Najnowsze wpisy, strona 29


Bez tytułu
Autor: linka-1
12 listopada 2004, 21:49

Po prostu się rozpływam nad wspomnieniem wczorajszego dnia :). Praktycznie cały czwartek (ponad 10 godzin) spędziłam z moim ukochanym Słoneczkiem :). Kiedy tylko przypominam sobie pewne zdarzenia, zaczynam się śmiać w głos. Momentami było tak zabawnie, że aż zdarzyło mi się popłakać ze śmiechu :). Z pewnych jednak względów nie mogę tego opisać :P. Wspomnę tylko, że coś nie chciało się kleić do tego, do czego powinno, a wolało przykleić się do mojego Kochania :D. Śmialiśmy się z tego przez dobre kilkanaście minut i jeszcze później kilkakrotnie co pewien czas wybuchaliśmy śmiechem. Wolę nie wiedzieć, co mogli sobie pomyśleć domownicy :>. Poza tym trzy razy uderzyłam się w głowę... Za pierwszym przydzwoniłam w cholernie ostry róg półki wiszącej w pokoju mojego Aniołka, drugi raz uderzyłam się odrobinę niżej o tę samą półkę, a na koniec niefortunnie uderzyłam głową w ścianę w miejsce, w które uderzyłam się za pierwszym razem. Cała ta sytuacja mimo wszystko także mnie rozbawiła, a moje Maleństwo zaczęło się obawiać, żebym się u niego czasem nie zabiła :>. Jeszcze nigdy nie bolało aż tak bardzo, ale co dziwne do tej pory nie pojawił się guz (na szczęście!). Może to dzięki namoczonemu w lodowatej wodzie ręcznikowi, który sobie położyłam na głowie i w którym jakiś czas paradowałam :D. Nie wyobrażacie sobie, ile przeżyła pościel mojego Kochania :>. Wylądowało na niej tyle rzeczy, że aż strach :P. A najgorsze, że Sebek nie może oddać jej na razie do prania, bo byłoby to zbyt podejrzane :]. Ach, gdyby tak mój Aniołek mógł mi robić masaż na dobranoc, na pewno nie miałabym problemów z zasypianiem. Wczoraj jego delikatny i odprężający dotyk uśpił mnie na krótki czas. (Boże, jak ja uwielbiam jego dłonie :)). Zostałam jednak zbudzona delikatnym pocałunkiem na obiadek :). Zaczęliśmy się więc karmić i wygłupiać... Hasłem do skłonienia do otwarcia ust były dwa magiczne słowa: mama-ptak lub tata-ptak :> (nie pytajcie dlaczego :D). Z czasem jednak zaczęło się nam wszystko plątać – nie wiedzieliśmy już, które z nas powinno używać jakiego hasła, co było powodem do kolejnej salwy śmiechu :). Wcześniej przyszło nam udać się do piwnicy po słoiki z fasolką. Nie chciało mi się ubierać glanów, więc mój Skarb dał mi kapciuchy – żabki. Szybko okazało się jednak, że zsuwają się one przy każdej nadarzającej się sposobności, więc schodząc czy tez wchodząc po schodach musiałam się ostro nagimnastykować, żeby ich nie zgubić. Człapałam więc jak bocian, albo też szurałam nogami po podłodze, usilnie starając się je na nich utrzymać :>. Jakoś przeżyłam ;) (Widzisz Aniołku, nie udał Ci się zamach na moją osobę :P). Oczywiście przy okazji mój Koteczek zwinął dwa słoiczki dżemu jabłkowego (który uwielbia), uszczuplając tym samym zapasy :>. Stojąc już przed drzwiami zaczęliśmy się przekomarzać, kto wejdzie pierwszy. Ja upierałam się, że jako że Sebcio dźwiga ciężką reklamówkę, powinien pierwszy przekroczyć próg domu, ale on nie chciał się na to zgodzić i zdecydował, że wejdziemy równocześnie, co oczywiście się nie udało, bo ze względu na ową reklamówkę jedno z nas musiałoby przywalić w futrynę :P. A mama Sebastiana stała w drzwiach kuchni i przygladała się nam z uśmiechem. Później zapytała, czy Sebek zabrał tez słoik z dżemem i powiedziała, ze za rok jabłek nie będzie, a on czyni spustoszenia w spiżarni :D. Oczywiście moje Słoneczko się oburzyło stwierdzając, że przecież oszczędza (w ciągu 2 miesięcy zjadł tylko jakieś 8 słoików :D). Wypadałoby jeszcze wspomnieć o tym, jak nam coś odbiło i zaczęliśmy tańczyć macarenę :>. Pamiętacie to jeszcze :D? To jednak genialna piosenka :]. A jak nam to równo i zgrabnie wyszło :P. Nie ma co, to był szalony i emocjonujący wieczór... W trakcie którego mój Tygrysek prawie mnie wykończył :D.

