Najnowsze wpisy, strona 16


:)
Autor: linka-1
10 października 2005, 22:34

Jeśli coś może poprawić humor, to z pewnością świadomość, że się kocha i jest się kochanym :). Kiedy doda się do tego ukochaną muzykę, dostrzeże piękno otaczającego nas świata i przypomni sobie wszystkie wspaniałe chwile i przeżycia, nie sposób pozostać smutnym i zrezygnowanym… Ja mam jeszcze jeden lek na całe zło tego świata – a mianowicie obserwowanie i karmienie orzechami rudych obywatelek parków i lasów :). Nie wiem skąd wzięła się moja słabość do tych zwinnych, słodkich stworzonek. W każdym razie mogłabym je obserwować godzinami… Nie potrafię pozostać obojętna, kiedy mignie mi gdzieś rude futerko… W chwili, gdy zauważę jakąś wiewiórkę, automatycznie na moich ustach pojawia się uśmiech. Jak dobrze, że Bóg postawił na mojej drodze Sebastiana i stworzył tak urocze, rozbrajające stworzonka :). Odzyskałam spokój i pogodę ducha… Na nowo odkryłam, jak smakuje szczęście… A także to, że znajduje się ono na wyciągnięcie ręki…

Smutek i przygnębienie...
Autor: linka-1
07 października 2005, 19:05

Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie dzisiejszy wieczór… Miał być radosny, beztroski, spędzony w miłym towarzystwie… A tymczasem nic z tego nie wyszło… Może to i lepiej? Przynajmniej dotrzymuję towarzystwa babci, bo moja siostra jeszcze nie wróciła do domu… Czuję się jakaś rozbita, przygnębiona… Jestem zatopiona w smutnych myślach, bolesnych wspomnieniach i morzu łez… Pewnej nocy obudziłam się zdezorientowana, bo wydawało mi się, że ktoś mnie dotknął… A przecież cały dom był pogrążony we śnie… A przed kilkoma dniami obudziłam się płacząc… Przyśnił mi się Dziadek z małym dzieckiem na ręku… Ile bym dała za możliwość ujrzenia go, dotknięcia, pocałowania w policzek... Na widok starszych panów ściska mi się serce…W takich chwilach pojawiają się łzy w moich oczach, bo ja już nie mam dziadka… Modlę się w duchu, żeby Bóg nad nimi czuwał… Żeby nie czuli się porzuceni i osamotnieni... Trzy dni temu przyjechała do nas babcia… Tak ciężko mi patrzeć na jej smutek, rezygnację, przygnębienie… Przez cały dzień wynajduje sobie jakieś zajęcia, byle tylko nie myśleć o bolesnych rzeczach… Ale nocy nie da się tak zapełnić… Wtedy jest aż za dużo czasu na rozmyślania… Do tej pory wyrzuca sobie pewne zachowanie względem Dziadka. Jak ona musi się czuć, kiedy zostaje sama w domu? To wszystko jest takie straszne… Takie niesprawiedliwe…

Nie mogę powstrzymać napływających do oczu łez, a przecież babcia nie może ich zauważyć…

Myślę, że najbardziej boję się samotności na stare lata… To musi być straszne… Nie jestem stworzona do życia w pojedynkę… Nie potrafiłabym tak. I przeraża i boli mnie świadomość, że wiele starszych osób jest skazanych na samotność… Nie ma nikogo, kto by o nich pamiętał, kto by się o nich zatroszczył… Nie mają z kim porozmawiać... Co to za życie?? Chyba raczej marna egzystencja…

 

Nadzieja
Autor: linka-1
01 października 2005, 10:41

 

Kiedy jesteś zmęczony,

kiedy ścierasz się z otoczeniem,

kiedy nie widzisz już wyjścia

i czujesz się strasznie nieszczęśliwy,

pomyśl wówczas o pięknych dniach,

gdy śmiałeś się, tańczyłeś,

gdy byłeś dla wszystkich serdeczny

i beztroski jak dziecko!

 

Nie zapominaj pięknych dni!

Kiedy niebo się ściemnia aż po horyzont,

tak że nie widać już światła,

kiedy serce się smuci,

a może wypełnia je gorycz,

kiedy zdaje się, że znikła wszelka nadzieja

na radość i szczęście,

wtedy przywołaj z pamięci

wspomnienie pięknych dni.

Dni, kiedy wszystko było dobre,

a na niebie nie było ani jednej chmurki,

kiedy był ktoś, przy kim czułeś się

dobrze jak w domu,

kiedy zachwycał cię ktoś,

kto właśnie cię rozczarował,

a może oszukał.

 

Nie zapominaj pięknych dni!

Jeśli raz je zapomnisz,

nigdy więcej nie wrócą.

Napełnij umysł radosnymi myślami,

serce przebaczeniem,

dobrocią, serdecznością, miłością,

a usta – śmiechem –

i wszystko będzie dobrze.

