Archiwum luty 2005


Z jak zazdrość :>
Autor: linka-1
26 lutego 2005, 21:19

 

Zastanawiam się, jak to właściwie jest z tą moją zazdrością i jakoś nie potrafię dojść z tym do ładu. Jeśli bywam zazdrosna, to nigdy o jakieś rzeczy materialne... Nie zazdroszczę innym urody samej w sobie, bogactwa, sukcesów. Czasami tylko zdarza mi się pomyśleć, że chciałabym, żeby i mi się tak wszystko udawało...

Ale bywam zazdrosna o moje Kochanie.

Czasami chce mi się śmiać z samej siebie, kiedy oglądamy jakiś film, w którym gra atrakcyjna aktorka i czuję się zazdrosna o to, że on ją ogląda i być może myśli sobie, że szkoda, że ja taka nie jestem lub czegoś tam nie mam :P. Zdaję sobie sprawę, że to niedorzeczne i zupełnie irracjonalne, ale to silniejsze ode mnie. Nawet już samo to, że on mógłby śnić lub fantazjować o jakiejś innej kobiecie, budzi mój sprzeciw i powoduje takie nieznaczne ukłucie zazdrości. Potrafi mnie zdenerwować nawet jedno jego spojrzenie, rzucone w kierunku jakiejś osobniczki płci żeńskiej.

Ale nie jest to chorobliwa zazdrość. Nie chcę i nie zamierzam izolować go od innych kobiet i nie zabraniam mu spotykania się z nimi na stopie koleżeńskiej. Dopiero zaczęłabym się martwić, gdyby okazało się, że Sebastian nie ma żadnych koleżanek czy znajomych.

Ale czuję się zazdrosna, kiedy jakaś dziewczyna za bardzo się z nim spoufala lub, nie daj Boże, nazywa go jakimiś pieszczotliwymi określeniami. Coś takiego jest zarezerwowanego tylko dla mnie i tyle :P. Żadna inna nie ma do tego prawa. A jeśli w razie to on zbytnio spoufalałby się z jakąś kobietą i był z nią w wyjątkowo zażyłych stosunkach, mogłabym eksplodować ze złości :>.

Na szczęście wiem, że mogę mieć do niego zaufanie i że on nie jest zainteresowany żadną inną, poza mną. To jednak nie wyklucza, że raz na jakiś czas poczuję się o niego zazdrosna.

Ale w końcu nie ma prawdziwej miłości bez odrobiny zazdrości :).

A czy on bywa zazdrosny o moją skromną osobę :D?

No jak to z Tobą jest, Słoneczko :>?

Myślę, że czasem się mu to zdarza. Dał mi to odczuć chociażby wczoraj, kiedy mój niegdyś gadulcowy, a obecnie esemesowy przyjaciel przysłał mi kolejnego sms’a. Obecnie już tylko Rafał, poza Sebastianem, rzecz jasna :], nazywa mnie kicią, słonkiem, aniołkiem (a tak to już tylko on :D). Inni nie mają już odwagi, może dlatego, że doskonale zdają sobie sprawę, że szaleję za moim Rogatkiem i że na nic więcej nie mogą liczyć. A moje Kochanie oznajmiło, że mu to nie odpowiada i że on sobie nie życzy, żeby Rafał tak się do mnie zwracał.

Ale mi jest niezręcznie mu tego zabronić, ponieważ wiem, że jest to całkowicie niewinne i bez podtekstów, ponieważ on traktuje mnie jak przyjaciółkę, a w ten sposób wyraża swoją sympatię i zaufanie.

Jednak gdyby to Seba dostawał od jakiejś dziewczyny podobne sms’y, na pewno nie byłabym zadowolona. Pamiętam, jak bardzo nie spodobało mi się, kiedy jego była dziewczyna zwracała się do niego tak pieszczotliwie na jego blogu argumentując, że ma do tego prawo, bo była pierwsza, a poza tym, że ona zwraca się tak do każdego. W końcu się z tym pogodziłam i przestało mi skakać ciśnienie ;), kiedy to widziałam. Bo dla mnie było to zwyczajnie śmieszne i niezrozumiałe, żeby samej będąc z kimś związaną, określać mianem swojego słońca, kochania, króliczkiem, pączuszkiem, żabką, misiaczkiem itd. jakiegokolwiek innego chłopaka poza własnym. Ciekawe, co on na to.