Już Ty dobrze wiesz, co mam na myśli, Rogatku mój ukochany :).

Poczułam się jak jakaś mała dziewczynka, która się wygłupia i świetnie przy tym bawi.

A najlepsze jest to, że moje Kochanie ma czasami równie zwariowane pomysły i że się tak doskonale rozumiemy... Nie tylko jeżeli chodzi o te bardziej poważne sprawy :).

Jak ja bardzo nie chciałam się z nim rozstawać... Ale niestety jest to nieuniknione :(.

Na pocieszenie mój Skarb przesłał mi kilka sms’ów, by umilić mi podróż autobusem :).

Pierwszy z nich sprawił, że wybuchnęłam głośnym śmiechem, zwracając na siebie uwagę siedzących w pobliżu ludzi :>.

A oto jego treść:

„Aniołek: a ja już tęsknię... i to bardzo :(((... na pamiątkę tego dnia.... będę miał wkładkę :D... idę ją odzyskać ;)) :D:D:D”.

To już było zdecydowanie ponad moje siły. Żadną miarą nie byłam w stanie się pohamować i powstrzymać od śmiechu :D.

 

Kochanie... Chcę, żeby takich dni było więcej :).

Wiesz, czego jeszcze pragnę, prawda?

Ja wiem, że za kilka lat...

Ale to jeszcze tyle czasu... A przecież...

 

Kolejny dzień, kolejny dzień bez Ciebie - wieczność bez Ciebie.
Kolejna noc, kolejna noc bez Ciebie – wieczność bez Ciebie.
Bo ja umieram gdy Ciebie mi brak."

 

 

Bez tytułu
Autor: linka-1
05 listopada 2004, 19:10

Najlepszą i najsłodszą rzeczą,

jaka może przytrafić się kobiecie,

jest być wybraną i pokochaną przez dobrego mężczyznę.

 

Louisa May Alcott

 

 

Kiedy nie mam już sił, przeżywam chwile zwątpienia, zniechęcenia i załamania, kiedy życie wydaje mi się jednym wielkim pasmem niepowodzeń i męczarnią (co jednakże zdarza się bardzo rzadko), a w niczym nie dostrzegam najmniejszego sensu – mogę liczyć na moje Słoneczko :). I to jest wspaniałe...

Bliskie nam osoby są bardzo pomocne przy spojrzeniu na wszystko z pewnym dystansem i odzyskaniu pogody ducha i optymizmu.

Nieczęsto tracę tak całkowicie swoje optymistyczne podejście i spojrzenie na świat.

Dlatego nigdy nie znajduję się na kompletnym dnie rozpaczy.

Ale pomocna dłoń wyciągnięta w chwili, kiedy przeżywa się mniejszy lub większy kryzys zawsze jest mile widziana.

Sama świadomość, że gdzieś tam jest mój Aniołek, podnosi mnie na duchu i daje siły, żeby stawiać czoła przeciwnościom losu.

Dochodzę do wniosku, że szczęście ostatnio się ode mnie odwróciło.

Nic nie idzie tak, jak powinno i cały czas spotykają mnie jakieś przykre niespodzianki.

Jeszcze kilka takich przypadków i uwierzę, że zaczął mnie prześladować pech :P.

