Archiwum 23 sierpnia 2004


Notka - gigant :D
Autor: linka-1
23 sierpnia 2004, 21:24

Ach, nie zgadniecie co znalazłam w trakcie tych porządków... Całe teczki i koszulki (od segregatora, jakby ktoś nie skojarzył :>) moich prac i rysunków z dzieciństwa (zdarzały się jakieś komiksy, ale najczęściej postacie kobiece) i stos zeszytów, w których od małego zapisywałam to, co podsuwała mi wyobraźnia... Muszę Wam powiedzieć, że lubiłam czytać te swoje opowiadania, które pisałam będąc nieco starszą... Jaka akcja i budzący sympatię bohaterowie :D. Tak na dobre zarzuciłam tę pisaninę raptem jakiś rok lub półtora roku temu. A jak starannie się przygotowywałam ;), zanim zaczęłam wymyślać jakąś historię :D – najpierw planowałam o co właściwie ma w tym chodzić (żeby miało to ręce i nogi), a później wymyślałam imiona i cechy osobowości i wyglądu moich bohaterów. Przeważnie były to jakieś zagmatwane perypetie nastolatków z zamiłowaniem do tych sercowych :]. Niektóre opowiadania uświetniłam dodatkowo ilustracjami :P. Poza tym gdzieś na dnie kartonu znalazłam karteczki z notesików i plastikowe smoczki, które kiedyś tak namiętnie zbierałam (pamiętacie jeszcze tę modę :D?). Co jakiś czas wybuchałam śmiechem, kiedy natrafiałam na te „skarby”. I nie miałam serca tego wyrzucić... Jeżeli będzie to możliwe, zachowam to wszystko, żeby moje dzieci mogły kiedyś obejrzeć ;).

Nie chcę rozprawiać na temat remontu, więc powiem jeszcze tylko, że powoli zbliża się ku końcowi... Ściany zostały już pięknie pomalowane na dwa różne odcienie zieleni, a meble dzisiaj przywieziono. Niestety nie uda się ich dzisiaj skręcić i poustawiać, więc będzie to dokańczane jutro. A później zostaje już tylko układanie wszystkiego na miejsce i martwienie się gdzie to wszystko pomieścić i upchnąć :P.

Do 31 sierpnia mam złożyć papiery, a ja jeszcze nie mam zdjęć i zaświadczenia lekarskiego, że nadaję się do zawodu nauczyciela :P. Nie mam kiedy tego wszystkiego załatwiać...

 

Niedawno zadzwoniła do mnie kumpela z propozycją spotkania, ale niestety musiałam odmówić, bo nie miałam się jak wyrwać z domu – zbyt wiele było pracy przy tym nieszczęsnym remoncie. Chciałam jej to jakoś wynagrodzić, więc umówiłam się z nią na piątek (20.08) do klubu. Miałam ochotę odsapnąć i może trochę potańczyć.

Jak zwykle najpierw poszłyśmy do Diabolique i wypiłyśmy dwa piwa. Okazało się, że miał tam być koncert i jakaś grupa się do niego przygotowywała. Aneta początkowo chciała na nim zostać, ale ponieważ miałyśmy mało czasu, bo musiała wcześnie wrócić do domu, zmieniła zdanie i udałyśmy się do Liverpoolu.

Po kilkakrotnej zmianie miejsca ulokowałyśmy się w końcu przy długim stole w samym rogu przy ścianie, zaraz przy wejściu. Byłam w połowie trzeciego piwka, kiedy poczułam potrzebę skorzystania z toalety. Gdy wróciłam, do klubu weszła grupka osób i jakiś chłopak zapytał, czy ten stolik jest zajęty. Zaprzeczyłyśmy, więc zaczęli się rozsiadać. Naprzeciwko, obok Anety usadowił się długowłosy blondyn, koło mnie jakiś inny chłopak. I wtedy „sąsiad” Anety powiedział, że wyszło tak, że siedzimy przy jednym stoliku, więc chcąc nie chcąc będzie słyszał naszą rozmowę, ale żebyśmy się nie martwiły, bo nie będzie się wtrącał. Zaśmiałam się tylko, bo akurat prowadziłyśmy z Anetą dyskusję na temat Boga, religii i wiary. Jakoś tak nam zeszło z tematu o facetach :D. Okazało się, że swego czasu obie miałyśmy słabość do lektorów w kościele ;). Śmiać mi się chce, kiedy sobie przypomnę, jak potrafiłam przyciągnąć spojrzeniem wzrok każdego lektora, który przewinął się przez mój kościół i sprawić, by co jakiś czas szukał ze mną kontaktu wzrokowego... Konsekwencje tego zachowania mogę zaobserwować nawet po dzień dzisiejszy... Z żadnym z nich nie zamieniłam nigdy ani słowa, ale poznałam imię wielu z nich i bardzo wiele powiedzieliśmy sobie bez jakichkolwiek słów. To ta magia spojrzenia – w końcu nie bez przyczyny mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy :]. Gdyby tylko któryś z nich miał więcej odwagi, a ja nie byłabym tak nieśmiała, to kto wie... Ale odchodzę od głównego wątku :P.

