Archiwum 27 maja 2004


To i owo :P
Autor: linka-1
27 maja 2004, 14:08

Ach... Nawet nie wiem, od czego by tu zacząć :). Mam już za sobą pierwszą i przedostatnia maturę ustną... Została mi jeszcze tylko geografia i ... w końcu upragniony (?) koniec!

Muszę powiedzieć, że wspomnienie tej właśnie matury będzie chyba jednym z moich najlepszych wspomnień związanych ze szkołą. Przez te 4 lata naprawdę bardzo się przywiązałam do okolicy, samego budynku liceum nr XVIII, do atmosfery w nim panującej, nauczycieli, kolegów... Będzie mi tego wszystkiego cholernie brakowało! Nawet nie wiecie, jak bardzo chciałabym pozostać w tej szkole, jeszcze przynajmniej jeden rok. Te wszystkie chwile radości, smutku, strachu, nagłe napady śmiechu, zabawne sytuacje... Dlaczego powoli i nieubłaganie staje się to przeszłością i wspomnieniem? Ja nie chcę iść na studia! Jak ja się odnajdę na jakiejkolwiek uczelni? To nie dla mnie. Ja nie jestem jeszcze na to przygotowana! Pozwólcie mi zostać w mojej szkole... Nie chcę się rozstawać z tymi tak doskonale mi znanymi murami szkolnymi, z moją klasą i profesorami... Jak ja wytrzymam bez widoku ich twarzy? Bez uśmiechu mojego wychowawcy, żartów polonistki... Właśnie tej dwójki spośród grona pedagogicznego będzie mi najbardziej brakowało. Uważam, że to nie tylko dobrzy i wymagający nauczyciele, ale także wspaniali ludzie – weseli, uśmiechnięci, z poczuciem humoru.

Podsumowanie wszystkich dotychczasowych egzaminów wygląda następująco:

- polski pisemny – 3

- polski ustny – 5

- niemiecki pisemny – 5

- niemiecki ustny – 5 (w konsekwencji zwolnienia)

- geografia ustna – ? (okaże się 09.06).

Ogólnie jestem zadowolona z efektów mojej 4-letniej nauki w liceum. Nawet z tym polskim zdołałam się jakoś pogodzić, chociaż do tej pory nie potrafię zrozumieć przyczyn tak niskiego ocenienia mojej pracy. No ale trzeba się cieszyć tym, co się ma :). Zawsze mogło być gorzej ;), jakby to powiedziała pewna osoba :].

A poza tym jestem bardzo szczęśliwa. Wszystko to za sprawą moich znajomych i mojego Słoneczka. Po prostu jest cudownie i niech tak pozostanie...

Nigdy nie zapomnę, jak bardzo się namęczyłam i wycierpiałam z powodu własnej głupoty. Popełniłam ten sam błąd, co kiedyś – ubrałam na maturę szpilki i nie wzięłam żadnych butów na zmianę. Wierzcie mi, myślałam, że po prostu umrę w tych butach... Nigdy więcej czegoś takiego! Nie pojmuję osób, które dobrowolnie skazują się na takie męki (np. moja siostra). W czymś takim nie da się chodzić i tyle! Przecież najważniejsza powinna być wygoda... Żałujcie, że nie mogliście widzieć, jak człapałam z moją kumpelą na rynek... Ja się śmiałam z niej, ona ze mnie... Musiałyśmy naprawdę przekomicznie wygladać :). Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że szłyśmy niemal tip-topkami, dziwnie powyginane, bo każdy krok sprawiał nam ból. A wiecie, co było najzabawniejsze? Moje dwie koleżanki odłączyły się od nas i poszły odebrać dowód jednej z nich. Umówiłyśmy się w rynku w jednym z ogródków piwnych. I wyobraźcie sobie, że one dotarły na rynek pierwsze! Myślałam, że po prostu umrę ze śmiechu... Żałuję teraz, że nie liczyłam czasu, który nam zajęło dojście spod naszej szkoły na rynek. Jak zwykle było bardzo sympatycznie, a przede wszystkim zabawnie :).

Kiedy już zdecydowałyśmy się wracać do domu doszłyśmy z Anetą do wniosku, że nie damy rady zrobić w tych przeklętych buciorach ani jednego kroku więcej i... zdjęłyśmy je. Czułam się dziwnie, stąpając boso przez centrum Wrocławia - jak jakiś żebrak albo karmelita bosy :P. Ale już nic nie miało dla mnie znaczenia, a najmniej reakcja innych  – chciałam się jak najszybciej znaleźć w domu i tylko to się liczyło. A poza tym mogłam chwilowo odetchnąć z ulgą i nie cierpieć takich katuszy. Jednak w autobusie ponownie musiałam wbić się w to „narzędzie tortur” i znowu myślałam, że umrę... A autobus jak na złość wlókł się i utykał co chwilę w korkach. Jazda do domu trwała okropnie długo... A może to tylko mi ten czas wydawał się wiecznością...

Dzisiaj odczuwam skutki tych długotrwałych (bo aż 10-godzinnych!)męczarni – trochę napuchły mi nogi. Dobrze, że przynajmniej żadnych odcisków nie mam. Gdyby nie ten niebotyczny jak dla mnie obcas, te szpilki byłyby całkiem wygodne...

Czuję, że teraz mogłabym napisać jakiś hymn na cześć glanów – jednych z najwygodniejszych butów świata :]. Szkoda tylko, że powoli zaczyna się robić jak na nie zbyt ciepło i trzeba będzie przerzucić się na lżejsze obuwie.

A co poza tym? Ostatnio przegrałam jeden, a wygrałam drugi zakład. Ja, która do niedawna kierowałam się kategoryczną zasadą – żadnych zakładów! Jakaś hazardzistka się ze mnie robi ;). W efekcie pierwszego muszę postawić flaszkę mojej kumpeli, bo tak jak mówiła, dostałam 5 z ustnego polskiego. A co do drugiego zakładu... Mmmmniam! Wyobraźcie sobie, że dzisiaj spróbuję sernika upieczonego przez... moje Słoneczko :)!!!! Podobno wyszedł pyszny :). Ja to mam zdolnego faceta :> - naprawdę jestem z niego dumna :].

Ale i tak dochodzę do wniosku, że pora skończyć z zakładami i powrócić do starych zasad :).

Aaach... Życie jest piękne. I po zakończonych maturach zamierzam korzystać z niego ile tylko się da. To będzie coś – od żadnych szaleństw się nie powstrzymam ;).

To by było na tyle... Jak zwykle dość pokaźnych rozmiarów wyszła ta notka...

I zauważyłam, że łamię swoje postanowienie, którego miałam się trzymać – zaczynam opisywać jakieś głupoty w miejsce moich przemyśleń i rozważań...  Ale w najbliższym czasie na pewno pojawi się jakaś bardziej filozoficzna i poważna notka :). A póki co wygladają one tak, a nie inaczej, ponieważ są zgodne ze stanem mojego ducha i... aktualnymi wydarzeniami. Jakby nie było matury chwilowo zdominowały wszystko... A poza tym chciałam sobie trochę odpocząć i zarzucić na jakiś czas wszelkie rozmyślania i refleksje na temat świata, życia i ludzi.

Trzymajcie się, kochani :*! Do następnej notki :)!!