Zdrada


Autor: linka-1
09 września 2005, 09:23

 

Kiedyś wydawało mi się, że prawdziwa miłość wszystko wybaczy… Że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Ale teraz wiem, że jednego po prostu nie byłabym w stanie przebaczyć (nawet gdybym chciała) - zdrady. Jest to bowiem dla mnie równoznaczne z podeptaniem miłości i wszystkiego, co najpiękniejsze, co łączyło dwoje zakochanych ludzi. Zbrukanie uczciwości, wierności, odpowiedzialności… To coś tak potwornego i obrzydliwego, że nie mieści mi się w głowie. W końcu, jeśli ktoś decyduje się pójść do łóżka z kimś innym, to coś go musi w tym kimś pociągać, zachwycić. To takie krzywdzące w stosunku i z punktu widzenia osoby zdradzonej. Może to też oznaczać, że takiej osobie czegoś w związku brakowało i zamiast porozmawiać o tym z partnerem i poszukać jakiegoś rozwiązania, postanowiła ona znaleźć to gdzie indziej i popchnęło ją to do tak niegodnego czynu :/. Oczywiście zdarza się też, że ktoś jest tak pijany, że nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co robi i to, jak wygląda kobieta / mężczyzna, jest mu w zasadzie obojętne. To jednak skrajny przypadek, który i tak niczego nie tłumaczy. Nie potrafiłabym szanować kogoś takiego… Takie zachowanie jest dla mnie odrażające, równoznaczne ze zezwierzęceniem się… Człowiek musi umieć nad sobą panować i nie doprowadzać się do takiego stanu, kiedy traci nad sobą kontrolę. Przecież czymś się od zwierząt różnimy…

 

Bolałaby mnie nawet zdrada duchowa - w samych myślach, a co dopiero taka przejawiona w czynach… Gdybym została zdradzona, załamałabym się… Moje życie rozpadłoby się na kawałki. Utraciłabym całą ufność i wiarę w uczciwość i szlachetność ludzi i nie potrafiłabym sobie z tym poradzić. Prawdopodobnie przez długi czas nie byłabym w stanie zaufać innemu mężczyźnie. A może już nigdy by mi się to nie udało…? Zależałoby to pewnie od tego, jak wiele by mnie z mężczyzną łączyło, ile by on dla mnie znaczył…

Mówi się, że zanim dojdzie do zdrady fizycznej, poprzedza ją najpierw zdrada duchowa, emocjonalna. Już tylko ona może poczynić ogromne szkody i spustoszenie… A wtedy do przekroczenia granicy już tylko jeden krok…

Trudno mi uwierzyć w to, by komuś mogły przychodzić do głowy myśli, których by sobie nie życzył. A jeśli ktoś w myślach zdradzałby partnera, to chyba nie miałby większych oporów, by zrobić to także w rzeczywistości. Prawdą jest jednak, że aby do tej zdrady doszło, trzeba na nią przyzwolić.

 

Czy Waszym zdaniem zdradą jest np. flirtowanie z kimś przez Internet lub też na żywo (w końcu flirtuje się w określonym celu, nie jest to zwykła rozmowa) lub umówienie się z osobą, która nas zauroczyła? Moim zdaniem tak, chociaż rzecz jasna jest to łagodniejsze oblicze zdrady. Dla mnie jest to igranie z ogniem i to na dodatek nieuczciwe… W końcu, jeśli się jest w stałym związku, nie ma się prawa flirtować lub umawiać na randkę z kimś innym. Kiedy taka osoba zajmuje coraz więcej miejsca w naszych myślach, kiedy zaniedbuje się dla niej swojego partnera, to czy może się stać jeszcze coś gorszego oprócz samego aktu seksualnego lub porzucenia?

 

Jak daleko Waszym zdaniem można się posunąć, nim określi się coś mianem zdrady? Niewinny flirt, spotkanie (już nie tylko czysto koleżeńskie – a np. jako następstwo flirtu), pocałunek, czy może dopiero wylądowanie z kimś w łóżku?

 

Skoro sama postępuję uczciwe i oddaję się cała ukochanej osobie, tego samego oczekuję od niej. Czy nie jest to słuszne? Uczucia ukochanej osoby są dla mnie świętością i wymagam, by druga strona także się liczyła z moimi.

 

Zdaniem psychologów, istnieje coś takiego jak genetyczne predyspozycje do niewierności. Najczęściej wykazują je mężczyźni, którzy mieli w rodzinie jakiegoś niewiernego faceta (np. ojca lub brata). Cechuje ich duża inteligencja, pewność siebie, ambicja i... odpowiedzialność.

Nie wiem, co sądzić na ten temat… Taka myśl wydaje mi się zbyt okropna. Podejrzliwość względem jakiejś osoby tylko dlatego, że w jej rodzinie ktoś okazał się niewierny, wydaje mi się niesprawiedliwa. Śmiem twierdzić, że takie rzeczy zależą od wpojonych zasad moralnych, wrażliwości, uczciwości, szacunku do siebie samego i drugiej osoby i poczucia odpowiedzialności za nią. A także od siły i prawdziwości uczucia, którym darzymy drugą osobę. Czy jakieś niechlubne wzorce mogą nad tym wszystkim zwyciężyć? Czy tzw. predyspozycje do niewierności mają być usprawiedliwieniem??

