09 sierpnia 2005, 11:52
Wczoraj wybrałam się na spacer z moim kolegą z liceum – Marcinem. Nie powiedziałam o zamiarze spotkania się z nim Sebastianowi, bo obawiałam się, że zabroni mi pójść i zrobi awanturę… Jednak czułam się w obowiązku go o tym poinformować… Może bym to w końcu zrobiła, gdyby pojawił się na GG. Ale jego nie było, więc uznałam, że nie ma sensu zostawiać mu wiadomości. Ostatnio dużo rozmawiałam z Marcinem przez Internet i świetnie się dogadywaliśmy. Ciągle jednak zadawaliśmy sobie pytanie jakby to było, gdybyśmy się spotkali w rzeczywistości :P. Zastanawialiśmy się, czy na żywo potrafilibyśmy normalnie i swobodnie ze sobą rozmawiać. Postanowiliśmy się więc przekonać… Uważam, że było sympatycznie, chociaż Marcin musiał się trochę nagadać, bo nie od dziś wiadomo, że nie jestem zbyt gadatliwa, zanim kogoś dobrze nie poznam i nie przyzwyczaję się do jego towarzystwa :P. Po powrocie powiedziałam o tym spotkaniu Sebastianowi, bo nie potrafię i nie chcę niczego przed nim ukrywać, pomimo że moja kumpela Aneta radziła zachować mi to dla siebie. A Sebastian się zdenerwował i zrobił aferę… A przecież to był tylko spacer z kolegą… Rozumiem, że był zły, że nie powiedziałam mu o tym wcześniej i że dowiedział się po fakcie… Ale nie rozumiem całej reszty. Zaczęło się wypominanie, wracanie do błędów z przeszłości… Oskarżanie, które jego zdaniem wcale nim nie było, ale ja nie mogłam tego odebrać inaczej… Jakby wszystkiego było mi mało, moja rodzina, a przynajmniej ojciec i siostra, sprzysięgli się przeciwko mnie… Kiedy wróciłam ojciec zapytał mnie gdzie byłam. Odpowiedziałam, a on spytał, czy z Sebastianem. Więc zgodnie z prawdą zaprzeczyłam i powiedziałam, że z kolegą z liceum. Na to on odparł, że tak się nie robi i że to nielojalność :/. Co w tym nielojalnego, na Boga? Czy fakt, że jestem z kimś związana ma oznaczać, że nie wolno mi się widywać z nikim innym?! Na jakim ja świecie żyję!! A później jeszcze moja siostra… Zapytała, czy poinformowałam już o tej „zdradzie” Sebastiana. Tego już było za wiele…. Najpierw koszmarna sprzeczka z Sebastianem, a teraz jeszcze to… Albo wszyscy poupadali na głowę, albo to ja jestem jakaś inna… W każdym razie nie uważam, żebym zrobiła coś złego… A mimo wszystko przez te docinki i wyrzuty zaczęłam prawie wierzyć, że zachowałam się nie w porządku, że popełniłam zbrodnię. Sebastian stwierdził, że spotkania w większym gronie to nic złego, ale sam na sam już tak… Pamiętam, że kiedyś zabronił mi się spotykać z jakimkolwiek facetem bez towarzystwa… Tylko problem w tym, że ja i Marcin nie mamy właściwie wspólnych znajomych… A przecież nie będę ciągnęła ze sobą koleżanki, kiedy chcę z kimś szczerze porozmawiać! Świadkowie nie są w takich przypadkach mile widziani. To by dopiero było krępujące… Sebastian jest uprzedzony do Marcina, chociaż w ogóle go nie zna… Zupełnie jakby nie znosił go tylko dlatego, że ja go lubię i dobrze się z nim dogaduję… Jakby sądził, że Marcin może mieć względem mnie jakieś plany… To chore. Czy w imię miłości mam zerwać wszelkie kontakty z innymi mężczyznami?! Czy wtedy byłoby dobrze?! No przecież nie… Bo narastałyby we mnie żal i pretensje… Bo poczułabym się ograniczana. A nie znoszę, kiedy czegoś mi się zabrania… Wiedziałam, że Sebastian spróbuje odwrócić sytuację… I usłyszałam pytanie, którego się spodziewałam… Jak ja bym zareagowała, gdyby on spotkał się z jakąś dziewczyną poznaną w necie, z którą by mu się świetnie gadało i z którą by esemesował. Tylko że jakaś nieznajoma, a kolega z liceum to moim zdaniem poważna różnica. A może nie mam racji?? Marcin był wzburzony, kiedy o tym usłyszał, bo podobnie jak ja nie może tego zrozumieć… Deklarował nawet gotowość porozmawiania z Sebastianem i wyjaśnienia mu wszystkiego, ale odrzuciłam tę propozycję. Muszę sobie radzić sama. A poza tym to mogłoby się źle skończyć. Sebastian z pewnością zwyzywałby go od najgorszych i kazałby mu się ode mnie odczepić. Dlaczego tak się stało? Przecież Sebastian wie dobrze, że jest całym moim światem i że pod tym kątem nikt inny dla mnie nie istnieje i się nie liczy!! Sebastian próbował wymóc na mnie przyrzeczenie, że więcej się z Marcinem nie spotkam. Ale przecież nie mogłam się na to zgodzić! Mogłam jedynie odpowiedzieć, że nie sądzę, żebym kiedyś jeszcze spotkała się z Marcinem sam na sam… Kiedy przypominałam, że Sebastian sam ma dwie dobre koleżanki – Martynę i Ewelinę i przecież się z nimi widuje on odparł, że owszem robi to, ale nigdy sam… Że zawsze są z nimi jeszcze Paweł, jego przyjaciel, i czasami Piotrek, jego kolega. Niech i tak będzie… Ale jak już mówiłam moi znajomi i znajomi Marcina nie tworzą takiej zgranej paczki. Natalka, próbując mnie pocieszyć zapytała w końcu, czy nie wchodzi w grę poznanie ze sobą Sebastiana i Marcina. To zupełna abstrakcja, bo Marcin stwierdził wczoraj, że nie polubiłby Sebastiana i że uważa, że zazdrość to głupota. A Sebastian jest do Marcina uprzedzony… Gdyby takie spotkanie miało dojść do skutku, to oni by się chyba pozabijali :/.