Chociaż w sumie wszystko zależy od nastawienia, więc ze wszystkich sił będę się broniła przed takim myśleniem, bo jeszcze rzeczywiście ściągnę na siebie wszelkie nieszczęścia :P.

Wiadomo, że nie zawsze jest łatwo, miło i przyjemnie...

Tak więc jestem wielką szczęściarą, bo mam kochanego i kochającego chłopaka, który napełnia moje życie radością, a to tylko chwilowa gorsza passa :>.

Czym może być kilka niepowodzeń w obliczu przytrafienia mi się najlepszej i najsłodszej rzeczy, jaka może kobietę spotkać :)?

 

 

Mąż to najlepszy przyjaciel,

jakiego będziesz miała w całym swoim życiu.

On podzieli Twoje radości i smutki,

wysłucha zwierzeń, zniesie złe nastroje.

To ktoś, z kim będziesz mogła żyć zgodnie

i pójść aż na koniec świata.

 

Susan Holmes

 

 

W tych słowach po prostu się zakochałam...

Cały czas marzę i żyję nadziejami na to, że kiedyś zamieszkam razem z Sebastianem, że będę mogła w nocy wsłuchiwać się w jego spokojny i miarowy oddech, zasypiać i budzić się przy jego boku, wspólnie przygotowywać i spożywać posiłki, dzielić się pracami domowymi, oczekiwać na jego powrót z pracy (o ile sama nie będę później kończyła :>), a w końcu... wychowywać razem z nim nasze dzieci.

Być i żyć razem – dzień po dniu, aż do końca...

Bo teraz cały czas pozostaje pewien niedosyt.

Spotkania, rozstania, tęsknota i oczekiwanie na kolejne spotkanie...

To jednak nie to samo...

I tylko mam nadzieję, że faktycznie jeszcze całe życie przed nami – że zdążymy się tym wszystkim nacieszyć, a nawet... mieć trochę dosyć :).

Tak wiele chciałabym zrobić, przeżyć, osiągnąć...

Oby było mi to dane. I jemu także.

Oby...

 

Nasz "ROCZEK" :)
Autor: linka-1
25 października 2004, 00:26

Po prostu nie mogę uwierzyć, że to już rok... Jak ten czas szybko leci :).

25 października 2003 r. ok. godziny 21 zdecydowaliśmy się z Sebastianem być razem :).

I była to jedna z najlepszych decyzji, jakie podjęłam dotychczas w swoim życiu... A może wręcz najlepsza :). Jestem z NIM i dzięki NIEMU tak niewyobrażalnie szczęśliwa, że trudno to wyrazić słowami. Co więcej czuję, że z każdą chwilą uczucie między nami się umacnia, a nasz związek staje się coraz doskonalszy i dający coraz więcej satysfakcji i zadowolenia nam obojgu :). Nie potrafię już sobie wyobrazić życia bez mojego Kochania :).

Modlę się o to, żeby to trwało wiecznie...

Wiem, że Sebastian jest mężczyzną, z którym mogłabym i chciałabym spędzić całe życie...

Być razem na dobre i na złe, wspólnie przezwyciężać kryzysy i przeciwności losu, cieszyć się i podnosić nawzajem na duchu... Pragnę oddać mu całą siebie, urodzić jego (a raczej nasze) dzieci i... po prostu zestarzeć się u JEGO boku :).

Po raz pierwszy w życiu jestem całkowicie pewna tego, co czuję... I wiem, że w grę nie wchodzi żadne chwilowe zauroczenie, ale coś o wiele bardziej trwałego, głębokiego i wyjątkowego. Coś, co czuję po raz pierwszy w życiu, a o czego prawdziwości jestem całkowicie przekonana...

Kiedyś twierdziłam, że nie potrafię naprawdę kochać i że nigdy nie będę stuprocentowo pewna swoich uczuć. Teraz już wiem, że się myliłam.

I ta świadomość jest wspaniała :).

 

Kochanie, Ty wiesz, co do Ciebie czuję :*.

I zdajesz sobie sprawę z tego, że wszelkie słowa to za mało.

Kocham Cię jak nikogo innego na świecie – z całego serca, z całej duszy i ze wszystkich sił.

