Najnowsze wpisy, strona 20


Króciutko :)
Autor: linka-1
04 sierpnia 2005, 12:50

Dzisiaj w nocy coś mnie podejrzanie i niepokojąco kłuło w brzuchu… Jakby kilkanaście małych igiełek wędrowało w górę i w dół… Kiedy się obudziłam, powitał mnie niezwykle silny ból głowy, który na szczęście nie trwał długo… A teraz jeszcze na dodatek to kłucie w sercu…

Czyżby to przez nadmiar wrażeń wczoraj :>? Niemal cały dzień spędziłam z Nim :). Było wspaniale… Czy czułyście się kiedyś tak, jakbyście miały eksplodować :P? I czy szczęście wydało się Wam tak ogromne, że nie mogłyście się z nim uporać i ogarnąć go rozumem i w efekcie doprowadziło Was ono do łez? Czyli innymi słowy, czy zdarzyło się Wam płakać ze szczęścia?

A po powrocie wieczorna rozmowa z Natalką :).

Czuję się szczęśliwa… Tak po prostu…

Ciekawe jaki okaże się dla mnie dzisiejszy dzień :)…

 

Bez tytułu
Autor: linka-1
02 sierpnia 2005, 12:01

 

Z drżącym sercem przekroczyła próg domu Sebastiana… Prawie nikt nie zwrócił na to uwagi. Skierowała swe kroki do kuchni… Tam minął ją jego brat, więc liczyła na to, że go powiadomi o jej zjawieniu. Ale tak się nie stało… Usłyszała natomiast ostrą wymianę zdań… Najgłośniej krzyczał Sebastian… Słyszała coś o niedotrzymywaniu słowa, o tym, że jej już nie zależy, bo jak to sobie inaczej wytłumaczyć… Że pewnie ma kogoś na boku i coraz mniej się nim przejmuje… I tylko czekać, aż oznajmi, że to koniec… Nie chciała rozumieć… Ale w pewnym momencie dotarło do niej to wszystko… i omal nie powaliło z nóg. Ktoś próbował tłumaczyć tą oskarżaną przed zarzutami. Jego mama? Nie wie już… A wtedy on odpowiedział, że nie zamierza tego słuchać. Bo ona najpierw obiecuje, że pojawi się na działce, a później nie zjawia się i nawet nie ma zamiaru go o tym uprzedzić. Taka jest jej miłość do niego!

Boże… To było o niej!! W jednej chwili łzy zapełniły jej oczy… Nie rozróżniała już poszczególnych kształtów. Jaki on był okrutny… Jak mógł zarzucać jej takie okropne rzeczy? Z jękiem i bólem nieomal rozrywającym serce usiadła w rogu kuchni na podłodze. Usłyszała, że jego brat informuje Sebastiana o jej przybyciu. Próbowała powstrzymać łzy i czekała, kiedy do niej przyjdzie. Nie zastanawiała się nad tym, co mu powie. Nie była w stanie wymówić słowa… Czekała… Minęło 5 minut… 15… 20… 25… Więc teraz chciał się zemścić? Tylko czego to miało dowodzić? 0,5 godziny… 45 minut… Zerwała się z miejsca i skierowała do przedpokoju… Nie będzie dłużej czekała i znosiła takiego traktowania… I nagle on zagrodził jej drogę, a kiedy próbowała go wyminąć, złapał ją za ramiona i pchnął tak, że mało brakowało, by upadła i uderzyła się głową w blat. Była przerażona jego gwałtownością… Łzy ponownie trysnęły z jej oczu. Krzyknął, że nie zamierza jej teraz puścić, że chce usłyszeć wyjaśnienia… Wycofała się w kierunku drzwi, ale on rozkazującym tonem kazał jej na siebie czekać. W chwilę później znaleźli się w windzie. Z trzema dziewczynami. Próbowała hamować cisnące się do oczu łzy… Żeby nie dać nic po sobie poznać. Ale wtedy zobaczyła, co się dzieje. Trzy dziewczyny jak harpie otoczyły Sebastiana… Dwie młodsze były po prostu zafascynowane… Ale trzecia, starsza, zachowywała się bardzo bezpośrednio. Podeszła bardzo blisko i zaczęła rozmowę. Nagle dziewczyna zaśmiała się i zapytała, dlaczego ma dwa różne buty… Ewelina i Sebastian spojrzeli w dół… I rzeczywiście… Jeden miał odcienie różu, a drugi zieleni. Sebastian zażartował sobie, a Ewelina dostrzegła, że świetnie się im ze sobą rozmawia… I zrozumiała, że tych dwoje zna się od jakiegoś czasu… A dziewczyna ewidentnie miała w stosunku do Seby jakieś plany. I co chwilę oglądała się na nią z satysfakcją… To było już więcej, niż mogła wytrzymać… Rozpłakała się… Wysiedli z windy… Sebastian szedł otoczony wianuszkiem dziewcząt, a ona podążała wolno z tyłu za nimi…

