Zdroworozsądkowe podejście do życia ;)
08 marca 2004, 17:27
Kiedy byłam młodsza, uwielbiałam obserwować przez okno ludzi i życie toczące się na skrawku mojej ulicy. Pamiętam, jak wyglądając w pogodną wiosenną lub letnią noc, rozmyślałam o tym, jak dobrze byłoby mieć kogoś, z kim mogłabym spacerować, trzymając się za ręce i wpatrywać w rozgwieżdżone niebo... Jak wspaniale by było po prostu czuć obecność bliskiej osoby i razem z nią zachwycać i rozkoszować się światem i życiem... Ich pięknem...Wtedy jeszcze nawet przychodził mi do głowy potencjalny kandydat, mieszkający na moim osiedlu :D. A później jakoś wszystko się zmieniło... Już rzadko kiedy pojawiałam się w oknie, zapomniałam o tych swoich marzeniach o spacerach wieczorową porą... W moim życiu pojawiło się kilku chłopaków, którzy bardziej lub mniej skutecznie namieszali mi w głowie :). Były spacery, trzymanie się za rączkę i nawet coś ponad to :P (tylko nie dajcie się ponieść wyobraźni ;)). Jednak wydaje mi się, że tak naprawdę szczęśliwa jestem dopiero teraz. Teraz, kiedy jestem przekonana o swoich uczuciach... I tylko coś tych wymarzonych niegdyś spacerów zaczyna mi brakować. Dlatego z utęsknieniem wyczekuję wakacji, bo póki co nie sprzyja nie tylko pogoda, ale także czas...
Jak bardzo z upływem czasu wszystko się zmienia... Mamy inne marzenia, problemy, rozterki... To, co jeszcze kilka lat temu spędzało nam sen z powiek, teraz wywołuje tylko uśmiech na twarzy. Stare dobre czasy, kiedy życie było beztroskie? Skądże! Przecież wtedy te problemy były wprost proporcjonalne do naszego wieku... Często nas przytłaczały i wydawały się nie do zniesienia... Ale taka jest kolej rzeczy. Pewnie za kilka, kilkanaście lat, kiedy nasze życie będzie się już kręciło wokół zupełnie innych spraw, te dzisiejsze wydadzą się nam niczym w porównaniu do aktualnych (wtedy)... Będą tylko zabawnym wspomnieniem. Czasy, kiedy chodziłam do przedszkola czy podstawówki teraz wydają się sielanką... Okresem beztroski i zabawy... A przecież okres ten nie do końca taki był...
Tak na dobrą sprawę każdy problem po jakimś czasie wyda się nam błahy i będziemy się zastanawiać, jak można się było czymś tak nieistotnym tak bardzo przejmować. Ale w chwili, kiedy to wszystko się dzieje, zupełnie inaczej to odbieramy i odczuwamy...
Dlatego może już teraz warto próbować zdystansować się do otaczającej nas rzeczywistości, naszych problemów i rozterek...? Bardzo często, będąc w coś zaangażowanymi, nawet całkiem nieświadomie wyolbrzymiamy znaczenie danego faktu. Kiedy opowiadamy komuś o naszych zmartwieniach, on patrząc na to bardziej obiektywnie (nie mam tutaj na myśli obojętności), bo z boku, potrafi dostrzec coś, czego my nie jesteśmy w stanie, np. jakieś pozytywne strony lub wyjście z zaistniałej sytuacji... Może warto wszystko to, co nas spotyka rozpatrywać z „perspektywy”, z pewnym dystansem... Tak, jakby nas to bezpośrednio nie dotyczyło...
Tak, tak, wiem... Łatwo jest powiedzieć, a gorzej wykonać... Ale chyba spróbuję się do tego zastosować... Takie zdystansowanie z pewnością wyszłoby mi na dobre. Bo chyba jak nikt inny posiadłam zdolność wyolbrzymiania rozmaitych problemów, już nie wspominając o tym, ile tych trosk potrafię sobie namnożyć :P. Nie tak się zachowuje człowiek ze zdroworozsądkowym podejściem do życia :D.
po drugie... problemy się nie zmieniają... zmienia się tylko ich charakter... kiedyś chciałaś dostać zabawkę a dzisiaj chcesz studiować :)... kiedyś brudne ubranie sprawiało smutek... dziś musisz sprzątać całe mieszkanie :)... natomiast co do uczuć... to można by tu podyskutować :)))... każdy inaczej odbiera uczuciowość... tak samo każdy w innym tępie dorastał do tego :)... ( nie wszyscy chyba jednak dorośli --> tyle rozwodów wśród młodych małżonków)... jednak połączmy to w całość... wraz z czasem rośnie ważność problemów w naszym otoczeniu... ale nie zmienia się nasz stosunek do nich :))...
a po trzecie... spacery będą
Szczerze mówiąc to raczej ja bardziej wyolbrzymiam swoje kłopoty i problemy, jak nie tylko to.. ;-)
Trzymaj się cieplutko :*
Dodaj komentarz