Archiwum 26 września 2004


...
Autor: linka-1
26 września 2004, 11:49

Dochodzę do wniosku, że naprawdę jestem szalona... Ostatnio robię coraz więcej dziwnych rzeczy i podejmuję zaskakujące decyzje... Ale po kolei :>.

Wczoraj na 18 pojechałam do mojego Słoneczka, za którym ogromnie się stęskniłam po zarządzonej przeze mnie przerwie w naszych spotkaniach :P. Doszłam do wniosku, że widywaliśmy się za często i nie mogłam za nim tak naprawdę zatęsknić... Co innego po takiej trzydniowej przerwie, kiedy marzyłam tylko o tym, żeby znowu znaleźć się w jego ramionach i poczuć ciepło jego ciała i bicie jego serduszka :).

Oczywiście jak zwykle już od progu obszczekał mnie uroczy psiak Seby – Czarek :). Własnych myśli nie można usłyszeć, kiedy zaczyna on swój „koncert” :D. Nie zmienia to jednak faktu, że go uwielbiam i cały czas żartuję sobie, że go ukradnę :P. Zresztą jeśli chodzi o Wiktora i Warkę (szczury), jest dokładnie tak samo. Brakuje mi jakiegoś miękkiego, puszystego stworzonka, któremu można by się czasem wyżalić ;).

Zdążyłam się tylko przywitać z moim Kochaniem i zamienić z nim kilka słów ;), kiedy do pokoju wkroczyła mama Sebastiana i zapytała, czy jej pomożemy, na co moje Słonko rzecz jasna nie, a ja tak :>. Okazało się, że mamy obierać jabłka, z których będą robione dżemy.

Zajęło nam to trochę czasu, a ja się spieszyłam, ponieważ chciałam jak najszybciej skończyć i zająć się moim Aniołkiem :>. Kiedy cieszyłam się, że zostało ich już tylko kilka, mama Sebka przyniosła drugą turę :D. Gdy zanieśliśmy obrane i wydrążone jabłuszka do kuchni, Sebastian zapytał, jak jego mama może zawalać gościa robotą, na co pani Zofia odparła, że żaden ze mnie gość (no taak, prawie członek rodziny :D), a jeśli w razie chcę wejść do ich rodziny, powinnam wkupić się w łaski :]. Oczywiście zaczęłam się śmiać :>.

Jak się okazało czekała mnie miła niespodzianka przygotowana przez Sebastianka... Niedawno poprosiłam mojego Tygryska, żeby namalował mi żyrafę i jeżyka... A zaczęło się zupełnie niewinnie – od gry w kalambury :D. Wiadomo, że za pomocą myszki trudniej cokolwiek namalować niż na kartce. A jednak moje Kochanie doszło do wprawy i szalenie spodobały mi się jego zwierzątka... Później do mojej listy życzeń ;) doszły jeszcze kotek i krówka. Nie chciałam zadawać Sebie pracy... Myślałam, że zajmie mu to nie więcej niż 20 minut na jedno zwierzątko. Ale mój Skarb odkrył ostatnio jakieś zamiłowanie do pracy artystycznej i przyłożył się do tego bardziej, niż mogłabym przypuszczać.

Kiedy zobaczyłam jeżyka i żyrafę, zamarłam z wrażenia. Szkoda, że nie możecie ich zobaczyć, są śliczne :). A powstały z kasztanów, żołędzi i zapałek :). Natychmiast zostały nazwane :D – jeżyk to Filipek, a żyrafa Ola :).

Siostra Sebastiana opowiedziała mi, jak to wszystko powstawało i jestem zdumiona, że Sebkowi chciało się tak wysilać :). Jeżyk ma brzuszek z kasztana, pomalowany szarą farbą, czarne, namalowane oczka, nosek z małej czarnej kuleczki (jak się okazało kwiatka z drzewka) i kolce z zapałek (wszystkie tej samej długości, pomalowane czarną farbą i suszone za pomocą suszarki :)).

Natomiast żyrafa ma łepek z żołędzia pomalowany na czerwono, szyjkę z zapałki w żółto czerwone plamki, brzuszek z kasztana pomalowany czerwoną farbą w żółte plamki, nóżki z pomalowanych na czerwono zapałek i kopytka z jarzębiny zabarwionej na czarno. Zapomniałabym o ogonku, różkach i uszkach z kawałeczka zapałek i ślepkach i pyszczku pomalowanych na czarno :). Po prostu niczego jej nie brakuje :).

Jakby tego było mało stoi na postumencie z deseczki pomalowanej na zielono, na niewielkim pagórku z plasteliny w dwóch odcieniach zieleni :>.

Podobno mama Sebastiana zażyczyła sobie takiej samej do pracy :D. Teraz zamówienia posypią się jak z rękawa. Strzeż się, Kochanie ;).

I tylko nie wiem, jak moje Słonko chce stworzyć krówkę i kotka tą samą metodą :>.

