Archiwum 05 listopada 2006


Życie...
Autor: linka-1
05 listopada 2006, 15:03

 

Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz się pomyliłam... Jedna z moich największych wad to taka, że za bardzo się daję ponieść emocjom. Przestaję nad sobą panować i logicznie myśleć. Nie miałam racji twierdząc, że Sebastian jest już zupełnie innym człowiekiem… Nie jest prawdą to, że przestałam go lubić czy cenić… Już w jakiś czas później uświadomiłam sobie, że wcale tak nie myślę. I naprawdę mi ulżyło.

A poza tym jestem strasznie uparta i nie chcę tak łatwo z tej naszej znajomości zrezygnować. Nie po to zapewniałam siebie i innych, że się nam uda, bo ja najlepiej wiem, jaki on jest, nie po to stawałam w jego obronie, żeby teraz samej wszystko przekreślić… Mogłam myśleć, że nie mam innego wyjścia i że tak będzie najlepiej, ale nigdy tego naprawdę nie chciałam. No bo jakże to? Tyle razem przeżyliśmy i przeszliśmy… Nie mogłabym po prostu zapomnieć o jego istnieniu, wykreślić go ze swojego życia i wspomnień i przejść nad tym do porządku dziennego. Przepraszam…

Cieszę się, że miałam okazję z nim porozmawiać. Okazało się, że wcale nie musimy się traktować jak wrogowie ;). Mam tylko nadzieję, że następnym razem dane nam będzie pogadać w bardziej sprzyjających warunkach, kiedy nie trzeba będzie po kilka razy powtarzać tego samego i kiedy mój słuch na tym nie ucierpi :P.

 

Takie podejście do sprawy jednak wiele rzeczy komplikuje. Czasami czuję się jak między młotem i kowadłem i nie wiem, co powinnam zrobić i jak się zachować... Jakie postępowanie byłoby najwłaściwsze. Ciężkie to wszystko. Z jednej strony ktoś, kto do niedawna był najważniejszą osobą w moim życiu, a z drugiej ktoś, kto teraz jest całym moim światem. Jak to ze sobą pogodzić? Czyjeś słowa spowodowały, że zaczęłam mieć wyrzuty sumienia. Może powinnam ukrywać fakt, że czuję się szczęśliwa? Ale z drugiej strony jaki by to miało sens? Czy to by coś zmieniło? Naprawdę nie potrafię znaleźć odpowiedzi na to pytanie… Czasem z chwili na chwilę czuję się coraz bardziej zagubiona. Nikomu nie chcę sprawić przykrości… A tymczasem wygląda na to, że jeśli będę jej chciała oszczędzić jednej osobie, tym samym sprawię ją drugiej… Czy to nie jest bez sensu? I czy w tej sytuacji można w ogóle znaleźć rozsądne rozwiązanie? Sama już nie wiem…

 

Kolekcja moich zachowań, z których nie jest dumna, powiększyła się o jeszcze jeden eksponat… Czyżby znowu to samo? Załamuję się, kiedy widzę, że sprawiam komuś ból, a nie wiem, jak to naprawić… I automatycznie zamykam się w sobie i odsuwam od ludzi. A także mówię rzeczy, których wypowiadać nie powinnam, nawet jeśli w duchu tak myślę. To takie chwile, w których dochodzę do wniosku, że nie zasłużyłam na pewne słowa lub czyjąś miłość. Myślałam, że mam to za sobą, ale jednak nie tak łatwo się od tego wyzwolić.

„Lepiej mnie zostaw, nim pożałujesz, że w ogóle mnie poznałeś”…

Wczoraj przeżyłam straszne chwile… Z mojej własnej winy. A jak się musiał czuć on? Najgorsze, że czułam się zupełnie bezradna… Nie potrafiłam także udzielić wyjaśnień. Właśnie wtedy szczerze nie znoszę samej siebie… Chyba pewne sprawy po prostu mnie przerastają. Wczoraj po raz pierwszy pomyślałam, że chciałabym, żeby ktoś rozwiązał za mnie moje problemy, bo ja nie potrafię.

„Jeżeli chcesz się ze mną rozstać, po prostu powiedz. Nie zależy ci na mnie? Nie kochasz mnie?”…

Czasem wszystko idzie nie tak. Tego smutku, bólu i łez można było uniknąć… Gdybym tylko potrafiła być rozsądniejsza i nie zamykała się w sobie, nie odzywając się nawet słowem.  

 

Na szczęście wszystko udało się wyjaśnić. Mam nadzieję, że podobna sytuacja już nigdy nie będzie miała miejsca… Muszę jakoś ze sobą pogodzić to, co dotyczy tych dwóch osób…

Nawet jeśli się uważa, że się na to nie zasługuje, dobrze usłyszeć takie słowa, które wzruszają do łez… Nie ma nic piękniejszego na świecie… Chyba że czyny potwierdzające takie słowa. A tych także nie brakuje… Dziękuję z całego serca :*. Ja czuję bardzo podobnie…