Cokolwiek by się nie działo chcę, żebyś zdawał sobie z tego sprawę – nie zapominał o tym i nigdy w to nie wątpił. Bo nikt nie jest i nigdy nie będzie dla mnie tak ważny, jak Ty.

I nikt nigdy nie zastąpi Twojego miejsca w moim sercu i moim życiu.

Wierzę, że będziemy mieli okazję świętować jeszcze wiele naszych „roczków” :).

Wiara, Nadzieja, Miłość...

O tak :).

Właśnie tego potrzeba mi do szczęścia.

Dziękuję Ci, Koteczku :*.

Za wszystko, co mi dajesz, co dla mnie robisz i czego dzięki Tobie doświadczam.

Jesteś dla mnie wszystkim...

A nasza Miłość najpiękniejszą „rzeczą”, jaka spotkała mnie w życiu.

 

Jestem tylko człowiekiem...
Autor: linka-1
22 października 2004, 23:23

Bywają w moim życiu takie chwile, kiedy chciałabym przytulić do serca wszystkich ludzi zamieszkujących naszą planetę, kiedy kocham cały świat i zapominam o tym, ile zła i niesprawiedliwości na nim panuje i ile krzywd wyrządza się każdego dnia... Czuję jakiś wewnętrzny spokój i zgodę z samą sobą i własnymi przekonaniami. W takich momentach jestem niezwykle spokojna i łagodna i czuję w sobie niewyczerpane pokłady dobroci i miłość do wszystkich ludzi. Życie wydaje się wtedy niesamowicie piękne. To poczucie bezpieczeństwa, spełnienia i szczęścia jest po prostu wspaniałe. Szkoda, że nie może trwać wiecznie... Że bardzo często daję się ponieść emocjom i nie panuję nad swoją złością. Potrafię straszliwie ranić, a z moich ust padają okropne słowa. Trudno jest mnie wówczas poznać – zupełnie jakbym była zupełnie inną osobą – złośliwą, kapryśną, nieznośną, czasami można by rzec, że wręcz bezlitosną. Człowiek jest tak dziwną i niepojętą istotą... Czy można go tak naprawdę dobrze poznać i zrozumieć? Nie wydaje mi się... Jednak nie mogę się pogodzić z tym, że stanowię zagadkę dla samej siebie i czasami nie potrafię wyjaśnić, co się ze mną dzieje i dlaczego zachowuję się w taki sposób... Bywa, że niekiedy podsycam w sobie złość i wcale nie staram się jej w sobie zdusić. A przecież tak nie można... Zauważyłam, że czasami brakuje mi kłótni, a kiedy już dojdzie do jakiegoś nieporozumienia, staram się wyżyć i wyrzucić z siebie te wszystkie negatywne uczucia i emocje, które się we mnie zgromadziły. Po prostu wykorzystuję okazję. I dobrze, jeżeli sama owych kłótni nie prowokuję. Nie chcę uchodzić za złośnicę... Ale kiedy jestem naprawdę zła, jest mi wszystko jedno, co ktoś sobie o mnie pomyśli i wcale nie staram się uspokoić. Nie pomaga nawet świadomość, że sprawiam komuś przykrość. Tak jak potrafię robić na przekór i na złość samej sobie, tak ma to zastosowanie także jeśli chodzi o innych. A co wręcz absurdalne im bardziej mi na kimś zależy i im więcej on dla mnie znaczy, tym moje postępowanie gorsze.

Jakiś diabeł we mnie siedzi czy co?

Czasami, gdy tak czytam Wasze komentarze, zadziwia mnie, jak dobrze mnie rozumiecie. Nawet lepiej niż ja sama. Tak jakbym stanowiła większą niewiadomą dla samej siebie niż dla innych... Czy Wy potraficie mnie lepiej rozgryźć? Nie wiem... Może to przez to, że zawsze jesteście w stosunku do mnie bardziej pobłażliwi niż ja sama. Wydaje mi się, że potrafię być obiektywna w ocenie mojej osoby i moich poczynań. Ale zazwyczaj, kiedy konfrontuję moje wnioski z wnioskami innych okazuje się, że oni zawsze znajdują dla mnie jakieś wytłumaczenie i twierdzą, że jestem za bardzo surowa i wymagająca dla samej siebie... Czyżby? I przejawia się to w tym, że nie staram się nad sobą zapanować i pozwalam brać emocjom górę nad zdrowym rozsądkiem? Ja dziękuję za coś takiego...