 

I wtedy się obudziłam…

Byłam wstrząśnięta… Żałowałam jednak, że się obudziłam i nie dowiedziałam, co wydarzyłoby się dalej. Najbardziej zdziwiło mnie to, że w tym śnie pojawił się motyw mojej niechęci do pojawienia się na działce… Naprawdę ostatnio ciągle odmawiam, kiedy Sebastian to proponuje. Ale nie dlatego, że nie mam na to ochoty. Po prostu teraz na jego działce trwa budowa altany, takiej porządnej, murowanej :). I nie chcę się tam kręcić i przeszkadzać… Seba ciągle powtarza, że nikomu bym nie przeszkadzała. Ale ja jestem uparta i wiem swoje :P. Czułabym się nieswojo patrząc, jak inni pracują. Najgorsze jest to, że Sebastian spędza na niej ostatnio całe dnie i przez to nie możemy się zobaczyć… W każdym razie ten temat przewija się często w naszych rozmowach, więc jego pojawienie się w moim śnie mogę uznać za wyjaśnione. Ale reszta?

Reszta nigdy się nie wydarzyła i nie wydarzy… Sebastian nigdy nie podniósł na mnie ręki i wiem, że mnie nie skrzywdzi. Bo fakt, że kiedyś prawie oberwałam drzwiami jego pokoju, kiedy ze złością je za mną zatrzasnął, się nie liczy :). I nigdy nie dał mi podstaw do tego, bym musiała się czuć zazdrosna lub przez kogokolwiek zagrożona… Gdziekolwiek byśmy się razem nie pojawili i kogokolwiek nie spotkali, to zawsze ja jestem dla niego najważniejsza… Na pierwszym miejscu… Zawsze poświęca mi najwięcej uwagi i nie wstydzi się okazywania mi przy innych uczuć. Oczywiście zdarza mi się być zazdrosną, ale to chyba normalne. A przecież wiem, że on poza mną świata nie widzi i że kocha mnie całym sercem :). Nigdy mnie nie zlekceważył i nie zostawił samej sobie, nie kazał na siebie czekać… Nigdy też moje pojawienie się w domu Sebastiana nie zostało pominięte milczeniem :).

Wiem, że sny nie zawsze mają odzwierciedlenie w rzeczywistości, ale po przeczytaniu pewnego artykułu i książki zaczęłam szukać jakichś związków między tym, co przydarza mi się w życiu i pojawia się w moich marzeniach sennych.

W każdym razie chcę teraz wyrazić swoją wdzięczność i podziękować Sebastianowi za to, że to, co opisałam, nie zaistniało nigdy w rzeczywistości. I za to, że nazwałeś ten sen koszmarem :) i powiedziałeś, o czym wiem bardzo dobrze, że ten sen jest niemożliwy do spełnienia :*.

 

„Miłość jest jak słońce.

Kto kocha, temu może wiele brakować.

Komu brak miłości, temu brak wszystkiego”.

 

I mała przestroga…

 

„Nigdy nie będziesz szczęśliwy,

jeśli staniesz się ofiarą własnych nastrojów,

niewolnikiem namiętności,

więźniem dziecinnych wymagań,

usidlonym przez niedorzeczne zachcianki”.

 

Oba cytaty są autorstwa Phila Bosmansa.

 

 

Bez tytułu
Autor: linka-1
01 sierpnia 2005, 17:13

W piątek spotkałam się z moimi dwoma najlepszymi koleżankami z liceum – Anetą i Kasią… Magdy niestety nie ma, na całe wakacje wyjechała do Kanady, a Iza nie mogła się zjawić.

