Archiwum grudzień 2007


Świąteczne życzenia dla Was
Autor: linka-1
24 grudnia 2007, 09:32

Zaczarowana magią Świąt, stanę samotnie

pod rozgwieżdżonym niebem i patrząc

na spadające płatki śniegu, pomyślę o ludziach,

których noszę w sercu, życząc im spokojnych,

radosnych Świąt wszędzie tam, gdzie są…

 

Niech te Święta Bożego Narodzenia, spędzone w ciepłej, rodzinnej atmosferze, będą wypełnione radością i miłością i niosą ze sobą spokój i odpoczynek. Niech betlejemska gwiazda rozjaśni wszelki mrok i usunie trudy i smutki dnia codziennego. Oby zabawa sylwestrowa okazała się wyjątkowa, a Nowy Rok obfitował we wszelką pomyślność, był pełen nadziei, optymizmu i szczęścia.

 

Do usłyszenia w 2008 roku, kochani :)!

Przywoływanie dobrych wspomnień
Autor: linka-1
03 grudnia 2007, 10:13

 

Tylko my

Jedna z tych niezapomnianych chwil...

On i ja

Jeszcze tak bezgranicznie szczęśliwi i beztroscy...

"Kochać jest łatwo. To, można powiedzieć, jak z samochodem: wystarczy włączyć silnik, dodać gazu i wyznaczyć sobie cel podróży. Ale być kochaną to tak jak przejażdżka z kimś innym, jego samochodem. Nawet jeśli uważasz tego kogoś za dobrego kierowcę, zawsze pozostaje ten podskórny strach, że może się pomylić, a wtedy w ułamku sekundy wystrzelicie oboje przez przednią szybę na spotkanie śmierci. Być kochaną może oznaczać największy koszmar. Bo miłość to rezygnacja z panowania nad własnym losem. A co się stanie, jeśli w połowie drogi postanowisz zawrócić albo skręcić w bok, a nie masz na to jako pasażer żadnego wpływu?"

"
Wśród morza ewentualności: tego, co potrzebne, mniej potrzebne i zbyteczne, tego, co przyjemne a pożyteczne, tego, co szkodliwe, bardziej szkodliwe, a smakowite, tego, co opłacalne, bardziej opłacalne, a krzywdzące drugiego człowieka, tego, co prawdziwe, mniej prawdziwe, kłamliwe, ale dające korzyści - nie zgubić się w tym gąszczu ani nie rozstrzygać fałszywie. Nie zgubić się ani na chwilę, ani na miesiąc, ani na całe życie. Umieć wrócić, gdy się pobłądzi. Umieć odkryć błąd, przyznać się do tego, że się było nieuczciwym, brutalnym, egoistycznym, że się skrzywdziło drugiego człowieka. Potrzeba drugiego człowieka, który pomoże, ostrzeże, upomni w imię dobra, życzliwości. Potrzeba drugiego człowieka, który uratuje od rozpaczy. Potrzeba człowieka wiernego, który nie zdradzi, nie odejdzie, nie opuści, gdy zdarzy się czas próby, niepowodzeń, klęsk, katastrof życiowych, gdy wszyscy się odsuną, potępią, zapomną, który pocieszy, podeprze, poda rękę, pozwoli uwierzyć w siebie, przyniesie nadzieję i radość. Bo miłość to bycie do dyspozycji, to gotowość do tego, by usłużyć, pomóc, przydać się, zaopiekować się. To chęć, by być potrzebnym. Czas jest zawsze tym egzaminatorem, przed którym nie ostanie się żadna złuda, zaślepienie".

Pełna nadziei i wiary... Przywołuję wspomnienia wszystkich pięknych, beztroskich chwil i czekam na dzień, w którym moje życie się unormuje i wróci do równowagi. Umacnia mnie siła uczucia i pewność, że bez względu na wszystko on jest... i będzie.

Złamana życiem.
Autor: linka-1
Tagi: rozpacz   zmęczenie   załamanie  
02 grudnia 2007, 19:50

Zaczynam nienawidzić jesieni i zimy… Nigdy nie przepadałam za tak deszczową, ponurą porą roku, ale teraz ta niechęć jest wyjątkowo silna. Staram się tłumaczyć sobie, że to właśnie z winy nieciekawej aury czuję się tak totalnie do niczego... Z coraz większym trudem zwlekam się rano z łóżka. Jak długo już tak fatalnie sypiam? Wykańczają mnie te conocne przebudzenia. W najlepszym wypadku budzę się dwa razy, w najgorszym cztery. I tak ciągle… Wstaję wykończona, padam coraz wcześniej… Trzy dni temu o godzinie 18 leciałam już z nóg. Ile to jeszcze potrwa?

 

„Podstawą rozpaczy jest zwątpienie o sobie”.

 

Moje poczucie własnej wartości w ostatnim czasie praktycznie przestało istnieć. Psychicznie chyba już gorzej czuć się nie można. Uważałam, że jestem nikim, że nie jestem warta czegokolwiek i kogokolwiek. Tak niewiele było trzeba, żeby mnie całkowicie załamać. I kiedy wydawało się, że powoli zaczęłam się podnosić i wychodzić z tego stanu, pewne wydarzenie na nowo wgniotło mnie w ziemię… Wróciłam do punktu wyjścia. Czy normalnie zareagowałabym aż tak skrajnie emocjonalnie? Pewnie gdyby nie ten beznadziejny stan, w którym się znajduję, przeszłabym nad tym do porządku dziennego. Ale to po raz kolejny podcięło mi skrzydła… Za jeden cudowny, niezapomniany dzień przyszło mi słono zapłacić. Tak dobrze mi zrobiło wyjście do kina i wizyta w jednej z ulubionych knajpek w jego towarzystwie. Bardzo mi tego ostatnio brakowało. Ale poczucie bycia szczęśliwym to strasznie krótkotrwały stan. Nauczyłam się świetnie ukrywać przed znajomymi i rodziną, jak jest mi źle. Na chwile załamania pozwalam sobie tylko wtedy, gdy jestem sama… lub z nim. Tak jak to miało miejsce w środę, kiedy zrozpaczona łkałam w jego ramionach. Tylko przed nim nie staram się udawać i ukrywać swojego stanu, bo nawet tego nie chcę. Chwilami nie mam już sił, żeby użerać się z tym wszystkim. Ale wiem, że nie mogę się poddać. Muszę wierzyć…

 

Potrzebuję czuć i mieć świadomość, że nikt inny dla niego nie istnieje. Chyba już tylko miłość, ciepło i troska pozwolą mi wrócić do równowagi psychicznej i odzyskać wiarę w samą siebie. Nie jest nam łatwo i pewnie nie będzie… Ale próbujemy. Od siebie nawzajem czerpiemy siłę i nadzieję. I mam nadzieję, że któregoś pięknego dnia oboje odetchniemy z ulgą, a nasze demony odejdą w mroki niepamięci…

 

Pamiętaj, że zależy mi na Tobie. Jesteś naprawdę wspaniałym człowiekiem. Tylko po prostu mam problem z samą sobą… I to wszystko przez to… Wiem, że mnie kochasz i dzięki temu jeszcze istnieję.