16 sierpnia 2005, 14:41
Nie potrafiłam się zdobyć wcześniej, żeby o tym napisać… Jednak w końcu muszę to z siebie wyrzucić… Ci z Was, którzy przejęli się moim Dziadkiem i stanem jego zdrowia, powinni o tym wiedzieć… Mój Dziadek zmarł dwa dni temu – 14 sierpnia… W dniu 23. rocznicy ślubu moich rodziców… Już nigdy nie będzie im dane cieszyć się w tym dniu i świętować… Nie wydarzył się żaden cud… Wydaje mi się, że przestałam tym samym wierzyć w cuda… One się chyba nie przytrafiają zwykłym ludziom…
To się stało tak niespodziewanie… Tylko moja babcia i sam Dziadek przeczuwali, że to są ostatnie chwile… Mój Dziadek zaczął wymiotować i miał kłopoty z oddychaniem. Kiedy moja babcia wezwała karetkę, lekarze niewiele pomogli. Stwierdzili, że to już powolne umieranie, dali Dziadkowi jakiś zastrzyk (nawet nie wiadomo co mu wstrzyknęli i czy to czasem nie przyspieszyło jego śmierci) i wyszli… Roztrzęsiona babcia ponownie zadzwoniła do mojej mamy… Ta z kolei wykonała telefon do pani doktor od medycyny paliatywnej, którą poleciła jej znajoma… Pani doktor była oburzona… Powiedziała, że oni nigdy nie szczędzą środków i starań, nawet jeżeli te nie mogą się już na wiele przydać… Pierwszym pytaniem, które zadała, było to, czy Dziadek może się wypróżniać, bo jeśli nie, to trzeba wezwać pogotowie i kazać im sprawdzić co może być tego przyczyną… Kiedy moja babcia zadzwoniła po raz drugi na pogotowie i im to oznajmiła, mieli do niej pretensje, że nie powiedziała tego za pierwszym razem! A kto, na Boga, zna się na medycynie? Oni czy moja babcia?! Nienawidzę polskiej służby zdrowia… Jak niewielu jest wśród nich poważnych i wrażliwych na cierpienie innych ludzi, którzy przejmują się losem pacjentów… Na pewno odetchnęli z ulgą na wiadomość, że nie będą musieli ponownie jechać do domu dziadków :/. Ludzie bez serca…
W niedzielę poszłam z siostrą na 12 do kościoła... Modliłam się w intencji mojego Dziadka… O to, co będzie dla niego najlepsze… Modliłam się o polepszenie, jeśli to tylko możliwe lub spokojną i bezbolesną śmierć, kiedy już nadejdzie ta chwila… Moi rodzice zamierzali jechać do mojego Dziadka… A ja pomyślałam wtedy, że mogą nie zdążyć… Przeczucie? Po mszy powędrowałyśmy z siostrą do kwiaciarni… Spieszyłyśmy się. Kiedy wróciłyśmy, zastałyśmy rodziców w kuchni… Tam gdzie byli, kiedy wychodziłyśmy… Zobaczyłam jeszcze bardziej niż dotychczas zaczerwienione oczy mojej mamy i ścisnęło mi się serce… A ona zapytała, czy modliłyśmy się za Dziadka… I że to dobrze, bo Dziadek nie żyje… Stałam jak sparaliżowana… Trzymałam te kwiaty w ręku i nie wiedziałam, co z nimi zrobić… Wtedy mama powiedziała, że mimo wszystko przyjmują życzenia w związku z tym, o czym pamiętałyśmy. Jeszcze nigdy nie była to tak przygnębiająca chwila…
Moje oczy zwilgotniały, kiedy usłyszałam tą straszną wiadomość, ale nie popłynęły z nich łzy… Jeszcze nie wtedy.