Jak zwykle na początku udałyśmy się do Liverpoolu… Tym razem nie było pustek, tak jak ostatnio, ale zebrało się dziwne towarzystwo i nie puszczali muzyki, która by nas usatysfakcjonowała. W niedługi czas później Aneta pojechała do domu. Byłam rozczarowana, bo miałyśmy posiedzieć dłużej, ale rozumiem ją. Mieszka w Leśnicy i żeby dostać się do domu, musi pokonać spory odcinek, mijając cmentarz, las i różne ciemne zaułki. Tak więc nie jest to zachęcające do nocnych powrotów. Posiedziałyśmy tam trochę, a później postanowiłyśmy udać gdzie indziej. Wyszłyśmy z Kasią, a z nami jej siostra i jakiś nowo poznany przez nią chłopak. Zajrzałyśmy do „Od zmierzchu do świtu”, ale nie spodobało się nam tam, więc tylko skorzystałyśmy z toalety i podążyłyśmy do Diabola. Basia - siostra Kasi i jej adorator udali się gdzie indziej. Kiedy znalazłyśmy się w Diabolu, zastałyśmy w nim wyłącznie 5 osób – czterech metali i jedną dziewczynę. Wygłupiali się i puszczali śmieszną i zupełnie niemetalową ;) muzykę. Postanowiłyśmy zostać i nawet powyłupiać się razem z nimi. Kilkakrotnie pytali, czy mogą puścić jakiś tam utwór, tak jakby nasza zgoda była im do czegoś potrzebna :). Było bardzo sympatycznie… Tak kameralnie :D. Popijając kolejne piwo rozgadałam się z Kasią na dobre. W pewnym momencie musiałam skorzystać z toalety… Przez chwilę spanikowałam, bo myślałam, że w niej utknęłam :D. Zwolniłam zamek, ale nie mogłam otworzyć drzwi, bo przyblokowały się u dołu. By się wyzwolić wystarczyło je na szczęście tylko kopnąć. Dobrze, że ze względu na ponad 30 stopniowy upał miałam na nogach sandały, a nie glany, bo narobiłabym huku :]. Na czas wakacji w ogóle z nich zrezygnowałam na rzecz sandałów właśnie lub japonek. Tak samo pożegnałam się z czarnymi ubraniami… I muszę przyznać, że nie mogę nadziwić się osobom, które pomimo upiornych temperatur przyodziewają się w czarne ubrania i glany. Ja nie jestem na tyle nawiedzona :P.

Powiedziałam Kasi o swoich niepokojach i wątpliwościach, o których tutaj z pewnych względów nie mogę wspomnieć i nie powiem, żebym została pocieszona… Muszę sobie kilka rzeczy przemyśleć i odciąć się od pewnych osób, jeżeli będzie to konieczne… Dla dobra wszystkich. A przecież mi naprawdę nie chodzi o nic więcej… Czy nie może się zakończyć na przyjaźni? Kasi zdaniem nie istnieje przyjaźń damsko-męska… Ja, może dość naiwnie, wierzę jednak, że jest ona możliwa. Dowiedziałam się jednakże, że także kuzynka Kasi, Iwona, boryka się z podobnymi do moich problemami. Zawsze, kiedy tak jak ona staram się po prostu być miła i wykazać zainteresowanie i chęć poznania jakiegoś osobnika płci odmiennej, on doszukuje się w tym czegoś więcej i na złudne nadzieje. Nie rozumiem tego… Zresztą Iwona i Kasia także. Przewrotność losu? Poza tym dowiedziałam się także, że z nich wszystkich mam największe szczęście… Bo jestem szczęśliwie zakochana. A Kasia traci głowę dla jakichś narkomanów lub dilerów… Biedaczka. Magda i Aneta też nie mają coś szczęścia w miłości, czego niezmiernie żałuję.