Kiedy ów blondyn się nam przedstawił okazało się, że... ma na imię Sebastian. Cóż za zbieg okoliczności, prawda? W pewnym momencie mówiłam coś na temat mojego Słoneczka, a on usłyszał imię Sebastian i natychmiast powiedział „Sebastian to ja”, uśmiechając się przy tym szeroko. Wyjaśniłam, że chodziło mi o mojego faceta, po czym on odparł, że on może nim być, w końcu ma tak samo na imię :]. Kiedy zaprzeczyłam i powiedziałam, że imię co prawda się zgadza, ale reszta nie bardzo, pokiwał ze zrozumieniem głową.

Tymczasem ja musiałam ponownie udać się pilnie do toalety, więc opuściłam Anetę i naszego nowego znajomego. Kiedy wróciłam, nie zastałam ani jej, ani naszych torebek, które zostawiłam pod jej opieką. Zaniepokoiłam się, ale mój towarzysz uspokoił mnie i wskazał stolik, przy którym siedziała Aneta wyjaśniając, że zobaczyła swoich znajomych.

I Sebastian poczuł się zobowiązany zabawiać mnie rozmową przez czas jej nieobecności. Jak później stwierdziła moja mama, był bardzo dobrze wychowany :).

Muszę przyznać, że świetnie mi się z nim konwersowało... Rzadko kiedy łapię taki dobry kontakt z nowo poznanymi ludźmi. Może to zasługa jego imienia ;).

W pewnym momencie zapytał mnie o wiek, więc zrobiłam to samo. Nie wiem czemu zdziwiłam się, kiedy powiedział, że ma 21 lat (a tak na marginesie jeśli chodzi o zawierane w klubach znajomości, mam szczęście do 21-latków :P), więc ze słowami, że nigdy tego nie robi, ale uczyni wyjątek, pokazał mi swoją studencką legitymację. Zaśmiał się przy tym, że będę wiedziała już wszystko – włącznie z tym jak ma na nazwisko i gdzie mieszka. Normalnie nie przyszłoby mi chyba do głowy sprawdzanie czegoś takiego, ale z ciekawości to zrobiłam :D.

Nagle za moimi plecami stanął kolega Sebastiana, a ten stwierdził, że ma dla niego miejsce. Sam przesiadł się wcześniej na krzesło Anety, siadając dokładnie naprzeciwko mnie. Zaśmiałam się i zapytałam, gdzie w takim razie miałaby się zmieścić Aneta – chyba na kolanach któregoś z nich, na co on odpowiedział, że raczej on na jej :D. Ale rzecz jasna jego kumpel tam nie usiadł. Tymczasem Aneta, zupełnie jakby poczuła, że jej „miejscówka” jest zagrożona ;), raczyła wrócić do stolika :D. Sebastian uznał, że teraz będziemy rozmawiały ze sobą, więc skupił się na swoich znajomych. Niebawem musiałyśmy się ewakuować na autobus. Sebastian zapytał mnie na pożegnanie, czy często bywam w Poolu. On sam jest z Siechnic i już nie pamiętam, co odpowiedział... Chyba raz na jakiś czas się tam zjawia, więc jest szansa, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Nie miałabym nic przeciwko, bo niezwykle sympatyczny z niego człowiek :].