Później zadzwonił Sebastian… Ale ja nie byłam w stanie z nim rozmawiać… Przez gardło nie mogło mi przejść to, co powinnam mu powiedzieć… Pożegnałam się i rozłączyłam. Dzwonił jeszcze dwa razy. Nie odebrałam… Nie powiedziałam mu, dlaczego miałam taki dziwny głos… Dowiedział się dopiero wieczorem, kiedy wrócił z działki… Nie ode mnie osobiście. Zobaczył mój status na WP Kontakt. Nadal nie potrafiłam z nim rozmawiać…
Załamanie nadeszło chyba wtedy, gdy znalazłam się sama… w łazience. A później wtedy, gdy leżałam już w łóżku… Nie mogłam zasnąć… Obawiałam się… Męczyłam się do czwartej… A kiedy już usnęłam, budziły mnie jakieś stukoty, odgłosy spadających gdzieś przedmiotów… Po siódmej wstałam z łóżka, by na 9 pójść do kościoła. Z trudem powstrzymywałam w nim łzy… I znowu w trakcie dnia jakoś się trzymałam… Płakałam siedząc w wannie i leżąc w łóżku… I tak jak poprzednio nie mogłam spać w nocy… Straciłam apetyt… Jem wtedy, kiedy nie mogę już wytrzymać z głodu, ale niewiele. Wszystko wydało mi się nagle bez znaczenia… Zrozumiałam, że często stwarzałam sobie problemy z niczego… Przejmowałam się zupełnie nieistotnymi sprawami…
Myślę, że dla Dziadka to może nawet lepiej… Skończyły się jego cierpienia… Jego choroba go załamała… Stał się drażliwy, ciągle fukał i krzyczał na moją babcię… Cokolwiek zrobiła lub też nie, spotykało się z krytyką z jego strony… Mój Dziadek nie mógł już nic robić sam, bez pomocy innych… Ani wstawać, ani siadać, ani chodzić… Pozostawało mu tylko godzinami leżeć w łóżku, patrząc w sufit, śpiąc lub słuchając wiadomości… Nie rozmawiał chętnie… To go musiało przybić. Przyzwyczajony był decydować o samym sobie i robić to, na co miał ochotę… Przez chorobę został wszystkiego pozbawiony… Myślę, że w jego odczuciu nawet godności. A jednak przepełniała go taka wola życia… Teraz Dziadka już nie ma… Nie będę miała komu wysyłać kartek na Dzień Dziadka… Nie usłyszę już więcej głosu Dziadka, jego żartów, nawoływania, gdy coś ciekawego leciało w telewizji… Nie będzie już kto miał dokarmiać psów i gołębi… Dziadek nie będzie nam już przywoził cukierków michałków i gum do żucia. Nie będziemy już nazywane z siostrą i naszymi trzema kuzynkami chłopakami… Moje dzieci nie będą miały okazji poznać pradziadka… A on nie weźmie ich na ręce…
Przed oczyma ciągle mam Dziadka takiego, jakim był kiedyś – energicznego, z wielkim brzuchem, którego zawsze trzymały się żarty i takiego, jakim był w ostatnich chwilach swojego życia - wychudłego, zmizerowanego, siwiutkiego, pożółkłego… Takiego biednego…
Boję się o moją babcię, chociaż podobno trzyma się dość dobrze… Chyba lepiej od mojej mamy… A jednak ona nie pamięta już życia bez Dziadka… Teraz została sama… Będzie miała nagle tyle czasu… Będzie gotowała już tylko dla siebie… W jej domu będzie panowała niczym niezmącona cisza… Czy będzie chciała tam pozostać? W Iwinach, otoczona rodziną ze strony Dziadka, czy będzie wolała przenieść się do mojego wujka? A może chciałaby zostać przy nas?
Dziadek zmarł na chwilę przed Anioł Pański (przeżywszy 67 lat)… Czyli niemal dokładnie w chwili, kiedy się modliłam o to, co byłoby dla niego lepsze… O śmierć? Moi rodzice nie zdążyli zobaczyć się z Dziadkiem w ostatnich chwilach jego życia… Byli tam dzień wcześniej, a później pojechali, by podnieść na duchu moją babcię i ustalić, czym trzeba się zająć… Dziadek nie zdążył pożegnać się z synem… Mój wujek przebywał w tym czasie na urlopie w Chorwacji… Wrócił wczoraj…
Pogrzeb odbędzie się w czwartek w Iwinach koło Bolesławca, w kościele św. Marcina o godzinie 14:00. Dziadek zostanie pogrzebany tam, gdzie spoczął przed czterdziestoma laty chrzestny mojej mamy… Tam też zgodnie z jej życzeniem, zostanie pochowana moja babcia… Mam nadzieję, że nie nastąpi to szybko… Że babcia da sobie radę i będzie potrafiła żyć bez Dziadka…
To pierwsza śmierć kogoś z moich bliskich, którą pamiętam i którą zapamiętam do końca życia… Kiedy szłam na pogrzeb chrzestnego mojego kuzyna, śp. pana Karpia, myślałam z przerażeniem, że to taki przedsmak tego, co mnie czeka….
Dziadka już nie ma, ale życie toczy się dalej… I chociaż ta świadomość boli, to wszyscy stosunkowo łatwo przeszli nad nią do porządku dziennego… Tyle spraw trzeba było załatwić w związku z pogrzebem… Dla niektórych – głównie mojej mamy i babci – jest to błogosławieństwem. Nie mają czasu rozpamiętywać, rozpaczać… Ale mnie denerwują te wszystkie przygotowania… To takie bezduszne… Cholerną stypę szykuje się jak jakieś przyjęcie… Przecież najważniejsza powinna być pamięć o zmarłym… Wszyscy ci, którzy znali mojego Dziadka i zechcą uczcić pamięć o nim i towarzyszyć mu w ostatniej podróży, powinni po prostu wziąć udział w pogrzebie… Po co tu jakiś poczęstunek :/? Jakie to przygnębiające, że niemal cała rodzina i przyjaciele zbierają się dopiero przy okazji czyjegoś odejścia z tego ziemskiego padołu łez…
Na trzy godziny przed mszą będą wystawione zwłoki mojego śp. Dziadka… Czy zdecyduję się na to, by podejść do trumny i po raz ostatni spojrzeć na jego twarz i być może jej dotknąć?
Żegnaj, Dziadku… Ty odszedłeś, ale pamięć o Tobie i wspomnienia będą towarzyszyły nam, którzy jeszcze pozostaliśmy, każdego dnia… aż do końca…
Spoczywaj w pokoju… Niechaj światłość wiekuista Ci świeci… na wieki.
Wierzę, że kiedyś wszyscy się spotkamy w lepszym świecie...
PS. Wybaczcie, ale nie potrafię teraz komentować Waszych notek... Zrobię to, kiedy tylko poczuję się na siłach...