Archiwum 29 września 2007


Uczelniane zawirowania
Autor: linka-1
Tagi: uniwersytet  
29 września 2007, 11:30

Coraz mniej mi się podoba perspektywa studiowania na Uniwersytecie Wrocławskim… O chaosie panującym na tej uczelni, niemożności załatwienia różnych spraw i nieprzychylności pań w dziekanacie wiele słyszałam… Niestety na własnej skórze przekonałam się, że dzieją się tam rzeczy, które na żadnej szanującej się uczelni nie powinny mieć miejsca. Mam za sobą zapisy na zajęcia i seminarium magisterskie, którymi bardzo się stresowałam. Miały one mieć miejsce 27 września od godziny 9. Niestety okazało się, że niektórzy studenci nie raczyli do tej pory oddać indeksów i burzyli się, że na pewno mają dobrą średnią i chcą wchodzić wcześniej. Skończyło się więc na tym, że zapisy zostały przeniesione na godzinę 14.30. Kiedy już wyszłam z sali komputerowej, dowiedziałam się, że wszystkim osobom z Kolegium obniżono średnią o przynajmniej jedną dziesiątą, żeby najpierw przepchnąć tych, którzy studiują od samego początku na Uniwersytecie. To po prostu skandal… Nie spodziewałabym się takiej nieuczciwości…Nawet nie chcę wiedzieć, o ile mi zaniżyli średnią, bo na szczęście udało mi się zapisać na wszystko, na co chciałam. W każdym razie mojej koleżance ze średniej 4.4 zaniżyli ją do 3.9. A to wielka różnica, prawda? Bardzo mi żal tych osób z mojej grupy z Kolegium, którym nie udało się zapisać ani na żadną specjalność, ani co gorsza na metodykę, która po skończeniu studiów umożliwi nam nauczanie w liceum. Kto wie, czy nie mieliby szansy, gdyby potraktowano nas uczciwie… Myślę, że na pewno tak.
Konsekwencją tego, że zapisałam się na swoją wymarzoną specjalność (folklor, literatura dziecięca i młodzieżowa) jest to, że mam najgorszy plan z możliwych. W każdym dniu mam jakieś okienka, przy czym najgorszy jest czwartek. Zaczynam zajęcia o 8.30 (w międzyczasie mam jedno okienko dwugodzinne, a później trwające 3 godz. 45 min.) i kończę je o 19.45. Przez to wszystko czuję się tak, jakbym studiowała wieczorowo, a nie dziennie… Pocieszeniem może być dla mnie fakt, że poniedziałki i piątki mam wolne, tak więc mój weekend będzie naprawdę długi.

Poza tym w życiu mi się ogólnie układa. Jestem bardzo szczęśliwa z Krzysiem i nie mam powodu do narzekań na cokolwiek, co jest z nim związane. Wczoraj udało mi się w końcu spotkać z człowiekiem, którego uważam za swojego przyjaciela. Gdyby w moim życiu ponad rok temu nie pojawił się Krzysztof, prawdopodobnie związałabym się z Danielem. Stało się jednak inaczej, a my pozostaliśmy ze sobą na stopie koleżeńskiej. Oboje wiemy, że zawsze możemy na siebie liczyć i mamy nadzieję, że kiedy już Daniel znajdzie kobietę swojego życia, uda się nam zorganizować wspólne spotkanie i może się okaże, że wszyscy się zaprzyjaźnimy i w takim czteroosobowym gronie co jakiś czas gdzieś wspólnie wyskoczymy. To by było naprawdę świetne :). Dzięki Danielowi poczułam się też dowartościowana. Usłyszałam od niego to, co często słyszę z ust Krzysia, a w co mimo wszystko do tej pory nie jestem w stanie uwierzyć… Ja po prostu nie potrafię postrzegać samej siebie jako osoby atrakcyjnej, natomiast nie miałabym najmniejszych trudności, żeby wskazać na ulicy przynajmniej dziesięć dziewczyn, które za takie uważam. Może kiedyś mi się uda bardziej uwierzyć w siebie… W każdym razie sądy, jakobym mogła mieć każdego faceta, najlepiej takiego z dziesięcioma fakultetami, uważam za mocno przesadzone. Choć nie ukrywam, że się cieszę, iż w oczach niektórych uchodzę za tak wartościową i wyjątkową. Wydaje mi się, że dobrze jest tak, jak jest… Przynajmniej mam pewność, że nigdy nie przewróci mi się w głowie :).