Czy więc w takim razie powinnam zabronić Rafałowi tak się do mnie zwracać??

A jutro moje Kochanie ma pójść do Patrycji, swojej byłej. Właściwie oboje proponowali, żebym ja także wpadła, ale odrzuciłam zdecydowanie tę propozycję.

Dlaczego? Po prostu ja nie znam Patrycji i nie mam z nią styczności, więc uważam, że to bez sensu. Im nie powinno zabraknąć tematów do rozmowy, a ja na pewno czułabym się nieswojo i gorączkowo zastanawiała, o co mogłabym zapytać.

Mam tylko nadzieję, że będą rozmawiali o teraźniejszości i ewentualnie przyszłości, a nie wracali wspomnieniami do chwili, kiedy byli razem.

Ale chyba przez miesiąc bycia razem nie mogło się tego wiele uzbierać, prawda?

Co innego para z niemal półtorarocznym stażem :>.

Nie mam racji?

 

Notka na życzenie ;)
Autor: linka-1
22 lutego 2005, 21:32

 

Postanowiłam uczynić zadość życzeniu pewnej milutkiej osóbki, która esemesowo sprowadziła mnie na ziemię (czy może raczej na blogi :P) prośbą o nową notkę :).

Ferie powoli zbliżają się ku końcowi, a ja z przerażeniem zdaję sobie sprawę, jak wiele rzeczy pokpiłam. A tyle miałam zrobić przez te dwa tygodnie :P. W sumie to u mnie normalne...

Dlatego teraz „relaksuję się” przy niemieckim opowiadaniu (ach to męczące tłumaczenie niektórych słówek!!) lub przy dziełach Jana Kochanowskiego.

Oczywiście jak zwykle ten czas obfitował w różnorodne emocje – poczynając od tych pozytywnych, a na negatywnych kończąc. Mam tu na myśli złość, drobne złośliwości, uszczypliwości, kłótnie i łzy. W piątek moje samopoczucie uległo nagłemu i niespodziewanemu wahnięciu... Było naprawdę dobrze, miło i przyjemnie, jak to na spotkaniu z moim Słoneczkiem, aż nagle niespodzianie coś się popsuło. Zamilkłam, znieruchomiałam, a z moich oczu popłynęły łzy. Nie wiem, dlaczego... Nie rozumiem tego. Wiem tylko, że choćby nie wiem jak wspaniale się układało, w jednej chwili wszystko może się zmienić.

To chyba przez te moje myśli, strach, obawy... A w niedzielę zdarzyło się coś okropnego.

Mój Skarb pokłócił się ze swoim bratem... Rzadko kiedy żyją oni ze sobą w zgodzie, ale tym razem przeszło to moje najśmielsze oczekiwania... Padły straszne słowa... Ciężkie jak ołów. Przerażające. A ja nie wiedziałam, co zrobić... Jak się zachować. Byłam świadkiem czegoś, czego wolałabym nie zobaczyć i nie usłyszeć nigdy w życiu. Ojciec mojego Tygryska się zdenerwował i wyraził swoją dezaprobatę (łagodnie mówiąc). I brat Sebastiana wybiegł z kuchni, rzucając kubek do zlewu. A my pozostaliśmy sami... I milczeliśmy. Mój Chłopak przepraszał mnie, że musiałam być świadkiem czegoś takiego... Mówił, że mu bardzo przykro, a ja... Nie wydusiłam z siebie nawet jednego słowa. W końcu wstałam i w drzwiach kuchni zadałam... straszliwe pytanie. Które nie powinno było paść. Wiem, że bardzo tym rozczarowałam moje Kochanie... Na potwierdzenie mało nie dostałam drzwiami, które on z niechęcią i złością za mną zatrzasnął. Ponieważ musiałam cierpliwie czekać na autobus, usiadłam na podłodze w jego pokoju i zaczęłam obserwować szczury. A właśnie... Z Warką chyba coś jest nie w porządku, Kochanie. Jest jakaś zbyt osowiała i apatyczna... Później przyszedł Sebastian i usiadł w fotelu... Czekał na moją reakcję, wiem o tym. Oczekiwał wsparcia... Ale się go nie doczekał. A dlaczego? Bo było mi żal Piotrka... Pomimo tego, że wiem, jaki potrafi być... Że naprawdę wyprowadził Sebastiana z równowagi. Ale Seba go sprowokował. Tak uważam... Jednym zdaniem, to prawda. Ale to musiało się źle skończyć. Pozostałam niewzruszona... Obojętna... A w uszach ciągle miałam słowa Piotrka, który powiedział, że zaraz wychodzi. I nie zamierza wrócić do domu na noc... Słyszałam jego krzątaninę na przedpokoju i chciałam go jakoś zatrzymać... Nie byłam w stanie się ruszyć z miejsca. Bo co miałabym mu powiedzieć? A poza tym moje Kochanie ewidentnie postrzegłoby to jako zdradę. Wyszedł trzaskając drzwiami... A ja zbierałam się chwilę później. I jadąc w autobusie ciągle myślałam tylko o tym, gdzie on może być, co robić i co zamierza... A także o tym, że zawiodłam Sebastiana.