Czasami miałabym ochotę wybrać się na obiecane piwo z moim innym znajomym, ale nie mam odwagi. Obawiam się następstw… Nie chcę kolejnych awantur. A nie potrafiłabym niczego zataić przed Sebastianem… Natalka radziła mi powiedzieć o tym Sebie, bo stwierdziła, że za jakiś czas zacznę ukrywać przed nim różne spotkania. Ale ja bym tak nie mogła… Już raczej odmawiałabym wszelkich spotkać z osobami płci męskiej… Niestety wiem, że tym samym narastałyby we mnie gniew i żal. Nie pozwolę się ograniczać… Jestem bardzo wybuchowa i dochodzę do wniosku, że kiedy miarka by się przebrała, ze złości rozstałbym się z Sebastianem. Na razie jestem od tego daleka, ale nie wiem, ile jeszcze wytrzymam… Niezmiennie Sebastian jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Ale nie mogę zrezygnować dla niego z moich praw do spotykania się ze znajomymi… Codziennie zapewniam go o swojej miłości i o tym, że jest dla mnie wszystkim. Nie jest to z przyzwyczajenia, czy od niechcenia… Za każdym razem takie wyznanie płynie prosto z serca… Dlaczego więc mu nie wystarcza? Skoro mi ufa, dlaczego dochodzi do takich sytuacji :(? Próbuję go zrozumieć… Wydaje mi się, że jego obawy mogą się brać stąd, że zdaje on sobie sprawę, jak kończyła się za każdym razem moja próba zaprzyjaźnienia się z kimkolwiek płci męskiej… Ja czuję się spokojna, bo Marcin w żaden sposób nie zagraża Sebastianowi. Tylko jak przekonać jego samego, że nie ma się czego bać?
Chcę podziękować z całego serca Natalii za to, że poświęciła mi wczoraj swój czas i mnie wysłuchała i starała się jakoś mi pomóc… Rozmowa z Tobą wiele mi dała, Natalko. Podniosłaś mnie na duchu, kochana :*. Dziękuję. I zapewniam Cię, że nie musisz pisać do tej notki żadnego komentarza, bo znam już Twoje zdanie i wiem dobrze, że mnie rozumiesz i że jesteś po mojej stronie. Byłaś wczoraj pierwszą osobą, której o tym opowiedziałam i która mnie nie potępiła.
Wdzięczna jestem także Maćkowi, który powiedział, że niewiele z tego wszystkiego rozumie i że się dziwi, bo jak dla niego to anormalna sytuacja. Stwierdził, że można być zazdrosnym, ale bez przesady. Maciek jest wyjątkowo wyrozumiały, za co go podziwiam. Swojej dziewczynie pozwala nawet chodzić do mieszkania kolegi z roku, bo chociaż jemu to nie odpowiada, to ostateczną decyzję zawsze pozostawia jej samej.
I jest jeszcze Aneta, moja kochana, dobra kumpelka. Co prawda nie mogłam postąpić tak, jak mi radziła, i zachować tego w tajemnicy, ale ona także podniosła mnie na duchu. Powiedziała mi, że mam jej poparcie, bo ona nie widzi w tym spotkaniu nic złego. Stwierdziła, że jej zdaniem mianem nielojalności można by określić dopiero to, gdybym szła na to spotkanie mając zamiar wyprawiać jakieś zakazane rzeczy, a przecież tak nie było. Powiedziała, że bycie z kimś w związku wymaga zrozumienia i wyrozumiałości, a wątpi, żebym je otrzymała mówiąc Sebastianowi gdzie, po co i na ile idę. Zapewniła mnie, że nikt nie powinien mieć do mnie pretensji. I chociaż może nie ze wszystkim się z nią zgadzam, to z ulgą przyjęłam do wiadomości, że ona mnie tez nie potępia.
Dziękuję Wam wszystkim, bo dzięki Wam poczułam się lepiej i przestałam mieć wyrzuty sumienia, jakbym zrobiła coś złego.
Dziadka wypuszczają dzisiaj z prywatnego szpitala, do którego go w końcu przyjęli. Po pierwszym nieudanym zabiegu, zrobili mu drugi i wygląda na to, że z jego drenem jest już wszystko w porządku… Oby po raz kolejny nic się nie spieprzyło. Teraz trzeba jeszcze tylko załatwić prześwietlenie biodra i wymyślić, co począć z tą endoprotezą… Niby się cieszę i czuję przypływ nadziei, ale ciągle dźwięczą mi w uszach słowa mojego ojca, że jeśli nie stanie się żaden cud, to dni dziadka są już w zasadzie policzone. I tylko pytanie, czy pożyje jeszcze dłużej czy krócej ;(. A przecież mój biedny dziadek ma taką wolę życia… Panie Boże, proszę… Niech ten cud się wydarzy…