Jednak bez względu na skalę mojej złości czy gniewu, kiedy już nieco ochłonę, jedno jest w stanie przywrócić mi zupełny spokój i równowagę i umożliwić spojrzenie na wszystko z innej perspektywy... A jest to muzyka. Są utwory, których mogłabym słuchać na okrągło i które z pewnością nigdy mi się nie znudzą... Tyle tylko, że zależnie od mojego nastroju i aktualnych upodobań, trochę się one zmieniają.

Ostatnio namiętnie słucham Tasmin Archer – „Sleeping satellite” i jestem po prostu zachwycona tym kawałkiem. Za każdym razem odnajduję w nim coś nowego, co wzbudza mój zachwyt i zwiększa przywiązanie do tej piosenki. Żadne inne wykonanie nie jest moim zdaniem tak doskonałe :). Dzisiaj natomiast słuchałam piosenki „Kiedy wołam wiatr – wołam Ciebie” i wzruszyłam się przy tym niesamowicie. Czuję, że teraz tego będę słuchała przez dłuższy czas. Muzyka niesamowicie silnie na mnie oddziałuje i potrafi mnie nie tylko skutecznie uspokoić, ale też napełnić energią lub doprowadzić do łez.

Życie bez muzyki? W żadnym wypadku!

W moim przypadku potrafi być ona lekiem na całe zło równie skutecznym, co silne ramiona ukochanej osoby.

I w tym momencie czuję się po prostu szczęśliwa i wyciszona.

Tylko nie mogę myśleć o tym, co czeka mnie w przyszłym tygodniu...

 

Bez tytułu
Autor: linka-1
19 października 2004, 20:11

Ostatnio opuściłam się troszkę w prowadzeniu bloga, więc teraz korzystając z tego, że mam wolną chwilę, nadrabiam zaległości... 11 dni bez pisania to sporo... Nie sądziłam, że kiedykolwiek dojdzie do tego, żebym zrobiła taką przerwę. No ale niestety nie mam na to zbyt wielkiego wpływu. Uczelnia pochłania sporo czasu, a kiedy wracam do domu jest milion różnych rzeczy do zrobienia.

Nasze spotkanie integracyjne doszło w końcu do skutku w czwartek – 14.10. Umówiliśmy się w Columbusie, do którego kilka osób niestety nie dotarło. Zagubili się gdzieś po drodze :P. Ponieważ jednak było drogo i niesympatycznie (kelnerzy nie chcieli nawet zestawić dla nas stolików, żebyśmy wszyscy mogli siedzieć razem), przenieśliśmy się do Metropolis, zahaczając po drodze o sklep monopolowy.

Mnie i trzy inne dziewczyny podkusiło, żeby kupić wódkę i tak też zrobiłyśmy.

Później miałyśmy problem ze znalezieniem miejsca, gdzie można by ją wypić, ale w końcu się znalazło. I byłoby ok. gdyby nie to, że pomieszałyśmy to z piwem.

Bawiłam się fantastycznie (wytańczyłam za wszystkie czasy. Nie przypuszczałabym, że mogę się tak dobrze bawić przy takiej muzyce :)), ale przegięłam. Co dziwne przez cały ten czas ani razu nie spojrzałam na zegarek, co po prostu nigdy dotychczas mi się nie zdarzyło – czas przestał dla mnie istnieć. Ważna była tylko ta chwila, ci ludzie i dobra zabawa. Skutek tego był taki, że wróciłam do domu o 3. A moi rodzice umierali przez ten czas ze strachu, czy coś mi się nie stało, bo nie powiedziałam im gdzie wychodzę i o której zamierzam wrócić.