A dzisiaj... Zdenerwowałam się w czasie naszej rozmowy na GG, chociaż muszę mu przyznać rację - nie miałam ku temu powodów. Odkryłam z przerażeniem, że w takich przypadkach ja zwyczajnie odreagowywuję całą nagromadzoną we mnie złość... Która nie wynika tylko i wyłącznie z aktualnych problemów i która niekoniecznie jest tylko tą nagromadzoną w trakcie jednej rozmowy. Daję upust swojej złości i nie chcę się powstrzymywać. Wiem, że gdybym miała dusić to w sobie, też nie byłoby dobrze. Ale czy mam prawo wyładowywać się na nim? Przecież nie! Więc co powinnam zrobić?

Za bardzo... zdecydowanie za bardzo się wszystkim przejmuję i biorę do siebie. Nawet nieistotne fakty... A jaka okropna potrafię być... Beznadziejna. Po prostu.

Ale jutro... Jutro też jest dzień :). Moje Kochanie do mnie przyjedzie i wierzę, że będzie dobrze. Musi się obejść bez żadnych scysji. Obejrzymy sobie film, porozmawiamy, poprzytulamy się... I może coś jeszcze :). Najważniejsze, że będziemy razem :).

Kochamy się... I dlatego wszystko jakoś razem przetrwamy. Prawda?

 

 

Jestem i znikam :P
Autor: linka-1
15 lutego 2005, 14:32

Dwa tygodnie wolnego... Ja się chyba ostatnio rozleniwiłam :P. Jedyne, co obecnie robię, to czytam książki, czasem coś obejrzę i oczywiście i przede wszystkim... spotykam się z moim Rogatkiem :). Jak dobrze jest móc widywać go niemal codziennie. Na razie nie chcę nawet myśleć o tym, co przez ferie powinnam zrobić. A trochę tego jest. Pewnie ocknę się dopiero w drugim tygodniu, a póki co... korzystam z wolności :). Jak przyjemnie wylegiwać się w łóżku do 10 i nie mieć żadnych zmartwień na głowie.

Ostatnio to najłatwiej złapać mnie na komórkę, bo się z nią nie rozstaję. A blogi i GG chwilowo poszły w odstawkę. Może to wina mojego komputera, z którym mam coraz więcej problemów. A może po prostu chwilowo nie czuję potrzeby dzielenia się swoimi odczuciami... Pewnie niedługo to się zmieni.

Jednak póki co pozdrawiam Was gorąco i... do napisania :).

A jakbyście mieli jakąś pilną sprawę, to...

602 260 807 :).

 

PS. A dzięki temu najukochańszemu pod słońcem "Włamywaczowi" mój blog nie świeci przynajmniej pustkami :). Przyznam tylko, że ostatnią notką mnie zaskoczył i rozbawił :).

Mnie także Was brakuje i dlatego niebawem pewnie powrócę :*.

 

Nie ma to jak...
Autor: linka-1
13 lutego 2005, 00:52

Ewelinka ?... Co nie ??:)))...

A kto za nią tęskni ??

JAAAAA NAJBARDZIEJ!!!!!!!!!!!!!!

-=Buszmen=-

Nie ma to jak...
Autor: linka-1
05 lutego 2005, 09:52

... beza ?;))))).... co nie ??...

-=Buszmen=-