Kiedy postanowiłyśmy wyjść na zewnątrz, odczułyśmy wypity alkohol. Wszystkiemu winny był ten trudny do opisania upał, bo normalnie zaledwie trzy piwa nie miałyby szans tak na nas podziałać. Zaczęło się od tego, że Kasia po raz kolejny powtórzyła, że najlepsze w tym wszystkim jest to, że ona ma na 6 do pracy. Zaczęłyśmy się śmiać tak, że mało brakowało, a przysiadłabym na chodniku. Musiałam się aż oprzeć o ścianę. A później Kasia zaproponowała, żebyśmy zrobiły zawody w rzucaniem gumą do kosza na śmieci :D. Kiedy powiedziałam, że ja nie mam gumy, oddała mi pół swojej (już przerzutej :>). Owinęłam ją trawką, a Kasia na to, że ja nie mam gumy tylko co innego. Odwinęłam ją więc i jej pokazałam. I wtedy ona też zapragnęła owinąć w coś swoją :D. Mój Boże, można by pomyśleć, że byłyśmy wcięte jak nic :]. A nam po prostu zebrało się na wygłupy. Nagle dostrzegłyśmy z daleka siostrę Kasi i jej towarzysza. Kasia zdecydowała, że będą sędziować w naszych zawodach :D. Niestety nie udało mi się nawet utrafić w kosz :D. Kasia też nie wcelowała do otworu, ale przynajmniej dotknęła kosza :>. Basia przedstawiła nam swojego towarzysza (tego samego co wcześniej :)). Okazało się, że ma na imię Dawid. Zazwyczaj, kiedy ktoś mi się przedstawia, zupełnie nie przywiązuję do tego wagi i po chwili zdaję sobie sprawę, że nie mam pojęcia jak ten ktoś się zwie, ale tym razem było inaczej. Chyba dlatego, że kilkakrotnie zwracałam się do niego osobiście :D. Postanowiliśmy wracać do domu. Była 1:30. Pamiętałam, że za jakieś 8 minut powinniśmy mieć autobus. Okazało się, że Dawid mieszka na moim osiedlu, na sąsiedniej ulicy, dwie bramy dalej :D. Przynajmniej miałam zapewnione towarzystwo i obstawę :D. Muszę przyznać, że nie lubię wracać nocnymi autobusami… Zbyt wiele nietrzeźwych ludzi się w nich znajduje, a to może być niebezpieczne. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie starała się podnieść Dawida na duchu po tym jak stwierdził, że z jego wyglądem nigdy nie znajdzie sobie dziewczyny :>. Moim zdaniem nie ma powodów do obaw – nie jest przecież taki straszny i z pewnością może się podobać :).

Jak zwykle, kiedy przekroczyłam próg domu (o 2:00), zastałam na przedpokoju mojego ojca :D. Nie wiem czy wspominałam kiedyś, że on nie może spać, jeśli nie znajdujemy się z moją siostrą w swoich łóżkach :D. Ma szczęście, że nie robię sobie takich wypadów częściej, bo wtedy zarywałby noce i wyglądał jak cień człowieka ;). Jak zwykle najpierw się umyłam, a później powiadomiłam Kasię, że dotarłam bezpiecznie do domu.

Rano, kiedy wysłałam Kasi sms’a, by dowiedzieć się, czy zdążyła do pracy i jak się czuje dowiedziałam się, że biedaczka wymiotowała 3 razy i nie zbliża się nawet do lodówki z alkoholem :D. U mnie na szczęście obyło się bez takich rewelacji. Tylko trochę kręciło mi się w głowie.

 

Ponieważ Kasia i Aneta niedługo wyjeżdżają, jeszcze w piątek umówiłyśmy się na dzisiaj na „popijawę”, ale zapomniałyśmy, że to już sierpień. A sierpień ogłoszony został miesiącem trzeźwości. Zamiast tego spotkamy się więc i po prostu pogadamy :). Żałuję tylko, że dopiero dzisiaj dowiedziałam się, że o 20 jest spotkanie z ludźmi z Kolegium. Nie dam rady się zjawić, bo mam już inne plany. No trudno.