 

Znalazłam dwa cytaty, z którymi nie mogę się zgodzić.

 

"Czasem trzeba dokonać małej zdrady, by się uchronić przed dużą"

 

"Nie każda zdrada jest prawdziwą zdradą. Czasem to tylko awaria hamulców moralnych"

 

Moim zdaniem zdrada, to zdrada. Oczywiście może być ona bardziej lub mniej okropna zależnie od tego, jak daleko się człowiek posunął i czy żałował czy też nie zrobiło to na nim większego wrażenia… Dla każdego z nas jednak ta granica i ocena danego czynu i skali niewierności będzie inna… Ale sam fakt pozostaje faktem i nie daje się temu zaprzeczyć i wymazać go z życiorysu.

Są rzeczy, z którymi można się pogodzić i je wybaczyć, a są takie, w obliczu których nie jest to możliwe…

Dla mnie nie istnieje coś takiego, jak awaria hamulców moralnych. Moralność albo się posiada, albo nie. Albo przestrzega się własnego kodeksu i podejmuje się decyzje zgodnie z własnym sumieniem i tym, w co się wierzy, co uznaje się za słuszne i zgodnie z tym, czy coś się nam godzi, czy nie, albo pozwala się sobie na rozprężenie i porzucenie wszelkich zasad, tłumacząc to w równie głupi sposób.

Prawdziwość zdrady… Kiedy zdradza się drugiego człowieka i zawodzi pokładane w nas zaufanie, wyrządza się krzywdę. A to oznacza, że coś jest nie tak… Oczywiście łatwiej wybaczyć czyn mniej szkaradny…

 

„Zdrada? Nawet jeżeli tylko / aż duchowa, bez trudu rujnuje uczucie”.

 

Dla niektórych ważne są tylko czyny… Ale nie dla mnie… Dla mnie liczą się także myśli, słowa, wyobrażenia… O ileż byłoby mi łatwiej, gdybym się tak wszystkim nie przejmowała… Gdyby nie było mnie można tak łatwo zranić… Niestety. Jestem taka, a nie inna. Nie zmienię swojej natury. I będę za to pokutowała i cierpiała…

 

PS. Kiedy rozmawiałam na ten temat z Sebastianem, dowiedziałam się, że dla niego flirt nie jest jeszcze zdradą. Kiedy zdziwiona zapytałam, czy by mi na to pozwolił, odparł że tak :]. Ciekawa jestem, czy naprawdę tak myśli (jeśli tak to jestem pod wrażeniem :>), czy napisał tak, bo wie, że nie mogłabym tak postąpić, skoro sama traktuję to inaczej i jemu nigdy bym na flirt z innymi kobietami nie pozwoliła :D.

 

natalia
14 kwietnia 2008

20 września 2005
poza_czasem
09 września 2005
Sporo w tym racji a alkohol niczego nie tłumaczy.
Przepraszam za mało ambitny komentarz ,ale już nie wiem co mówię :]
09 września 2005
Oj, nie wiem jak to jest. Twoje argumenty są prawdziwe, jeśli się naprawdę kocha. Ja uważam, że do momentu, kiedy komuś czegoś ostatecznie nie obiecam...zresztą moje poglądy są dosyć liberalne, bo jeszcze na nikim mi tak naprawdę nie zależało. Tak na Amen i na zabój.
09 września 2005
Myślę podobnie.
09 września 2005
Re: Ja już wiem...

\"JA WIEM ŻE MIŁOŚĆ
TO SYMFONIA
TO KWIATY
WIATR
POCHYŁE TRAWY

POEMAT
KONCERT
CIEŃ NA ŚCIANIE

MARZENIE
GOTYK
I MODLITWA

MAJAK
Z PROFILEM CZYJEJŚ TWARZY.\"

...nie wątp i nic nie zmieniaj!
09 września 2005
Czy się zadręczam? Nie mogę zaprzeczyć. Robię to niemal codziennie... On dobrze o tym wie. Po prostu bardzo mi zależy i chciałabym, żeby wszystko było idealnie, chociaż wiem aż nazbyt dobrze, że nie jest to możliwe... W każdym razie w moim przypadku nie jest to tylko wołaniem... Wierzę, że moralność i uczciwość istnieją, tak samo jak prawdziwa miłość. Znam kilka osób, które są tego potwierdzeniem... I właśnie od takich ludzi, jak oni, oczekuję uczciwości, moralności itd. Gdybym miała przestać wierzyć, że takie cechy jeszcze istnieją, musiałabym przestać oddychać. Wybaczanie... To prawda, że niemal codziennie musimy coś komuś wybaczać. Czasami sami prosimy o wybaczenie. Taka jest kolej losu... Ale pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie zapomnieć i przebaczyć. Nie możemy się wznieść ponad własną ograniczoność... Nie wszystko da się zaakceptować, nawet mimo szczerych chęci. Takie jest moje zdanie. Na dzień dzisiejszy nie potrafiłabym się z tym pogodzić
09 września 2005
ja się zgadzam
09 września 2005
Zadręczasz się... Wołanie o cudowną miłość, moralność i uczciwość jest piękną wiarą, którą nosimy w sercu... Z tym jednak zawsze i nierozłącznie związany jest aspekt wybaczania... Kwiat paproci, czy piękno róż..?

Dodaj komentarz