Archiwum październik 2006


Życie ma słodko-gorzki smak...
Autor: linka-1
31 października 2006, 16:21

Ostatnio mam naprawdę dobry humor. Oczywiście jest to zasługą Krzysia i naszych częstych spotkań :). Bardzo mnie cieszy to, że tak fantastycznie spędzamy ze sobą czas, a jeszcze bardziej to, że niekiedy po prostu już nie mogę przy nim wytrzymać ze śmiechu. Nie wiem czy to ze względu na porę roku czy coś innego, ale mam jakieś zwiększone zapotrzebowanie na powód i okazję do śmiania się pełną gębą ;).

Po prostu nie wyobrażam już sobie, jak wyglądałoby moje życie bez niego. Miałam naprawdę wielkie szczęście, że wszystko potoczyło się tak, że jesteśmy razem. Każdy nowy dzień napełnia moje serce coraz większym uczuciem i wdzięcznością…

 

Doszłam dziś do wniosku, że muszę raz na zawsze wykreślić Sebastiana ze swojego życia. Nie będę już czekała i liczyła na to, że z czasem się wszystko zmieni. Już nic nie może ulec zmianie, chyba że jeszcze bardziej na gorsze… To już nie jest ten sam człowiek, którego znałam kiedyś. Po prostu go nie poznaję… Ostatnia rewelacja sprawiła, że poczułam się tak, jakbym dostała obuchem w głowę. Nie mogę uwierzyć, że mógł zrobić coś takiego… Czy ludzie mogą się aż tak zmienić? Zdaję sobie sprawę, że w ogóle nie powinnam się tym przejmować. W końcu to jego życie i może z nim zrobić, co zechce. Tylko że ja nie chcę tego widzieć… Teraz mogę stwierdzić, że nigdy tak naprawdę nie znałam Sebastiana. Uważałam go za kogoś innego… Całkowicie. Przykro mi, ale trudno. Każdy w życiu dokonuje własnych wyborów. Ja nie mam na to żadnego wpływu, ale mogę mieć wpływ na to, by położyć kres wszelkim toksycznym znajomościom. A ta się właśnie taką stała.

Z niegdyś najbliższego mi człowieka stał się nagle zupełnie obcym… Nic o nim nie wiem. Przestałam go w ogóle rozumieć. Ale najbardziej przeraża mnie to, że chyba nawet przestałam go lubić. Wygląda na to, że wszystko to, co w nim lubiłam i ceniłam, przepadło bezpowrotnie. Pewnie dlatego jest mi tak bardzo przykro i smutno…

 

Coś optymistycznego
Autor: linka-1
19 października 2006, 18:59

 

Załamania podobne do tego sprzed kilku dni czasem mi się zdarzają… Całe szczęście, że kiedy już się uspokoję i nieco się do wydarzeń, które je powodują, zdystansuję, odzyskuję spokój i równowagę wewnętrzną. Może nawet można tu mówić o pogodzie ducha?

Po jakimś czasie zwycięża w miarę pozytywne myślenie… Taka już po prostu jestem.

 

Po każdym ciosie trzeba się jakoś pozbierać… A nawet więcej – nie tracić nadziei, że wszystko się jakoś ułoży… Niekiedy czas jest takim cudotwórcą, który potrafi naprawdę wiele zdziałać. Czy naiwnością jest myślenie, że może te stosunki między mną i Sebastianem ulegną za jakiś czas poprawie? Nawet jeśli, to ja właśnie w to chcę wierzyć.

 

Wiele jestem w stanie znieść i wybaczyć… Tym bardziej komuś, kto odegrał tak ważną rolę w moim życiu i na kim do tej pory mi w pewnym sensie zależy. Co prawda nigdy nie zapominam, ale przekonałam się, że potrafię więcej do tego nie wracać i zacząć budować z kimś relację na nowo. Tym łatwiej mi to przychodzi, im lepiej rozumiem, co popycha ludzi do określonych czynów i zachowań…

 

Na szczęście jest w moim życiu osoba, której bardzo wiele zawdzięczam… Która tak dobrze mnie rozumie, wspiera i podnosi na duchu… Nie wiem, co ja bym bez niej zrobiła.

Tak… mimo wszystko życie jest piękne. Nie zmieni tego nawet fakt, że smutek jest nieunikniony i że najczęściej pojawia się za sprawą innych ludzi… Po prostu trzeba się nauczyć sobie z tym radzić.

 

Przede mną jeszcze tyle pięknych chwil… Tyle powodów do radości i uśmiechu… Nie mogę załamywać rąk i pozwolić, by smutek całkowicie mnie opanował. Życie ma słodko-gorzki smak… Zamierzam postarać się, żebym częściej odczuwała ten słodki :).

Tak, wygląda na to, że coraz częściej do głosu dochodzi ta radosna i roześmiana Linka… :).

Piekło...
Autor: linka-1
14 października 2006, 13:02

 

Załamanie, rozpacz, zwątpienie i zniechęcenie… To chyba najwłaściwsze określenia… Muszę to wszystko z siebie wyrzucić, by nie oszaleć… Dlaczego?! Co ja takiego strasznego zrobiłam w życiu, że los tak mnie karze?!