Dzwonili do mnie 6 razy, ale rzecz jasna nie słyszałam tego. A kiedy zobaczyłam numer zastrzeżony nie zastanawiałam się nad tym, kto to mógł być i na myśl mi nie przeszło, że to moi rodzice.

Na spotkaniu tym dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy. Między innymi tego, że Marcin kojarzy Sebastiana z Liverpoola i nasze pierwsze w nim spotkanie :). Tak się tylko zastanawiam i dochodzę do wniosku, że musieliśmy zwracać na siebie uwagę, skoro coś takiego wbiło się mu w pamięć :D.

Ale najbardziej śmiałam się, kiedy Arek uświadomił mi, skąd go znam. Sądziłam, że kojarzę go z egzaminów do NKJO, bo praktycznie wszyscy z mojej klasy trafili do naszej obecnej szkoły w ten sam sposób – najpierw była nieudana próba dostania się na Uniwersytet, później właśnie do NKJO, a następnie wylądowaliśmy na Trzebnickiej =]. Ale myliłam się.

Arek zdawał ze mną maturę :)! Był tą piątą osobą – z technikum, która podjęła się zdawania pisemnego niemieckiego. Nie wiem, jak mogłam o tym zapomnieć :).

Lubię moją klasę :). Wczoraj w czasie nauk pomocniczych których nie było wyskoczyłam z Olą, Kasią, Alicją, Agatą, Marcinem i Przemkiem na piwo... Było co prawda zimno, a nam przyszło spożywać je na zewnątrz, ale warto było :). Odrobina szaleństwa raz na jakiś czas nie zaszkodzi :>. Cóż z tego, że mijający nas ludzie jakoś dziwnie na nas patrzyli :).

W sobotę planowałam wyskoczenie do klubu z moimi kumpelami, ale ponieważ zdawałam sobie sprawę, że przeholowałam w czwartek, dałam sobie spokój i zrezygnowałam z tego wyjścia, nie chcąc się jeszcze bardziej narażać moim rodzicom. Nawet nie wiem, czy doszło ono do skutku, bo nie miałam okazji porozmawiać od tamtej pory z dziewczynami.

A w niedzielę po południu pojechałam do mojego Aniołka, by spędzić z nim moje urodziny.

Teoretycznie to raczej on powinien przyjechać do mnie, ale wolałam spotkać się u niego, ponieważ dzięki temu, że Seba ma własny pokój, mamy więcej swobody i prywatności.

Było bardzo miło i intymnie :). Szkoda, że nie możemy częściej spędzać ze sobą czasu w podobny sposób. Muszę w tym miejscu wspomnieć o Uli – krówce, którą dostałam od mojego Kochania :). Jest po prostu nieziemska :) – zakochałam się w niej od pierwszego spojrzenia :).

Dołączyła już do swoich kompanów – jeżyka Filipka i żyrafy Oli :).

Poza tym moje Słoneczko upiekło dla mnie ciasto (haha, czy nie powinno być na odwrót :>? Ja niestety nie miałam na to czasu, więc przywiozłam Sebkowi kupny mały torcik).

Najzabawniejszy moment? Kiedy najpierw mój Tygrysek, a później pani Zofia opowiedzieli mi, co na mój temat powiedział Piotrek – brat Seby :>.

A mianowicie, że jestem za ładna i za inteligentna jak dla Sebastiana :D.

Uśmiałam się niesamowicie i mówiąc szczerze jestem w szoku, że takie słowa mogły paść z ust Piotrka :). Nie wiedziałam, że ma o mnie takie dobre zdanie :).

W końcu Sebastian opowiadał mi jak dawniej jęczał i narzekał, kiedy słyszał, że przychodzę i że w związku z tym on nie będzie miał dostępu do komputera :>. Cóż to za awans ;) w porównaniu do stwierdzenia, że jestem głupia, że zadaję się z kimś takim jak Sebastian :).

Nie ma co – wiadomo, że rodzeństwo rzadko kiedy żyje ze sobą w zgodzie.

Wiem, że Piotrek potrafi być nieznośny i dać się we znaki, że straszliwie przeklina i drze z Sebą koty, ale mimo to zawsze czułam do niego sympatię :).

