18 lutego 2004, 22:36
Cóż za niezwykle emocjonujący wieczór ;). Siedzę sama w domu, zwijam się z bólu (jakby ta choroba to było za mało, okropnie rozbolał mnie brzuch L - czuję się tak, jakby dotknęły mnie wszystkie możliwe dolegliwości) i całkiem niedawno obgryzałam ze zdenerwowania paznokcie, trzymając kciuki za Ideę. Niestety... tym razem także się im nie udało... Ale przynajmniej przekonałam się, że koszykówka nie stała się mi całkowicie obojętna. Te trzy lata chodzenia na mecze zrobiły swoje... Jeszcze teraz - po powrocie Wójcika, odżywają wspomnienia i sentyment do tej drużyny... I znowu ogarnia mnie dziwna nostalgia... Brakuje mi tej niepowtarzalnej atmosfery panującej na meczach i emocji, których każdy z nich dostarczał. No ale czasami trzeba z różnych przyjemności zrezygnować – takie życie. A stare, dobre czasy już nie powrócą... Pozostaje mieć nadzieję, że teraz będzie jeszcze lepiej... Tylko chwilowo ogarnęły mnie jakieś wątpliwości. Pewnie do jutra mi przejdzie i wszystkie te przygnębiające rozmyślania przeminą razem z bólem...