Śmiech to zdrowie, ale... okazuje się,...


Autor: linka-1
09 lutego 2004, 13:40

Zaczynam mieć do samej siebie pretensje o mój śmiech... Ci, co mnie dobrze znają, wiedzą doskonale, że mogą się spodziewać tego, że wybuchnę śmiechem w najmniej spodziewanym momencie. Wiedzą także, jak trudno jest mi się czasami uspokoić... Okazuje się jednak, że przez moje poczucie humoru nie tylko posądzana jestem o zamiłowanie do alkoholu ;), ale także czasami mój śmiech zostaje źle zinterpretowany... Taka sytuacja miała miejsce chociażby wczoraj. A przecież nie jestem taka podła i bezczelna, żeby śmiać się z czyjegoś (bardziej lub mniej dosłownie pojmowanego) nieszczęścia...  Kiedy ktoś się przy mnie smuci, martwi albo jest zły, jest mi bardzo przykro z tego powodu. I zrobiłabym wiele, żeby wywołać uśmiech na twarzy takiej osoby. Potrafię zrozumieć, że kiedy ktoś akurat nie był w wesołym nastroju, a ja się nagle zaczęłam śmiać, mogło to zostać źle odebrane... Ale kiedy wyjaśniam komuś przyczyny czegokolwiek (w tym przypadku nagłego wybuchu śmiechu) liczę na to, że przyjmie to do wiadomości nie poddając moich słów w wątpliwość... Nie mam zwyczaju kłamać... I nie zdarza mi się to zbyt często. Przeważnie uciekam się do kłamstwa, kiedy prawda może kogoś skrzywdzić lub zaboleć... Jednak w tym przypadku nie musiałam tego robić, ponieważ wesołość wywołało u mnie coś zupełnie innego. Boli mnie, kiedy ktoś zdaje się nie dowierzać moim słowom... W końcu ile można kogoś o czymś zapewniać... Tu nawet nie chodzi o brak zaufania, bo nie można tego tak nazwać... Ale właściwie o co chodzi? Kiedy kłamię w jakiś błahych sprawach, można to bardzo łatwo wyczuć... ponieważ zaczynam się śmiać... Nie zostałam stworzona do oszukiwania :P. Najczęściej próbuję po prostu kogoś nabrać i sobie zażartować, ale rzadko kiedy mi się to udaje. Jedynie świadomość, że od moich słów bardzo wiele zależy może sprawić, że udaje mi się kogoś oszukać (w dobrej wierze). Oczywiście wiem, że żadnego kłamstwa nie można usprawiedliwić, ale... ja nie potrafię zadawać komuś bólu czy cierpienia. Dlatego czasami wolę skłamać niż powiedzieć prawdę i kogoś zranić... Jednak gdybym wczoraj kłamała, nie patrzyłabym tej osobie prosto w oczy i nie zapierała się tego. Nie potrafiłabym tak... Wielu nieporozumień uda się nam uniknąć, jeżeli ktoś będzie bardziej wierzył moim słowom... Zwłaszcza dotyczącym pewnej nie dającej mu spokoju kwestii...

A teraz jeszcze prośba do wszystkich tych, którzy mają ze mną bezpośredni kontakt – wybaczcie mi moje niekontrolowane i niespodziewane wybuchy śmiechu... Nie jestem w stanie nic na to poradzić, że mam tak żywą wyobraźnię i typowe dla mnie poczucie humoru. Proszę o więcej zrozumienia dla mojej skłonności do śmiechu ;). A najlepiej będzie, jeżeli po prostu będziecie się śmiać razem ze mną :D.

09 lutego 2004
Hmm... I tak jutro z Ciebie wyciągnę, co jeszcze masz do powiedzenia na ten temat :D. Oczywiście, że niemożliwe jest, żeby było idealnie. Ale skoro do tego dążysz i się starasz, żeby było najlepiej, jak to możliwe, to nie można wymagać niczego więcej :). Wiadomo, że nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli i trzeba się z tym pogodzić :).
09 lutego 2004
hmmm... i wszystko jasne... dużo z tego komentarza zachowam dla siebie a powiem tak... nie możliwe jest aby zawsze było idealnie... jednak jest możliwe aby było prawie idealnie... i ja się staram aby tak było... lecz nie zawsze wychodzi... -=Buszmen=-
09 lutego 2004
nie przejmuj sie tak..jeśli ktoś źle cie zrozumiał to już jego sprawa..przecież ty miałaś dobre intencje no nie?:)..pozdrawiam i zapraszam do siebie:]

Dodaj komentarz