Ale niewątpliwie uda się mu tego dokonać :). Już nie mogę się doczekać, kiedy będą gotowe :).

Pominę milczeniem, co robiliśmy później :>. Wystarczy, że wspomnę, że zajęliśmy się sobą :D. Pozostawię pole do popisu dla Waszej wyobraźni ;). Tylko nie rozpędźcie się czasem za bardzo :D. W międzyczasie odmówiliśmy przyjęcia pokarmu ;). Nie chciało się nam odrywać od tego, co pochłonęło nas bez reszty dla tak przyziemnej czynności, jaką jest jedzenie. Skutkiem tego było późniejsze burczenie dochodzące z naszych brzuchów :P.

Słuchaliśmy na okrągło pewnej rosyjskiej piosenki (błąd - okazuje się, że była to wyjątkowo angielska piosenka, chociaż praktycznie przez cały wieczór słuchaliśmy rosyjskiej muzyki), która w pewnym momencie wydała mi się niezwykle dołująca... Na skutek tego stanęły mi przed oczyma różne przerażające obrazy, a przez głowę przelatywały straszne myśli. Po chwili automatycznie łzy popłynęły mi z oczu. Może to pod wpływem książki o 15-letniej narkomance, którą ostatnio czytałam. Nagle pojawiło się wiele obaw i ukrytych lęków, których nie potrafiłam od siebie oddalić.

A moje Słoneczko zaczęło mnie pocieszać, tulić i uspokajać... Boże, jak dobrze, że zawsze mogę na niego liczyć... W końcu zdołałam się opanować i oddalić od siebie te wszystkie niewesołe myśli. I do końca było już po prostu super :).

Zupełnie straciliśmy poczucie czasu... Kiedy zainteresowałam się w końcu tym, która może być godzina, obstawiałam północ. Okazało się, że pomyliłam się raptem o 40 min. :].

Przeraziłam się... Tym sposobem mogłam zapomnieć o dziennych autobusach. A żebym mogła wracać nocnym, musielibyśmy przejść się kawałek i dotrzeć na dworzec PKS, co wcale się nam nie uśmiechało. I wtedy Seba zaproponował, żebym została na noc. Zwariowany pomysł, początkowo nie chciałam go w ogóle przyjąć do wiadomości, ale stopniowo zaczęłam się przyzwyczajać do tej myśli... W mieszkaniu zrobiło się wyjątkowo cicho, chyba rodzeństwo i rodzice Seby poszli już spać. Zgodziłam się na to, chociaż cały czas zdawałam sobie sprawę z absurdalności takiego postępowania. Nikt nie miał się o tym dowiedzieć... Tak więc moje buty i płaszcz zostały wniesione do pokoju, a drzwi zabarykadowane łóżkiem. Cały czas martwiłam się tym, że rano się na kogoś natknę... Jeżeli w razie by się tak stało, naprawdę więcej bym się u Seby nie pojawiła :P. Wysłałam sms’a do mojej siostry, żeby ją powiadomić o mojej decyzji. Po raz pierwszy musiałam zapomnieć o kąpieli przed położeniem się spać :( ;).

Ponieważ moje Słonko dzisiaj na 9 miało do szkoły, postanowiliśmy się już wtedy położyć. Ustawiłam komórkę na 6, żeby wrócić do domu pierwszym porannym autobusem, który odjeżdżał o 6:33. I zaczęły się męczarnie. Łóżko Sebastiana jest bardzo wąskie i ledwo się na nim mieściliśmy. Musieliśmy leżeć opleceni ciasno ramionami. Normalnie nie byłoby to takie straszne, gdyby nie to, że żadna pozycja mi nie odpowiadała. Albo zaczynałam się dusić, bo przez zatkany nos miałam utrudnione oddychanie, albo drętwiała mi ręka czy też zaczynała boleć szyja tak, że co chwilę musiałam zmieniać pozycję, co bynajmniej nie było łatwe :D. Moje Kochanie mogło spać obojętnie w jaki sposób, bo przywykło spać na jednym boku, ale ja zazwyczaj bardzo się wiercę, co chwilę przekręcam itd. Czułam, że po prostu oszaleję... O zaśnięciu w ogóle nie mogło być mowy. Starałam się leżeć bez ruchu, żeby nie przeszkadzać Sebastianowi i go nie budzić, ale po prostu nie dałam rady. Wszystko mnie bolało i nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Uznałam, że to jest bez sensu, bo tym sposobem oboje się nie wyśpimy. A dlaczego moje Kochanie miało cierpieć przeze mnie tym bardziej, skoro rano musiało wstać (bo dla Seby 8 to środek nocy ;])? Obudziłam więc moje Kochanie i zaczęłam prosić, żeby pozwolił mi przenieść się na ziemię, ale napotkałam gwałtowny sprzeciw z jego strony. Marudziłam przez jakieś pół godziny, próbowałam przemówić mu do rozsądku, ale wszystko na nic. W końcu po prostu wstałam i sprzeciwiając się jego życzeniu ułożyłam się na podłodze. A co zrobił Sebastian? Przyszedł do mnie... Rozczulił mnie tym zupełnie. Stwierdził, że jak on może dopuścić do tego, żebym u niego spała na podłodze i wyjaśnił, że chce spać ze mną nawet jeżeli wiązałoby się to z niewygodami i ciągłym wybudzaniem. Kochany jest, ale czasami dochodzę do wniosku, że nie damy rady dogadać się w przyszłości, jeżeli oboje będziemy równie uparci.

