Archiwum 10 czerwca 2004


Pomieszanie z poplątaniem ;)
Autor: linka-1
10 czerwca 2004, 20:28

Zaskakujące, że pewne osoby znane mi z serwisu blogi.pl, które zresztą ogromnie polubiłam, proszą o nową notkę w tym samym dniu, w którym postanawiam ją napisać :). Zdecydowałam jednak, że najpierw nadrobię zaległości na Waszych blogach, a dopiero później coś napiszę i tak właśnie zrobiłam :).

 

Muszę powiedzieć, że wielki kamień spadł mi z serca po zakończonych powodzeniem maturach. Tak strasznie długo się to wszystko ciągnęło... Co przeżyłam, to przeżyłam, ale niczego nie żałuję... Przed pisemnymi w ogóle się nie denerwowałam, ale przed ustnymi już tak. Najpierw zawodziłam, że nie zdam ustnej z polskiego, bo nie jestem na to przygotowana. Ale polski (z którego zawsze byłam dobra) to nic w porównaniu do geografii... Miewałam wielokrotnie zmiany nastroju i po przekonaniu, że bez względu na wszystko na pewno jakoś sobie poradzę, nie pozostawał nawet ślad - popadałam w zupełne załamanie i rozpacz. Na dwa dni przed maturą przepłakałam cały ranek... Świadomość, że mogłabym nie zaliczyć ostatniego egzaminu i wszystko zawalić przez geografię, zupełnie mnie załamywała. Nie jesteście sobie w stanie wyobrazić, jak na trzy dni przed tą ostatnią ustną wyklinałam i się denerwowałam... Najlepiej wie o tym Sebastian, który tych wszystkich moich obaw, przekleństw i całego tego biadolenia wysłuchiwał. On cały czas wierzył, że sobie poradzę i jak zwykle miał rację. Co więcej zawyrokował, że dostanę czwórkę i... nie pomylił się :). Cieszę się, ponieważ bardzo pozytywnie wszystkich zaskoczyłam, poczynając od moich rodziców. Chyba nie spodziewali się, że tak dobrze sobie poradzę :P. Jestem zadowolona ze swoich wyników. Jedna trójka, trzy piątki i czwórka to chyba całkiem nieźle, prawda :)? Tym bardziej, że nigdy nie przemęczałam się nauką – do książek zaglądałam tylko wtedy, kiedy było to już naprawdę konieczne. Po prostu zawsze miałam milion ciekawszych zajęć, na które wolałam poświęcać swój czas wolny. Czasami wyrzucałam sobie swoje lenistwo i żałowałam, że nie uczyłam się systematycznie, ale... ostatecznie dobrze na tym wyszłam :>. Tym samym raz na zawsze zakończyłam pewien etap w swoim życiu i chyba już na dobre porzucam temat matur :).

 

A teraz chwila refleksji :).

 

 

Jeśli będziesz żyć tylko i wyłącznie

powierzchownymi sprawami,

jeśli interesuje cię tylko to, jak wyglądasz,

wrażenie, jakie robisz,

to godziny twego szczęścia będzie

wybijał kapryśny zegar:

dziś szczęście, jutro smutek,

dziś dobry humor, jutro rozpacz.

 

Zajrzyj do swego wnętrza,

zrób coś dla swojej duszy,

dla wewnętrznego

„urządzenia” twego serca.

Są tam uczucia, wielka siła,

która albo cię zaniepokoi,

albo przypnie ci skrzydła.

 

Phil Bosmans

 

Przytoczone dzisiaj przeze mnie fragmenty przykuły moją uwagę, kiedy tylko padł na nie

 mój wzrok. Odnalazłam w nich bowiem coś, co od jakiegoś nie dawało mi spokoju i nad czym często się zastanawiałam. Jak to jest, że potrafi nas nagle opanować irracjonalny niepokój, którego przyczyn w żaden sposób nie jesteśmy w stanie zrozumieć i wyjaśnić? Cały ten niepojęty mechanizm działa także w druga stronę. Niekiedy zdarza się nam niespodziewanie roześmiać w głos czy uśmiechnąć do własnych myśli... Czy nie zdarzyło się Wam czasami poczuć wszechogarniającego spokoju i poczucia bezpieczeństwa i zadowolenia, chociaż nic takiego się nie wydarzyło? Bo w moim przypadku następuje to niezwykle często. Nie dzieje się to jednak za sprawą jakichś zewnętrznych czynników, ale rodzi się w naszym wnętrzu, w naszym sercu - samo z siebie.

Nie można zapominać, że to, co ”materialne”, nie daje pełni szczęścia. Nie można przywiązywać wagi tylko do tego, co zewnętrzne, cielesne, związane z naszym wyglądem i wizerunkiem – czyli jednym słowem czymś na pokaz. Powinniśmy się postarać, żeby ludzie dostrzegali w nas te z naszych przymiotów, które świadczą o prawdziwej wartości człowieka – czyli naszą uczciwość, szlachetność, życzliwość, uprzejmość, gotowość niesienia i udzielania pomocy i umiejętność poświęcenia, zarówno w imię prawdziwych wartości i szczytnych celów, jak także dla drugiego człowieka. Nikt, kto będzie troszczył się tylko i wyłącznie o błahe sprawy związane z codziennym wygodnym życiem i dbał o swoją prezencję, zaniedbując jednocześnie swój rozwój duchowy i głębsze potrzeby, nie osiągnie trwałego szczęścia. Będzie nękany ciągłymi zmianami nastroju i zasłużone zadowolenie i pełna satysfakcja będą się znajdowały poza jego zasięgiem. Wewnętrzne niepokoje i poczucie jakiejś pustki, marności i niespełnienia nie pozwolą odczuwać mu radości. A już poza wszystkim to, co widać gołym okiem przy pierwszym zetknięciu z jakąś osobą, przestaje po jakimś czasie wystarczać. Chyba każdy człowiek, kiedy decyduje się nawiązać z kimś bliższy kontakt, oczekuje oprócz dopracowanej „zewnętrznej powłoki” także pięknego wnętrza i dobrego charakteru. Dlatego my znajdźmy złoty środek i zachowajmy we wszystkim umiar ;). Dbajmy zarówno o swoją powierzchowność, jak także o swoją duszę.