Obejrzałam dzisiaj z moją siostrą „Mulholland drive” Davida Lynch’a i stwierdzam, że jest to najbardziej pokręcony film, jaki zdarzyło mi się oglądać. Nie mam zielonego pojęcia, o co w nim chodzi… I nawet po przeczytaniu jego interpretacji, nie mogę tego poskładać do kupy :P. Zbyt to skomplikowane jak dla mnie…

Od wczoraj nie mam dobrego humoru… Nie mogę się pozbierać po rozmowie z Natalią… I patrzeć, jak ona się męczy i jak cierpi… Przez człowieka, który nie zasłużył na ani jedną jej łzę, a o którym ona nie może zapomnieć…

A poza tym jeszcze niepewność tego, jaki los czeka mnie i Sebastiana… Jeśli wszystko będzie się układało tak dobrze, jak do tej pory, to za kilka lat może się okazać, że wszystko rozwali się z powodu tego, że nie jest on człowiekiem wierzącym… A jeśli miałoby tak być, to jaki sens ma ciągnięcie tego dalej i coraz większe angażowanie się? Nie da się na siłę nakłonić kogoś, by uwierzył w Boga… To się po prostu albo stanie we właściwym czasie, albo nie… A moi rodzice cały czas trują mi, że powinnam nad nim popracować… Jakiś czas temu stwierdzili, że inaczej nie dadzą nam swojego błogosławieństwa… A czy ja mogłabym wyjść za niego wbrew ich woli? I jak wyglądałoby nasze życie? Dla mnie religia i wiara są ważne, ale nie zamierzam nikogo do niczego zmuszać. Czasami po prostu żałuję, że nie zakochałam się w kimś, kto wierzy… Bo swoje dzieci na pewno będę wychowywała w wierze chrześcijańskiej… A jak mam tego dokonać, jeśli mój mąż, a ich ojciec, nie będzie mnie w tym wspierał? Może to irracjonalne, ale czasami myślę sobie, że życie Sebastiana byłoby łatwiejsze, gdyby tylko uwierzył… Może kiedyś tak się stanie? A jeśli nie…?

 

Do Maćka
Autor: linka-1
29 lipca 2005, 14:10

 

Nie pamiętam daty naszej pierwszej rozmowy (rzecz jasna przez GG), ale pamiętam okoliczności… Finał pierwszej (chyba) edycji Idola… Kiedy oboje byliśmy za Eweliną Flintą :>. Pamiętam, że miałeś w statusie coś na ten temat… A ponieważ przewinęło się w nim jej imię zastanawiałam się, czy to przypadek, że wyszukałeś sobie do rozmowy kogoś, kto nosi takie samo imię jak ona :). Może mi powiesz, jak to było :)?

Pamiętam, że często rozmawialiśmy… Chyba przypadliśmy sobie do gustu, bo nigdy nie obawiałam się, że zabraknie nam tematów :). Później emalie, sms’y (ach te rachunki za komórkę ;)), a następnie zwykłe, tradycyjne listy :). I oczywiście nasze pierwsze i jak na razie jedyne spotkanie w Częstochowie :).

Nasza znajomość, która stopniowo zaczęła się przeradzać w przyjaźń… Byłeś wówczas jedną z nielicznych osób, którym naprawdę ufałam. I to właśnie chyba Ciebie pierwszego mogłam nazwać przyjacielem…

Nie wiem jak to się stało, ale później (przez krótki czas :>) zaczęły się pojawiać jakieś „podteksty”, a ja zastanawiałam się, do czego my właściwie zmierzamy… Czy to jest przyjaźń, czy początki czegoś innego :). Nie wiem, czy Twoje odczucia były podobne… Może mógłbyś mi coś powiedzieć na ten temat :P?

Do tych listów nie mogę się w tej chwili dokopać, chociaż oczywiście je zachowałam… Natomiast wciąż mam przed oczami niektóre z sms’ów, które od Ciebie dostałam :). Kiedy musiałam wymienić komórkę, te najważniejsze zapisałam do zeszytu…

 

Wsyłany w sierpniu 2003 r.w nocy sms o następującej treści:

„W 200% kocham Cię jak przyjaciółkę, bo poszedłbym za Tobą w ogień, jak siostrę, bo bym się Tobą opiekował jak brat i jestem pewien, że pokochałbym Cię jako kobietę.” :)

 

Marzec 2004…

„Na wszystko nie ale na taki słodki zwrot chyba tak :) Pewnych osób pewnych miejsc pewnych chwil się nie zapomina… Powinniśmy się znów spotkać…”

 

I ten z czerwca 2004 r., który uświadamia mi, od jak dawna się znamy :).

„2 lata temu mniej więcej o tej porze.. Poznałem wspaniałą osobę, która tak wiele dla mnie znaczy.. Poznałem wspaniałego Przyjaciela.. Poznałem Ciebie Ewelinko..:*.”