Zdecydowałam się zakończyć związek bez przyszłości, bo nie było innego wyjścia… Ale teraz widzę, że to był błąd! Dochodzę do wniosku, że powinnam w tym trwać bez względu na wszystko, żeby nie pokutować podjęcia tak trudnej decyzji przez pół życia…

Nie powinnam się była urodzić… Nie powinnam się była nigdy z nikim wiązać… To wszystko nie ma sensu…

W tej chwili świat i życie wydają się być koszmarem… Nie ma nadziei, że to się wkrótce zmieni… Może być dobrze przez dłuższą lub krótszą - ale zawsze - chwilę… Tylko i wyłącznie…

Kiedyś, gdy jeszcze nie miałam żadnego chłopaka, sądziłam, że nigdy nie potrafiłabym nikogo zostawić… Że gdybym nie dostrzegała już innego wyjścia, jak tylko rozstanie, starałabym się spowodować, żeby to facet mnie rzucił… Ale stało się inaczej… Wiedziałam, że jeśli ja się na to nie zdobędę, będzie się to ciągnęło przez jakiś czas tylko po to, by kiedyś i tak się rozpaść… Czy to do Ciebie dotrze, że ja NAPRAWDĘ NIE MIAŁAM WYJŚCIA?!?!

 

Jeśli komuś się wydaje, że to jest takie proste, to grubo się myli… To nie jest tak, że od chwili, kiedy zdecydowałam się na rozstanie, zaczęłam sobie układać życie od nowa… To bardzo żmudny proces… Droga przez mękę - usłana cierpieniem, wyrzutami sumienia, najgorszymi myślami i nienawiścią do samego siebie… Przynajmniej w moim przypadku. Bo zawsze się wszystkim za bardzo przejmowałam, zawsze myślałam o innych, próbowałam się wczuć w ich położenie… I teraz to mi bardzo szkodzi. Dlaczego nie mogę przestać myśleć o tym, co czuje Sebastian? Boże, to mnie wykańcza… Rujnuje życie – moje i Krzyśka. Chcę, żeby to się skończyło… Nie mam już sił… Nie potrafię tak żyć!!

 

Prawda jest taka, że człowiek nigdy nie powinien się z nikim rozstawać… Bo zostanie potępiony… Bo przez długi czas będzie się męczył, a wyrzuty sumienia nie dadzą mu spokoju… Czuję się tak, jakbym tym samym nie miała prawa do szczęścia i budowania sobie życia na nowo… z kimś innym. Co jakiś czas ktoś lub coś mi to boleśnie uświadamia… ŻYCIE JEST PIEKŁEM BOLEŚCI… Wiedzieliście o tym? Jeśli nie, to ja Was o tym zapewniam… A zwłaszcza życie osoby, która ośmieliła się kogoś zostawić i nie jest pozbawiona serca… Cały mój świat przysłoniły w tym momencie łzy…

Czuję się jak zupełne zero… Jak dziwka, egoistka, potwór… I to tylko dlatego, że myślałam, iż mam prawo żyć dalej i odnaleźć swoje szczęście. A przecież takiego prawa nie mam… PRAWDA?!

 

Po co były te wszystkie słowa i zapewnienia na wyrost? Kto tu kogo próbował oszukać? Słowa, słowa, słowa… Nic nie warte… Obietnice bez pokrycia… Przyjaźń? Na Boga, jaka przyjaźń?! Dziwisz się, że nie chcę utrzymywać z Tobą kontaktu? A w jakim niby celu, skoro będzie się to kończyło tak, jak wczoraj?

Pogarda, lekceważenie… Rzucane od niechcenia słowa… Jak psu ochłap mięsa… Niechęć i wrogość ze strony Twoich znajomych, którzy uważają mnie za najgorszą kreaturę… Poczułam się jak śmieć, który powinien zniknąć z powierzchni ziemi… Bo nigdzie nie ma dla niego miejsca… Czy ktoś ukróci te męki…?

A niby miałeś nie mieć nic przeciwko temu, żebym pojawiła się w tym klubie… W klubie, w którym bywałam kiedyś co tydzień i który tak bardzo lubiłam… Do którego chodzą moje koleżanki z liceum… Ale nie martw się, więcej nie popełnię tego błędu… Postaram się więcej nie wchodzić Ci w drogę. Bo widzę, ze sobie tego nie życzysz.

Nie potrafisz przejść nad tym do porządku dziennego… Nie dziwi mnie to. Wiem i rozumiem, jak jest Ci ciężko. Ale pewnych rzeczy nigdy nie pojmę…

 

Zapomnijmy o tym, że kiedykolwiek się znaliśmy… Od dnia dzisiejszego przestajemy dla siebie istnieć. Nie widzę już innego wyjścia… Bo co tu mówić o przyjaźni, skoro nawet zwykła znajomość nie jest między nami możliwa. Nie potrafisz znieść mojego widoku, więc odejdę z Twojego życia raz na zawsze.

 

Może to się kiedyś zmieni, może nie… Nie ma już we mnie tej wiary. Nie wszystko jest możliwe…

 

Obym tylko nie przestała wierzyć, że to się kiedyś skończy… Że wyzwolę się od tego smutku, cierpienia i wyrzutów sumienia… Jeśli i w to z czasem zwątpię, nie będzie już dla mnie ratunku…