Archiwum 12 listopada 2004


Bez tytułu
Autor: linka-1
12 listopada 2004, 21:49

Po prostu się rozpływam nad wspomnieniem wczorajszego dnia :). Praktycznie cały czwartek (ponad 10 godzin) spędziłam z moim ukochanym Słoneczkiem :). Kiedy tylko przypominam sobie pewne zdarzenia, zaczynam się śmiać w głos. Momentami było tak zabawnie, że aż zdarzyło mi się popłakać ze śmiechu :). Z pewnych jednak względów nie mogę tego opisać :P. Wspomnę tylko, że coś nie chciało się kleić do tego, do czego powinno, a wolało przykleić się do mojego Kochania :D. Śmialiśmy się z tego przez dobre kilkanaście minut i jeszcze później kilkakrotnie co pewien czas wybuchaliśmy śmiechem. Wolę nie wiedzieć, co mogli sobie pomyśleć domownicy :>. Poza tym trzy razy uderzyłam się w głowę... Za pierwszym przydzwoniłam w cholernie ostry róg półki wiszącej w pokoju mojego Aniołka, drugi raz uderzyłam się odrobinę niżej o tę samą półkę, a na koniec niefortunnie uderzyłam głową w ścianę w miejsce, w które uderzyłam się za pierwszym razem. Cała ta sytuacja mimo wszystko także mnie rozbawiła, a moje Maleństwo zaczęło się obawiać, żebym się u niego czasem nie zabiła :>. Jeszcze nigdy nie bolało aż tak bardzo, ale co dziwne do tej pory nie pojawił się guz (na szczęście!). Może to dzięki namoczonemu w lodowatej wodzie ręcznikowi, który sobie położyłam na głowie i w którym jakiś czas paradowałam :D. Nie wyobrażacie sobie, ile przeżyła pościel mojego Kochania :>. Wylądowało na niej tyle rzeczy, że aż strach :P. A najgorsze, że Sebek nie może oddać jej na razie do prania, bo byłoby to zbyt podejrzane :]. Ach, gdyby tak mój Aniołek mógł mi robić masaż na dobranoc, na pewno nie miałabym problemów z zasypianiem. Wczoraj jego delikatny i odprężający dotyk uśpił mnie na krótki czas. (Boże, jak ja uwielbiam jego dłonie :)). Zostałam jednak zbudzona delikatnym pocałunkiem na obiadek :). Zaczęliśmy się więc karmić i wygłupiać... Hasłem do skłonienia do otwarcia ust były dwa magiczne słowa: mama-ptak lub tata-ptak :> (nie pytajcie dlaczego :D). Z czasem jednak zaczęło się nam wszystko plątać – nie wiedzieliśmy już, które z nas powinno używać jakiego hasła, co było powodem do kolejnej salwy śmiechu :). Wcześniej przyszło nam udać się do piwnicy po słoiki z fasolką. Nie chciało mi się ubierać glanów, więc mój Skarb dał mi kapciuchy – żabki. Szybko okazało się jednak, że zsuwają się one przy każdej nadarzającej się sposobności, więc schodząc czy tez wchodząc po schodach musiałam się ostro nagimnastykować, żeby ich nie zgubić. Człapałam więc jak bocian, albo też szurałam nogami po podłodze, usilnie starając się je na nich utrzymać :>. Jakoś przeżyłam ;) (Widzisz Aniołku, nie udał Ci się zamach na moją osobę :P). Oczywiście przy okazji mój Koteczek zwinął dwa słoiczki dżemu jabłkowego (który uwielbia), uszczuplając tym samym zapasy :>. Stojąc już przed drzwiami zaczęliśmy się przekomarzać, kto wejdzie pierwszy. Ja upierałam się, że jako że Sebcio dźwiga ciężką reklamówkę, powinien pierwszy przekroczyć próg domu, ale on nie chciał się na to zgodzić i zdecydował, że wejdziemy równocześnie, co oczywiście się nie udało, bo ze względu na ową reklamówkę jedno z nas musiałoby przywalić w futrynę :P. A mama Sebastiana stała w drzwiach kuchni i przygladała się nam z uśmiechem. Później zapytała, czy Sebek zabrał tez słoik z dżemem i powiedziała, ze za rok jabłek nie będzie, a on czyni spustoszenia w spiżarni :D. Oczywiście moje Słoneczko się oburzyło stwierdzając, że przecież oszczędza (w ciągu 2 miesięcy zjadł tylko jakieś 8 słoików :D). Wypadałoby jeszcze wspomnieć o tym, jak nam coś odbiło i zaczęliśmy tańczyć macarenę :>. Pamiętacie to jeszcze :D? To jednak genialna piosenka :]. A jak nam to równo i zgrabnie wyszło :P. Nie ma co, to był szalony i emocjonujący wieczór... W trakcie którego mój Tygrysek prawie mnie wykończył :D.

Już Ty dobrze wiesz, co mam na myśli, Rogatku mój ukochany :).

Poczułam się jak jakaś mała dziewczynka, która się wygłupia i świetnie przy tym bawi.

A najlepsze jest to, że moje Kochanie ma czasami równie zwariowane pomysły i że się tak doskonale rozumiemy... Nie tylko jeżeli chodzi o te bardziej poważne sprawy :).

Jak ja bardzo nie chciałam się z nim rozstawać... Ale niestety jest to nieuniknione :(.

Na pocieszenie mój Skarb przesłał mi kilka sms’ów, by umilić mi podróż autobusem :).

Pierwszy z nich sprawił, że wybuchnęłam głośnym śmiechem, zwracając na siebie uwagę siedzących w pobliżu ludzi :>.

A oto jego treść:

„Aniołek: a ja już tęsknię... i to bardzo :(((... na pamiątkę tego dnia.... będę miał wkładkę :D... idę ją odzyskać ;)) :D:D:D”.

To już było zdecydowanie ponad moje siły. Żadną miarą nie byłam w stanie się pohamować i powstrzymać od śmiechu :D.

 

Kochanie... Chcę, żeby takich dni było więcej :).

Wiesz, czego jeszcze pragnę, prawda?

Ja wiem, że za kilka lat...

Ale to jeszcze tyle czasu... A przecież...

 

Kolejny dzień, kolejny dzień bez Ciebie - wieczność bez Ciebie.
Kolejna noc, kolejna noc bez Ciebie – wieczność bez Ciebie.
Bo ja umieram gdy Ciebie mi brak."