Archiwum 22 lutego 2005


Notka na życzenie ;)
Autor: linka-1
22 lutego 2005, 21:32

 

Postanowiłam uczynić zadość życzeniu pewnej milutkiej osóbki, która esemesowo sprowadziła mnie na ziemię (czy może raczej na blogi :P) prośbą o nową notkę :).

Ferie powoli zbliżają się ku końcowi, a ja z przerażeniem zdaję sobie sprawę, jak wiele rzeczy pokpiłam. A tyle miałam zrobić przez te dwa tygodnie :P. W sumie to u mnie normalne...

Dlatego teraz „relaksuję się” przy niemieckim opowiadaniu (ach to męczące tłumaczenie niektórych słówek!!) lub przy dziełach Jana Kochanowskiego.

Oczywiście jak zwykle ten czas obfitował w różnorodne emocje – poczynając od tych pozytywnych, a na negatywnych kończąc. Mam tu na myśli złość, drobne złośliwości, uszczypliwości, kłótnie i łzy. W piątek moje samopoczucie uległo nagłemu i niespodziewanemu wahnięciu... Było naprawdę dobrze, miło i przyjemnie, jak to na spotkaniu z moim Słoneczkiem, aż nagle niespodzianie coś się popsuło. Zamilkłam, znieruchomiałam, a z moich oczu popłynęły łzy. Nie wiem, dlaczego... Nie rozumiem tego. Wiem tylko, że choćby nie wiem jak wspaniale się układało, w jednej chwili wszystko może się zmienić.

To chyba przez te moje myśli, strach, obawy... A w niedzielę zdarzyło się coś okropnego.

Mój Skarb pokłócił się ze swoim bratem... Rzadko kiedy żyją oni ze sobą w zgodzie, ale tym razem przeszło to moje najśmielsze oczekiwania... Padły straszne słowa... Ciężkie jak ołów. Przerażające. A ja nie wiedziałam, co zrobić... Jak się zachować. Byłam świadkiem czegoś, czego wolałabym nie zobaczyć i nie usłyszeć nigdy w życiu. Ojciec mojego Tygryska się zdenerwował i wyraził swoją dezaprobatę (łagodnie mówiąc). I brat Sebastiana wybiegł z kuchni, rzucając kubek do zlewu. A my pozostaliśmy sami... I milczeliśmy. Mój Chłopak przepraszał mnie, że musiałam być świadkiem czegoś takiego... Mówił, że mu bardzo przykro, a ja... Nie wydusiłam z siebie nawet jednego słowa. W końcu wstałam i w drzwiach kuchni zadałam... straszliwe pytanie. Które nie powinno było paść. Wiem, że bardzo tym rozczarowałam moje Kochanie... Na potwierdzenie mało nie dostałam drzwiami, które on z niechęcią i złością za mną zatrzasnął. Ponieważ musiałam cierpliwie czekać na autobus, usiadłam na podłodze w jego pokoju i zaczęłam obserwować szczury. A właśnie... Z Warką chyba coś jest nie w porządku, Kochanie. Jest jakaś zbyt osowiała i apatyczna... Później przyszedł Sebastian i usiadł w fotelu... Czekał na moją reakcję, wiem o tym. Oczekiwał wsparcia... Ale się go nie doczekał. A dlaczego? Bo było mi żal Piotrka... Pomimo tego, że wiem, jaki potrafi być... Że naprawdę wyprowadził Sebastiana z równowagi. Ale Seba go sprowokował. Tak uważam... Jednym zdaniem, to prawda. Ale to musiało się źle skończyć. Pozostałam niewzruszona... Obojętna... A w uszach ciągle miałam słowa Piotrka, który powiedział, że zaraz wychodzi. I nie zamierza wrócić do domu na noc... Słyszałam jego krzątaninę na przedpokoju i chciałam go jakoś zatrzymać... Nie byłam w stanie się ruszyć z miejsca. Bo co miałabym mu powiedzieć? A poza tym moje Kochanie ewidentnie postrzegłoby to jako zdradę. Wyszedł trzaskając drzwiami... A ja zbierałam się chwilę później. I jadąc w autobusie ciągle myślałam tylko o tym, gdzie on może być, co robić i co zamierza... A także o tym, że zawiodłam Sebastiana.

A dzisiaj... Zdenerwowałam się w czasie naszej rozmowy na GG, chociaż muszę mu przyznać rację - nie miałam ku temu powodów. Odkryłam z przerażeniem, że w takich przypadkach ja zwyczajnie odreagowywuję całą nagromadzoną we mnie złość... Która nie wynika tylko i wyłącznie z aktualnych problemów i która niekoniecznie jest tylko tą nagromadzoną w trakcie jednej rozmowy. Daję upust swojej złości i nie chcę się powstrzymywać. Wiem, że gdybym miała dusić to w sobie, też nie byłoby dobrze. Ale czy mam prawo wyładowywać się na nim? Przecież nie! Więc co powinnam zrobić?

Za bardzo... zdecydowanie za bardzo się wszystkim przejmuję i biorę do siebie. Nawet nieistotne fakty... A jaka okropna potrafię być... Beznadziejna. Po prostu.

Ale jutro... Jutro też jest dzień :). Moje Kochanie do mnie przyjedzie i wierzę, że będzie dobrze. Musi się obejść bez żadnych scysji. Obejrzymy sobie film, porozmawiamy, poprzytulamy się... I może coś jeszcze :). Najważniejsze, że będziemy razem :).

Kochamy się... I dlatego wszystko jakoś razem przetrwamy. Prawda?