Żadne kompromisy nie będą wchodziły w grę, bo żadne z nas nie będzie chciało ustąpić :P. Trzeba by nad tym popracować :D.

Ostatecznie zaczęłam się śmiać, że to jest niedorzeczne, żeby łóżko stało puste, podczas gdy my leżymy na podłodze. Próbowałam go namówić, żeby położył się we własnym łóżku, ale on był zdecydowany – ze mną albo wcale.

Skończyło się na tym, że zupełnie odechciało mi się spać... Jemu chyba zresztą także. Zaczęliśmy więc rozmawiać i obdarzać się czułościami. Ostatecznie wróciliśmy na łóżko i postanowiliśmy na nim poleżeć. Spojrzałam wtedy na komórkę i okazało się, że jest za 20 czwarta. Czyli mieliśmy jeszcze tylko dwie godziny na to, żeby się jako tako wyspać :P.

Paranoja :>. Możliwe, że na chwilkę przysnęłam, bo poderwałam się gwałtownie, kiedy zawyła komórka. I poczułam, że dopiero wtedy naprawdę zachciało mi się spać.

Sebek poprosił, żebyśmy jeszcze chwilkę poleżeli, ale ja powtarzałam, że nie ma czasu... W końcu jednak uległam. Kiedy spojrzałam ponownie na zegarek, było 22 po. Zerwałam się gwałtownie i zaczęłam w pośpiechu ubierać. Nie mogłam przegapić autobusu, ponieważ obiecałam siostrze, że wrócę ok. 7, a ona na 7:30 zamierzała iść do kościoła. Nie wzięłam ze sobą kluczy, więc musiałam zdążyć do czasu jej wyjścia.

Odetchnęłam z ulgą, kiedy znalazłam się na klatce schodowej. Drzwi strasznie skrzypiały, kiedy Seba je otwierał i obawiałam się, że ktoś się obudzi i wyjrzy sprawdzić co to za odgłosy... Tego by mi tylko brakowało. Sebastian trzymał w worku moją żyrafę i jeża, żeby mi je podać. Pocałowałam go na pożegnanie, on zamknął drzwi, a ja zdałam sobie sprawę, że nie mam zwierzątek :P.

Bałam się nawet zastukać, a co tu dopiero mówić o dzwonieniu... Poza tym czas naglił. Jedyną nadzieję pokładałam w tym, że Sebek będzie na tyle przytomny, że zda sobie sprawę z tego, co nadal trzyma w ręku. Nie pomyliłam się – sekundę później drzwi się uchyliły i moje Słonko podało mi moje skarby :>. Pognałam na przystanek. Dzwony w pobliskim kościele zaczęły wydzwaniać 6:30.

Na to jakiś chłopak, który stał na przystanku ubrany w garnitur, zapytał jakiejś kobiety czy to 7. Ona zaprzeczyła, po czym spojrzała na mnie i zaczęłyśmy się śmiać. Chłopak chyba był nieprzytomny ze zmęczenia :>. Jak można wyjść z domu i nie wiedzieć, która godzina :D?

Przez całą drogę pilnowałam, żeby żyrafie nic się nie stało. Kiedy wysiadłam na swoim przystanku zauważyłam, że worek przykleił się do jej główki. Chciałam go delikatnie odkleić, ale jeszcze bardziej Olę poturbowałam :P. Różki się jej przekrzywiły i kopytka odkleiły. Ola runęła ze swojego postumentu :P. Obchodząc się z nią, jakby była ze szkła, doniosłam ją do domu i tam się nią zajęłam. Operacja dała zadowalający efekt ;) – Ola znowu pełna gracji stoi na trawce ;), chociaż niestety z nieco przekrzywionymi uszkami :P.

Była 7 – czułam się głodna i zmęczona... Zastanawiałam się, czy iść się umyć czy położyć, ale moja siostra zaproponowała, żebym poszła z nią do kościoła. Zjadłam więc coś w locie i poszłam... Mało brakowało, a zasnęłabym na tej mszy... Cóż za męczarnie...

Po powrocie zjadłam coś i wzięłam się za pisanie tej notki... Jest już 11:45. Wynika z tego, że piszę ją już jakieś 3 godziny :P. Znowu zaczynam odczuwać niedobór snu, ale najpierw wezmę się chyba za przygotowanie obiadu, a dopiero później ewentualnie położę.

To by było na tyle... Do usłyszenia :).