... Kaszel, który prawie mnie wykończył... Zerwanie kontaktów z tyloma ważnymi dla mnie osobami... Teraz jeszcze tylko brakuje tego, żeby rodzice zabronili mi jechać... A nie przeżyję tego... I tak jak na razie przez to wszystko życie wydaje mi się pasmem niepowodzeń...

13 lutego 2004
Hmm... No dobrze, zrezygnuję z tego pomysłu (chyba ;)). Najwyżej zamieszczę pod spodem tłumaczenie :D. Przydałoby mi się coś takiego... Taki sprawdzian przed maturą... Ale nie wiem, czy dałabym radę. Czasami mam trudności, żeby swoje przemyślenia ubrać w słowa po polsku, a co dopiero po niemiecku... Ja za Tobą także tęsknię, ale chyba doskonale zdajesz sobie z tego sprawę... Staram się jak najszybciej wrócić do zdrowia, słonko :).
12 lutego 2004
ejj koteczku nie... ja nie umiem niemca :(... to by nie było czyste zagranie... a może tak ja napiszę po rusku ?? ;)... a tak pozatym to chciałem powiedzieć że tęsknię za Tobą bardzo... wyzdrowiej koteczku... -=Buszmen=-
12 lutego 2004
Eh..to pradwa że bardzo często nieszczęścia chodzą parami..no ale nic sie na to nie poradzi:( Wiesz co..może lepiej nie zostawajcie w klubach na clusienką noc..bo..bo..bo lepiej nie:P.Zazdroszcze ci tego wypadu do Czestochowy..ja też bym chciała się z wami zabrać:P Mam nadzieje że katar i wszystkie złe dolegliwości miną i bedziesz w stanie pojechać:))..pozdrawiam:]
12 lutego 2004
Hmmm... Cieszę się, że ktoś go zrozumiał :>. Ja też jestem z Ciebie dumna :). Widzę więc, że następnym razem mogę napisać całą notkę po niemiecku ;D.
*KiNiA*
11 lutego 2004
właśnie zdałam sobie sprawę, że zrozumiałam tytuł twojej notki po niemiecku (przedtem poprostu go pominełam) łał jestem z siebie dumna i musiałam komuś o tym napisac :)
11 lutego 2004
Hmm... Jednak pewne rzeczy chyba należy planować :). Nie można wszystkiego robić pod wpływem impulsu, spontanicznie... W taki sposób też można sobie zaszkodzić... Niestety z wypadu jak na razie nici... Odezwał się we mnie zdrowy rozsądek. Jest też w tym zasługa mojego słonka :). Nie mogę igrać ze swoim zdrowiem... Nie chcę później wylądować w szpitalu. A najzabawniejsze jest to, że okazuje się, że nawet gdyby nie moje złe samopoczucie, wyjazd ten i tak by nie doszedł do skutku ze względu na pewne okoliczności... W sumie chyba dobrze się stało... Bo ani ja, ani moja koleżanka nie mamy wyrzutów sumienia, że to z naszej winy się nie udało :). Ale przed maturą na pewno odwiedzimy Częstochowę... Może w jakiś weekend. Robię co mogę, żeby jak najszybciej odzyskać pełnię sił :). A co do mojego życiowego optymizmu... Chyba właśnie się on objawia :). Nie ma co narzekać... I tak nie jest źle, inni mają gorzej... Gdyby na całym świecie istniały tylko takie problem
*KiNiA*
11 lutego 2004
Jeden wniosek mi się nasówa NIGDY NIC NIE PLANUJ nie zaplanowane bardziej cieszy i nie rozczarowuje, ale mam nadzieję że i tak uda wam sie ten wypad. A gdzie twój życiowy optymizm? Życzę szybkiego powrotu do zdrowia!!!
11 lutego 2004
Więc nie czytaj już tego, słonko... Wystarczy już tego smutku i zadręczania się... Wiem, kochanie, że się martwisz się moim stanem zdrowia i dlatego jesteś temu wyjazdowi przeciwny. Zdaję sobie sprawę, że jest to podyktowane troską o moją osobę... Ale ja muszę pojechać do tej Częstochowy. Tak bardzo mi na tym zależy, że po prostu znienawidzę moich rodziców, jeżeli zabronią mi wyjechać. Wiem, że to z mojej strony nierozsądne, taki głupi upór. Ale postaraj się mnie zrozumieć... Mam nadzieję, że ten wyjazd nie odbije się na moim zdrowiu... Ale ja teraz nie potrafię o nim myśleć. Sebastian, Ty nieznośny uparciuchu... Zrozum, że nie możesz brać na siebie całej odpowiedzialności za te wszystkie nieporozumienia. Sama zawiniłam nie mniej od Ciebie... Ale skończmy już z tym roztrząsaniem winy... Leży ona po stronie nas obojga, ale powinniśmy się raczej skupić na tym, jak ich w przyszłości możemy uniknąć. Nigdy nie jest idealnie i psuć się prawdopodobnie będzi
11 lutego 2004

Dodaj komentarz