 

Phil Bosmans

 

 

Wracam do tego, co piękne w moim życiu… Przypominam sobie wszystkie szczęśliwe, wspaniałe chwile, których wcale nie było tak mało. Mam nadzieję, że znowu będę potrafiła się cieszyć z małych rzeczy... Powróciła nadzieja… Może okaże się, że to nieprawda… Może jeszcze wszystko się dobrze skończy… Przekonam się o tym dopiero 12 października. To wtedy jestem umówiona na wizytę u lekarza. Być może wówczas rozwieje się chociaż część moich obaw. Wielkimi krokami nadchodzi 3 października, oznaczający powrót do Kolegium. Nie chcę tego, obawiam się, ale jednocześnie wiem, że przez te codzienne obowiązki, dni wypełnione po brzegi zajęciami, nie będę miała czasu na zamartwianie się i niepokojące myśli. A to chyba dobrze. Szkoda tylko, że nie będę miała zbyt wiele czasu dla niego… Ale jakoś sobie z tym poradzimy :). Zwyczajowo pozostaną na pewno piątki, a pewnie raz na jakiś czas godziny wykradzione w tygodniu :). Najważniejsze, że on jest przy mnie. Bo dzięki niemu wszystko wydaje się łatwiejsze, bardziej znośne, piękniejsze… Mając świadomość, że on jest i mnie nie opuści, mogę stawiać czoła większym i mniejszym przeciwnościom losu. Będzie dobrze, wierzę w to…

 

STRACH
Autor: linka-1
27 września 2005, 11:03

 

Jak wszystko może się odmienić w ciągu jednej minuty… Cały spokój i poczucie bezpieczeństwa runęły wczoraj jak domek z kart. Czułam się, jakbym dostała obuchem po głowie… Przeczytałam dwa artykuły, które na długi czas, a może już na całe życie, pozbawią mnie beztroski. Przepłakałam godzinę i zastanawiałam się, co powinnam teraz zrobić… Byłam przerażona i załamana… Dzisiaj udało mi się pozbierać, ale strach mnie nie opuszcza. Uczepiłam się kurczowo nadziei, że może nie dojdzie do najgorszego… Tylko ona daje mi ukojenie, pozwala się uspokoić, a nawet uwierzyć, że może za jakiś czas będę mogła zapomnieć o tym koszmarze. Moje Kochanie uparcie powtarza, że wszystko będzie dobrze. Stara się zachować pogodę ducha. Myślę, że zdaje sobie sprawę, że sam nie może się załamać pod żadnym pozorem. Gdyby on zwątpił, załamałabym się całkowicie. A jednak nie jest mi łatwo uwierzyć, że naprawdę wszystko się dobrze skończy… Nie wiadomo, co nam jest pisane… Dlaczego tragedie miałyby omijać właśnie mnie? Przecież nie jestem lepsza od kogokolwiek… Wczorajszy dzień sprawił, że mój poukładany i bezpieczny świat się zawalił… Jedyne, co mi pozostaje, to pójść na badania i oczekiwać wyników… Jak wyroku. Bo te wyniki mogą odmienić całe moje życie. Mogą przywrócić mi spokój, beztroskę i poczucie szczęścia, ale mogą też na zawsze mi je odebrać… Niepotrzebnie zwlekałam tak długo. Powinnam udać się do lekarza, kiedy tylko dostrzegłam pierwsze niepokojące oznaki... Zlekceważyłam to jednak. Dlaczego? Bo bałam się, co mogłabym usłyszeć... A przecież w ten sposób mogę sobie tylko zaszkodzić. Są takie chwile, kiedy strach mnie paraliżuje. Boję się zdobyć na jakikolwiek krok… Ale nie mogę też żyć w nieświadomości… Muszę poznać prawdę. Tylko ona może mnie wyzwolić… Jestem przerażona… Boję się, że mogę być naprawdę poważnie chora... Boję się także, że on mógłby odejść z mojego życia...

...
Autor: linka-1
25 września 2005, 12:17

Z tego wszystkiego znowu zaczęłam wyładowywać złość na Bogu ducha winnym Sebastianie… Ledwo pojawił się w piątek na GG, zaczęłam go zadręczać. Byłam napastliwa, złośliwa, agresywna… Naprawdę mi wstyd… Mam ogromne wyrzuty sumienia, ale nadal nie rozumiem tego, co się ze mną w takich chwilach dzieje, co mnie u licha napada. Dlaczego czasem samo jego pojawienie się powoduje u mnie taką przemianę z kochanej, miłej i spokojnej dziewczyny w istną diablicę…? Nawet sobie nie wyobrażacie, jak okropnie potrafię się zachowywać i co wygadywać, kiedy opanowuje mnie złość… A przecież nigdy tego nie planuję… Nic tego nie zapowiada… To się po prostu nagle dzieje i wybucham, przestaję nad sobą panować… Wstyd, po prostu wstyd… Już nawet nie wiem, jak mam go za to przepraszać... Co z tego, że szczerze żałuję? Moim zdaniem słowa to za mało…

Na szczęście mamy to już za sobą… Wczoraj odwiedziłam moje biedne, chore Maleństwo i spędziliśmy razem jeden z tych przepięknych, beztroskich wieczorów. Próbował słabo protestować, odmawiając mi pocałunków, ale w końcu i tak postawiłam na swoim :>. Dokończyliśmy oglądać jakiś niemiecki „koszmar”, zwany thrillerem psychologicznym (pt. „Eksperyment”), obraliśmy miskę gruszek dla mamy Sebastiana (która stwierdziła, że nadaję się na synową :D), a później… zajęliśmy się sobą, przy dźwiękach Within Temptation. Długo nie zapomnę tego wieczoru, bo Sebastian przeszedł samego siebie :). Było cudownie…

 

Nie martw się, Tygrysie, nie wygląda na to, żebym się od Ciebie zaraziła. Tak jak obiecałam zaraz po powrocie do domu połknęłam witaminki :). Mam nadzieję, że sam wrócisz szybko do zdrowia :*. Odwiedzę Cię bez względu na to, czy będziesz zdrowy czy chorutki :). I rzecz jasna pocałuję – także bez względu na stan Twojego zdrowia :D.