I cieszy mnie ogromnie fakt, że wszystko wygląda na to, że jest ona odwzajemniona :).

Jednak to jeszcze nie koniec zaskoczenia wywołanego zachowaniem brata Sebastiana :).

Wczoraj podczas rozmowy na GG mój Aniołek poinformował mnie, że te kwiatki, które stały u niego na biurku były przeznaczone dla mnie :), tylko że nikt o tym nie wiedział, bo Piotrek nie raczył o tym poinformować (uznając chyba, że to oczywiste :)).

Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak cholernie miło mi się zrobiło i jaki szeroki uśmiech pojawił się na moich ustach, kiedy to usłyszałam :].

Uwielbiam kwiatki, a najdrobniejsze dowody sympatii z czyjejś strony zawsze wiele dla mnie znaczyły i sprawiały, że czułam się szczęśliwa. I pod tym względem nic się nie zmieniło :).

Szkoda tylko, że nie wiedziałam o tym wcześniej, bo nie mogłam podziękować Piotrkowi i zabrać kwiatków ze sobą. Ale moje Kochanie obiecało podziękować bratu w moim imieniu, a kwiatki ususzyć i jakoś do mnie przetransportować.

Dobre kontakty z innymi ludźmi, nić porozumienia i akceptacja mojej osoby z ich strony to właśnie to, czego zawsze pragnęłam. Dlatego cieszę się, że wszystko tak dobrze się układa, jeśli chodzi o moje stosunki z rodziną Sebastiana :).

A Piotrek po prostu podbił moje serce :P swoim zachowaniem ostatnimi czasy.

Jak tu nie lubić takiego miłego i sympatycznego chłopaka :).

Haha, ależ się rozpisałam na jego temat :>. Lepiej skończę, bo jeszcze ktoś sobie coś pomyśli ;). Moja mama kiedy to usłyszała, podsumowała następującym zdaniem: „Jednym słowem podobasz się bratu Sebastiana” :D. Pozostawię to bez komentarza :>.

Wracając do szkoły chcę tylko wspomnieć o tym, jak to w poniedziałek dowiedziałam się, że zmieniła się trasa dwóch tramwajów, którymi jeżdżę na uczelnię. Szkoda tylko, że dowiedziałam się tego po czasie, przez co spóźniłam się na zajęcia. Jednak chyba jakiś szósty zmysł podpowiedział mi, żeby wyjechać wcześniej, niż początkowo zamierzałam. Dzięki temu spóźniłam się tylko 5-7 minut, a nie 30 :>. Gdybym nie natrafiła na jakąś wstrętną staruszkę, która chyba ma jakiś uraz do młodzieży i skierowała mnie w złą stronę (bo ja spanikowana nie wiedziałam, co zrobić i w którą stronę podążyć :D), dotarłabym na czas. Żałuję, że nie posłuchałam swojej intuicji i tego, co podsuwała mi moja wątpliwa orientacja w terenie, tylko zdałam się na ową staruszkę. Przez nią odwiedziłam 2 tramwaje, zanim w końcu znalazłam się w tym właściwym. Nie ma to jak polegać na samym sobie, przekonałam się o tym na własnej skórze :D. Chyba muszę sięgnąć po mapę Wrocławia i zorientować się lepiej w układzie ulic, bo to przecież obciach zagubić się we własnym mieście :P.

Jutro czeka mnie ciężki dzień i straszliwa historia literatury z postrachem Kolegium, ale jeśli to przeżyję, będzie już z górki.

W czwartek idziemy na praktyki zawodowe do SP nr 63. i jestem ciekawa, jak to będzie wyglądało :).

A teraz muszę już zmykać, bo moja mama chce pracować na komputerze.

Dziękuję Wam wszystkim ogromnie za pamięć i życzenia :*.

Pozdrawiam Was gorąco i proszę o cierpliwość i zrozumienie. Postaram się stopniowo odwiedzać Wasze blogi i nadrabiać zległości.

Trzymajcie się cieplutko i nie dajcie przeziębieniu :).