 

A więc poznaliśmy się 3 lata temu :). Jak ten czas szybko leci…

Właśnie przejrzałam sobie maile od Ciebie… I wiesz, co znalazłam? Twoje rady dotyczące osoby niejakiego Krzysztofa. Czyli człowieka, a właściwie faceta, starszego ode mnie o 11 lat, którym byłam zafascynowana. Przyznam Ci się, że do tej pory wspominam go z dziwnym sentymentem :P. I miałeś rację… Z całą pewnością nigdy go nie kochałam :D. Boże, jak ja mogłam tak w ogóle myśleć :D? To był 2003 rok… Całkiem niedawno, a ja tak się dałam ponieść emocjom… Zresztą to mi się zdarza do tej pory… Tak, te emalie potwierdzają, jak wielkim zaufaniem Cię darzyłam, co zresztą nie zmieniło się po dzień dzisiejszy. Dobrych ludzi chyba po prostu się wyczuwa… Ciekawa jestem, czy za takie stwierdzenie mi się od Ciebie nie oberwie :P. Pisałam Ci o Robercie… Ach, cóż to był za burzliwy, jednotygodniowy związek :D.

 

„Zaczynam rozumiec Roberta, ale niestety troszke nie rozumiem Ciebie. Spotkaliscie sie dwa razy (moze wiecej niewazne) i on Ci powiedzial ze znaczysz dla niego znacznie wiecej niz Ty sadzisz. Wytlumaczenie jest jedno. Chlopak oszalal wrecz na Twoim punkcie i wcale mu sie nie dziwie [Och coś podobnego :]. Dalczego się nie dziwiłeś ;)?]. A to ze Ty do niego nie czujesz tego samego (przynajmniej na razie to tez nic niezwyklego) to normalna reakcja”.

 

„Wiedz ze zawsze mozesz na mnie liczyc i mimo ze znamy sie tylko przez neta to znaczysz dla mnie wiele(to zle brzmi w kontekscie tych spraw ale musialem to napisac) i naprawde zawsze jesli masz jakies problemy to mozesz sie do mnie zwrocic. Ja zrobie wszystko co w mojej mocy aby Ci pomoc. Glowa do gory. BEDZIE DOBRZE BO MUSI BYC DOBRZE.”

 

Zawsze o tym wiedziałam, Maciek :). I wygląda na to, że należycie to wykorzystywałam ;).

 

Och, jaki miły mail :). Tu chyba zresztą znajduje się część odpowiedzi na moje wcześniejsze pytanie…

 

„Ponownie przeczytalem wszystkie maile jakie do Ciebie pisalem i

jakie dostalem od Ciebie i postanowilem napisac jeszcze raz... Moze za

duzo dostajesz ode mnie tych maili ale naprawde ostatnimi czasy nie

mam z kim szczerze pogadac ani w zyciu realnym ani w listach zwyklych

ani na GG ani na innych plaszczyznach. Zostalas tylko Ty. Zupelnie jak

Penelopa:). Niestety wielokrotnie tracilem archiwum wiadomosci na GG i

nie pamietam dokladnie kiedy poznalismy sie i o czym rozmawialismy.

Jesli mozesz podrzuc mi choc fragment tej rozmowy. Tak z czystej

ciekawosci, bo przeciez teraz nie ma to wiekszego znaczenia. Jednak

chcialem pisac o czyms zupelnie innym, ale zawsze jakos odchodze od

tematu, a potem ciezko jakos wrocic.

        Chcialem pisac o tym jak bardzo zmienil sie ostatnio moj

stosunek do Ciebie. Bo przez ten caly czas bardzo Cie lubilem i w

ogole swietnie mi sie z Toba rozmawialo ale jednak bylo inaczej...

Prawdopodobnie wynikalo to z faktu ze zycie tu w Janowie ukladalo sie

lepiej niz teraz. Traktowalem Cie jak zwykla znajoma z netu i nie

chcialem tego zmieniac. Ot fajnie od czasu do czasu pogadac w necie,

ale nic wiecej. Teraz sytuacja sie nieco zmienila. W Janowie jest

inaczej. (…) Wszystko zaczyna sie walic.

