Archiwum 02 lipca 2004


Żegnajcie marzenia o iberystyce...
Autor: linka-1
02 lipca 2004, 18:56

Niestety nie wszystkie marzenia się spełniają... Bo życie to nie bajka, która zawsze ma szczęśliwe zakończenie. Ja ze swoimi musiałam się już pożegnać... Cóż, sama jestem sobie winna. Zdecydowałam się na kierunek, który cieszy się niesłabnącą popularnością i coraz większym zainteresowaniem. W tamtym roku było coś koło 13 kandydatów na jedno miejsce, w tym... 21. Ta liczba przeraża tym bardziej, że na Uniwersytecie Wrocławskim na filologii romańskiej o profilu hiszpańskim są tylko 24 miejsca, z czego ok. 4 „zarezerwowane”. Tak więc bój między wszystkimi chętnymi, których jest około 500, toczy się o jedno z 20 miejsc. Przerażające. I ja, będąc jak sądzę ;) w pełni władz umysłowych, zdecydowałam się podchodzić do egzaminów na taki kierunek! Nie wiem, co mi odbiło. Tłumaczyć może mnie fakt, że dane owe poznałam dopiero siedząc w sali egzaminacyjnej i czekając na zjawienie się komisji. Kiedy już moim oczom ukazał się test, początkowo miałam ochotę parsknąć śmiechem, ale kiedy przystąpiłam do rozwiązywania owych zadań, łzy napłynęły mi do oczu. Byłam zła na cały świat za to, że każą mi uzupełniać coś takiego. Koszmar... Pytania były sformułowane w taki sposób, że nawet poprawnie ich nie zrozumiałam. A same zadania... No cóż. W tym roku nie było już żadnego testu wyboru ani wiadomości o kraju... Postawili głównie na słownictwo, którego chyba nikt nie zna... Jak tu uzupełniać brakującymi słówkami tekst, którego prawie w ogóle się nie rozumie? Jak przekształcać na stronę czynną lub bierną zdania, których sensu nawet trudno się domyślić? Jak w końcu łączyć ze sobą zdania spójnikami i wyrażeniami, które pierwszy raz widzi się na oczy? To, czego się uczyłam, albo wyleciało mi z głowy, albo też całkowicie się pomieszało. Nie wyszłam przed czasem, żeby nie dać im tej satysfakcji... Do ostatniej chwili próbowałam coś z tym wszystkim zrobić, ale... poległam... Wyłożyłam się na całej linii i nigdy więcej nie chcę przeżywać czegoś takiego po raz drugi!! Wyniki będą 5, od 6 zaczynają się egzaminy ustne z polskiego dla tych, którzy przebrnęli z odpowiednią ilością punktów przez pisemny egzamin z języka obcego. Ja się niestety do takich nie zaliczam i wiem to już teraz... Żadne wyniki nie są mi potrzebne. Dlatego nie wiem, czy w ogóle się wybiorę na ich ogłoszenie. I tak jestem już wystarczająco załamana... Ogólnie trzymałam się całkiem nieźle, nie licząc tego, że byłam cholernie rozdrażniona i podłamana. Na wszelkie próby pocieszenia reagowałam krzykiem i złością. I dlatego uprzejmie Was proszę, żebyście nie starali się mnie pocieszać, bo nie ręczę za siebie. Rozkleiłam się dopiero wtedy, kiedy przyszło mi zadzwonić do mojej korepetytorki z niemieckiego, która mnie do tych egzaminów przygotowywała i do pani od polskiego, która uczyła mnie analizy wiersza... Co z tego, że sama czułam się fatalnie... Najgorsze, że musiałam rozczarować tyle osób, które pokładały we mnie nadzieję... Które tak bardzo się zaangażowały... Boże, Ty jeden wiesz, jak bardzo tego nie lubię... Jak wiele nerwów i łez mnie to kosztuje... Ale niestety, musiałam to zrobić. Nie chciałam, żeby jeszcze niepotrzebnie się łudziły.

Co teraz? Nie wiem sama... Studia zaoczne i wieczorowe nie wchodzą w grę... We wrześniu pewnie będę próbowała dostać się do Kolegium Języków Obcych na germanistykę, ale powątpiewam w to, czy uda mi się tego dokonać. Tam podobno testy są łatwiejsze, ale za to będę musiała zdawać niemiecki ustnie, a z tym zawsze miałam problemy... No ale zobaczymy. A jeśli się nie powiedzie... Nie mam pojęcia. Zastanawiam się tylko, czy aby na pewno chcę ponownie za rok próbować dostać się na iberystykę. Drugiej takiej porażki już bym chyba nie przeżyła...

A póki co cieszę się chwilą wytchnienia i wakacjami... Niemieckiego zacznę się ponownie uczyć dopiero za jakieś dwa tygodnie... I cieszę się, że po tym wszystkim uśmiech nadal widnieje na mojej twarzy. Dotrzymuję obietnicy ;) – nie tak łatwo będzie go na dłużej z niej zetrzeć :). W dużej mierze to zasługa muzyki... Już nie raz pomagała mi się ona wygrzebać z najgorszego dołka. Dziękuję raz jeszcze za tę płytę, Kochanie. I mimo wszystko dziękuję za te nieszczęsne próby pocieszenia... Co prawda tylko dodatkowo mnie drażniłeś, ale wiem, że miałeś dobre intencje...