| Kategorie: Nowy rozdział życia
Tagi: wątpliwości święta ślub
28 grudnia 2010, 19:01
Bardzo się obawiałam nadejścia tegorocznych świąt, ponieważ nie wyobrażałam sobie, żeby można było je należycie obchodzić i czerpać z nich radość, kiedy jeden z domowników jest ciężko chory. Na szczęście okazało się, że było nawet lepiej, niż mogłabym przypuszczać. Nie obyło się bez największego do tej pory kryzysu tuż przed samą Wigilią, który spowodował, że serce we mnie zamarło, ale później siostra doszła do siebie. Udało się nawet kontynuować rozpoczętą przed kilku laty tradycję i po pasterce spotkaliśmy się wszyscy - moi rodzice, K., siostra i jej chłopak - u nas w domu, by przesiedzieć i przegadać kilka dobrych godzin, dopóki wszyscy nie padliśmy ze zmęczenia. Szkoda tylko, że w tym roku zabrakło babci, która po raz pierwszy od dawna zamiast z nami, spędzała święta u wujka. Nie było jednak innej możliwości.
Dobrze zrobi mi ten nieco ponad tydzień odpoczynku od użerania się z niesfornymi uczniami. Ostatnio było mi bardzo ciężko. Nie miałam okazji wspomnieć, że od końca września powierzono mi wychowawstwo w jednej z klas drugich gimnazjum. Te dodatkowe stresy i obowiązki mocno mi się dały we znaki. A przecież i tak zmartwień miałam pod dostatkiem - bliskość świąt spowodowała, że dzieci zaczęły się zachowywać coraz gorzej, uczniowie z licznymi dysfunkcjami dostali wręcz małpiego rozumu, tak że do wyjątków należały dni, kiedy bez żadnych przeszkód w normalnych warunkach dało się przeprowadzić lekcję. Na domiar złego co rusz wypadały jakieś uroczystości szkolne, zabierając kolejne cenne godziny nauki. Naprawdę nie jest łatwo…
Ostatnio zaczęły mi się kołatać po głowie dziwne myśli. Nie wiem, czy to świadomość zbliżającego się ślubu tak na mnie działa, że nagle ogarniają mnie różne wątpliwości, czy po prostu po tych czterech latach i pięciu miesiącach bycia razem jest to naturalny, przejściowy etap? Nie chodzi o to, że zmieniłam zdanie, bo nadal bardzo pragnę zostać żoną K. i stworzyć z nim rodzinę, ale momentami ogarnia mnie przerażenie, kiedy myślę o tym, jakie nieodwołalne zmiany pociąga za sobą ta decyzja. Najbardziej przeraża mnie chyba myśl o rozpoczęciu całkowicie samodzielnego życia na własny rachunek. Nie wiem, czy jesteśmy w stanie poradzić sobie finansowo bez żadnego wsparcia ze strony rodziców. Póki co oboje zarabiamy raczej marnie, a koszty utrzymania są coraz wyższe. Nie można jednak się załamywać, prawda? Jakoś to będzie, a skoro inni dają sobie radę, to my również.
Tak naprawdę mogłabym się czuć szczęśliwa, gdyby nie to, że coraz trudniej jest nie tracić nadziei, że moja siostra wróci do zdrowia. Ile już łez wylaliśmy wszyscy z tego powodu… Nie ma nic gorszego, niż patrzeć na ogromne cierpienie najbliższych i nie móc nic na to poradzić… Jej powrót do zdrowia to moje największe marzenie związane z nadchodzącym nowym rokiem… Oby mogło się spełnić. Tak ciężko jest planować własny ślub w cieniu tragedii innej osoby. Czasami wydaje mi się to nie do zniesienia. Ale przecież życie musi się toczyć nadal, prawda?