Archiwum 15 maja 2004


Na zawsze splecione ręce...?
Autor: linka-1
15 maja 2004, 23:54

W głębi oczu twych
Widzę cały świat -
Szukałam długo, choć pod wiatr.
5000 myśli, ogień w nas...

Teraz budzę się...
W twych ramionach jest
Wszystko, co chciałam zawsze mieć -
Już nie pamiętam smaku łez.

Poza nami nie ma nic,
 Zabrakło słów.
 W objęciach trzymam Twe serce.
 Poza nami nie ma nic,
 Wystarczą mi na zawsze
 Splecione ręce

Już nie ważne jest
Ile mamy lat.
Wszystko ma inny, słodki smak -
Teraz chcę poznać życia blask.

Bo poza nami nie ma nic -

Ten pierwszy raz
U bram wieczności miłość ma...
Otwórzcie nam!

Wszystko, co chciałam zawsze mieć -
Już nie pamiętam, już nie pamiętam smaku łez.

 Poza nami nie ma nic,
Wystarczą mi na zawsze

Splecione ręce...

 

 

Chyba nawet nigdy nie słyszałam tej piosenki, ale to nieistotne. Bo moją uwagę przykuły jej słowa – to one mają dla mnie znaczenie...

Oddają one częściowo stan mojego ducha i wszystkiego, co się we mnie dzieje

odkąd w moim życiu pojawił się Sebastian.

Każdego dnia tak wiele się dzieje... Z każdą chwilą kocham go coraz bardziej...

A jednocześnie tak często go ranię i krzywdzę...

Zdarza się to zdecydowanie zbyt często!

Czasami odnoszę wrażenie, że przestaję panować nad swoimi emocjami.

Nad tym, co dzieje się w mojej głowie...

Kiedy byłam młodsza, nim w moim życiu pojawił się pierwszy chłopak

sądziłam, że kiedy w końcu się „zakocham”, będę najwspanialszą dziewczyną,

 jaką można sobie wymarzyć – troskliwą, opiekuńczą, czułą, wrażliwą...

Nigdy bym nie przypuszczała, że będę potrafiła zachować się w tak dziwny i niepojęty sposób.

A jednak...

Tak trudno jest mi to wszystko zrozumieć... Nie potrafię nad tym zapanować.

Za każdym razem obiecuję sobie, że zdarzyło się to po raz ostatni...

Ale to tylko moje pobożne życzenie...

Nie wiecie, jak to boli, kiedy na tej ukochanej twarzy widzi się

smutek, rozpacz, żal, ból...

Po prostu ściska się serce...

Ale najgorsze jest to, że często długo nie potrafię się zdobyć na żadną reakcję.

Patrzę na efekty mojego irracjonalnego zachowania i łzy napływają mi do oczu.

Mam ochotę zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu

i już nigdy więcej nie stać się przyczyną zmartwień ukochanego człowieka.

Nikt, kto nie znalazł się w podobnej sytuacji nie jest w stanie tego zrozumieć.

 

***

 

Szczęście na dobre rozgościło się w moim życiu z chwilą,

kiedy zrozumiałam, że to jest to, na co czekałam całe życie.

Kiedy porwało mnie to i niepodzielnie nade mną zapanowało...

I nie chcę, żeby kiedykolwiek uległo to zmianie.

Teraz długotrwały smutek omija mnie szerokim łukiem –

zdarzają się tylko krótkie chwile załamania i zniechęcenia,

a poczucie beznadziei pojawia się głównie za sprawą moich wybryków.

Po depresji nie pozostał nawet ślad...

Już nawet nie pamiętam, jak się wtedy czułam.

Teraz na mojej twarzy praktycznie cały czas widnieje szeroki uśmiech.

Ten uśmiech nie może już być szerszy w momencie

kiedy widzę swoje szczęśliwe i zadowolone Słoneczko.

Będę miała na starość twarz całkowicie pokrytą drobnymi zmarszczkami...

I jeżeli taki stan rzeczy, jak teraz, miałby nadal trwać, to będą to zmarszczki szczęścia.

Wydaje mi się, że nie będę miała niczego przeciwko nim...

Pewnie nawet je polubię.

Będą one świadectwem i potwierdzeniem wszystkich cudownych chwil...

Wszystko ma inny, słodki smak...

Na zawsze splecione ręce...?