Archiwum 04 września 2004


Chwile słabości i załamania...
Autor: linka-1
04 września 2004, 21:53

To dziwne... Wydawać by się mogło, że wszystko jest okay, że powinnam się czuć szczęśliwa...

Ale od jakiegoś czasu nie wychodzi mi nic, co sobie zaplanuję... Wygląda na to, że powracają moje huśtawki nastroju... I nie mam pojęcia, co jest ich przyczyną... Może to, że dowiedziałam się, że niedawno mój dziadek miał wylew i jest częściowo sparaliżowany... Może to świadomość, że nagle mogłabym utracić bliską mi osobę.

A może przyczyniła się do tego moja siostra i jej zachowanie? Albo perspektywa zbliżających się egzaminów na studia? Boję się... Tak bardzo się boję, że sobie nie dam rady, że wszystko zawalę i znowu mi się nie uda. Kiedy każdy powtarza mi, że we mnie wierzy i że na pewno dam sobie radę, jest jeszcze gorzej... Po prostu gdy pomyślę, że mogłabym ich wszystkich rozczarować... zawieść pokładane we mnie nadzieje, mam ochotę zniknąć z powierzchni ziemi. Teraz jestem zupełnie sama w domu... Siedzę przed komputerem, piszę te słowa, a z moich oczu płyną łzy... Całe strumienie łez... I nie potrafię ich pohamować... Z każdą chwilą czuję się coraz gorzej. Już nawet moja ukochana muzyka nie przynosi mi ukojenia.

Przed chwilą byłam na blogu Słoneczka i chciałam skomentować jej notkę, ale nie jestem w stanie... Może jutro... W tej chwili nie potrafię pisać żadnych podnoszących na duchu słów... Już nie, chociaż przed chwilą całkiem dobrze mi to wychodziło.

To straszne... Kiedy sobie pomyślę, że inni mają o wiele poważniejsze problemy, jest mi głupio, że tak się rozkleiłam i użalam nad sobą. Nie wiem, co się ze mną dzieje...

Dlaczego tak nagle wszystko się rozsypało, a mój stosunkowo dobry humor się ulotnił...

Za dużo myślę... Powinnam przestać myśleć, ale to nie jest takie łatwe...

Tyle myśli i obrazów w mojej głowie... Powracają koszmary.

Niektórych życie nie rozpieszcza... Są tacy, którzy nie mają na kogo liczyć i muszą sobie ze wszystkim radzić sami... Chciałabym im pomóc, ale nie mogę...

Niedługo zjawi się u mnie moje Kochanie... Mój protest na nic się nie zdał...

Tak bardzo tego chcę i nie chcę jednocześnie.

Kiedy tylko usłyszał, co się ze mną dzieje, natychmiast postanowił przyjechać...

I zobaczy mnie w takim stanie... Całą zapłakaną, z zapuchniętymi oczami...

A przecież nikt nie miał być świadkiem takiego mojego stanu...

Co się dzieje? Czego ja właściwie chcę i oczekuje od życia i ludzi...?

W tej chwili nie mam najmniejszego pojęcia...

Przepraszam za tę notkę...

Być może nie powinnam jej pisać...

To takie do mnie niepodobne...

I tak mi bliskie zarazem.