Kiedy znalazłyśmy się z Anetą w autobusie, zaczęłyśmy wyć na cały pojazd ze śmiechu. Nie mogłam sobie przypomnieć, co nas właściwie tak rozbawiło. W późniejszej rozmowie telefonicznej Aneta stwierdziła, że widok kolesia, który próbował się usadowić na fotelu, ale omal nie upadł, kiedy zakręcał autobus. Ja sobie nawet nie przypominam takiego faktu, najprawdopodobniej więc w ogóle tego nie widziałam, a śmiałam się z dwóch chłopaków, którzy stali naprzeciwko nas na kole i przyglądali się nam spode łba. Kiedy tak śmiałyśmy się na cały głos, jakaś dziewczyna, która siedziała za nami powiedziała, że nie jesteśmy same i zapytała, czy nie możemy się trochę uciszyć. Wtedy nieomalże udusiłam się ze śmiechu, wybuchając ze zdwojoną siłą i próbując zdusić ów śmiech w sobie.

Jak dla mnie sytuacja była przezabawna, a kiedy konspiracyjnym szeptem stwierdziłam, że jeśli nie od tych dziewczyn z tyłu, to oberwiemy zaraz od tych kolesi przed nami, ryknęłyśmy śmiechem, nie zważając już na nic. (Tak na marginesie Aneta sprostowała, że za nami siedzą dziewczyna i chłopak, a kiedy rozmawiałyśmy dzień później przez telefon i próbowałam dociec, co nas właściwie tak rozbawiło, Aneta opisała mi całą sytuację twierdząc, że to ona wyrzekła te słowa, że zaraz ktoś nam wpierdoli, co jednakże nie jest prawdą :D. Ach co alkohol robi z pamięcią człowieka ;)).  

Ten wieczór był niezwykle udany... Potwierdza on zresztą moją tezę ;), że kiedy człowiek nastawia się na dobrą zabawę i ma dużo czasu, zazwyczaj wcale nie jest tak rewelacyjnie, a kiedy nie obiecuje sobie specjalnie niczego po takim wypadzie i musi wcześnie wrócić, jest super. Mam nadzieję, że w miarę szybko uda się to powtórzyć, co może być trochę trudne przy moim braku czasu wolnego.

 

Oczywiście nigdy nie może być idealnie... Znowu doszło do spięcia między mną i moim Kochaniem... A wszystko to za sprawą Diabolique. Chciałam, żeby poszedł tam ze mną w środę, bo przyjeżdża facet Anety i ona chce go tam zabrać i nas z nim zapoznać. Ale Seba zarzekał się kiedyś, że nigdy tam nie pójdzie, bo nie trawi tego klubu i poczuł się przymuszany przeze mnie... Ja tymczasem do niczego go nie zmuszam.

Po prostu miałam nadzieję, że może uczyni wyjątek i uda się tam ze mną ten jeden, jedyny raz... Ale nic z tego. Będę musiała pójść sama i tym sposobem stracimy okazję do spotkania... Z tych planowanych jeszcze w trakcie roku szkolnego codziennych spotkań nic nie wyszło... Widujemy się ostatnio bardzo rzadko, bo przez ten remont i mój niemiecki praktycznie na nic nie mogę sobie pozwolić. Co więcej Sebastian ma mi chyba za złe, że znajduję czas na spotkania z Anetą, a jego zaniedbuję. Ale to nie tak... Po prostu staram się podtrzymać kontakt z Anetą, z którą ostatnio praktycznie wcale się nie widywałam. Nie chcę wybierać między facetem, a moimi kumpelami. To musi się dać jakoś pogodzić...

Tylko że na razie nie znajduję potwierdzenia dla swoich słów :(.

 

PS. Po raz kolejny usłyszałam, że wlewam w siebie trunki jakby to była woda :D (bez względu na to, czy jest to piwo czy wódka).

Tylko jakoś nigdy nie mogę się upić, nawet jeśli tego chcę :P, a oznaką kaca jest u mnie tylko i wyłącznie wielkie pragnienie.

Haha, a wiecie jak trudno było zapanować nad tym trochę nieskoordynowanym poruszaniem się i wynosić z pokoju wieżę zaraz po powrocie z klubu :D?

PSS. Nie wiem kiedy zawitam na dobre na blogach... Wybaczcie, że póki co będę niezbyt systematycznie komentowała Wasze notki i to na raty. Zbyt dużo Was jest, żebym dała radę w ciągu godziny lub dwóch wszystkich odwiedzić i zostawić ślad po swojej bytności w postaci komentarza... Myślami jednak jestem przy Was :*.

PSSS. Na czas bliżej nieokreślony nie mam komórki, więc nie miejcie mi za złe i nie dziwcie się, że nie odpowiadam na dzwonki i sms’y.