I wlasnie teraz pojawiasz sie Ty. Udalo Ci sie zdobyc moje zaufanie.

Czuje ze moglbym Ci teraz powiedziec praktycznie wszystko bez zadnych

oporow. W pewnym sensie zawladnelas moim sercem. Do tej pory udalo sie

to tylko Justynie i Tobie. Jej bardziej ale to chyba normalne, bo znamy

sie dluzej i wogole obcujemy ze soba na codzien. I nie jest to wylacznie

zasluga faktu ze ostatnio panuje w nim jakas pustka. Bo przeciez nie

moze sie tam dostac kazdy. Zaufalem Ci i nie zawodze sie. Czuje jakbym

Cie znal od lat. Zdobylas moje zaufanie tak jak nikt kogo znam tylko

za posrednictwem netu. I chwala Ci za to. Bo teraz kiedy naprawde mam

ciezkie chwile, to mam sie do kogo zwrocic i mam z kim naprawde

szczerze porozmawiac. Dziekuje Ci za to bardzo Ewelino. Zostalas moim

przyjacielem i mowie to z pelna odpowiedzialnoscia. Mimo ze znamy sie

tylko poprzez net to jednak momentami czuje jakbys byla ze mna tutaj.

Ciezko to nawet okreslic, takie mam odczucia. Ale to naprawde wspaniale

uczucie. Czuc bliskosc kogos kogo sie zna tylko z netu. Szanse na to

ze spotkamy sie w prawdziwym zyciu sa raczej niewielkie. Moze kiedys

przez przypadek... Wiedz Droga Ewelino ze takiej dziewczyny jak Ty to

ze swieca szukac. I wcale sie nie dziwie ze chlopcy sie o Ciebie bija,

bo naprawde jest o kogo. [Och nie, proszę :>. Aż się popłakałam ze śmiechu… Jak ja mogłam być aż tak rozrywana przez chłopaków :D?]

Mnie niestety musi wystarczyc znajomosc

poprzez net, ale i tak bardzo sie ciesze ze Cie poznalem. Moglo sie

przeciez zdarzyc ze nie znalibysmy sie nawet przez neta. I dzis

siedzialbym przygnebiony, a tak to dzieki rozmowom z Toba sie jakos

trzymam. I dziekuje Ci bardzo ze w tych trudnych chwilach jestes przy

mnie. I choc nie mozemy sie spotkac, nie moge Cie dotknac(bez zadnych

skojarzen), nie moge przytulic, poczuc Twego oddechu to jednak

swiadomosc ze po drugiej stronie kabla jest ktos kto mnie rozumie,

kto mnie wyslucha jest naprawde budujaca. Naprawde bardzo Ci za to

dziekuje.

         Wiem ze mozesz mojego meila odebrac roznie, ale nie

wiedzialem jak to napisac bys to dobrze zrozumiala. Napisalem naprawde

szczerze, bez sciemniania bo to wtedy nie mialoby zadnego sensu.

Niektore moje slowa mozesz odebrac jako wyznanie milosne albo cos w

tym stylu. Nie to nie jest deklaracja milosci ani oswiadczyny, ale raczej

zapytanie o mozliwosc i sens naszej dalszej znajomosci. Czy Ty ze swej

strony chcesz kontynuowac te znajomosc, bo ja ze swej bardzo. Bo jesli

Cie to meczy to lepiej powiedziec od razu i przestac ciagnac cos

sztucznego. Decyzja nalezy do Ciebie.”

 

A widzisz… I w końcu Cię zawiodłam… Może niesłusznie mnie takim zaufaniem obdarzyłeś, Maciek… Bo przecież w końcu kontakt się nam urwał… Z mojej winy. Nie wiem, jak mogłam do tego dopuścić… Dlaczego tak się stało… Jest mi wstyd i bardzo mi przykro. Tak jak kiedyś mogłeś na mnie liczyć, tak później nie doczekałeś się żadnego znaku życia z mojej strony…

 

W późniejszym mailu napisałeś:

„Pytanie o kontynuowanie dalszej znajomosci nie bylo calkowicie

bezzasadne, po tym co napisalem w meilu, dlatego je zadalem. Tu musze

niestety ochrzanic Cie musze Droga Ewelino. W zyciu nie slyszalem na

swoj temat tylu pochwal, w dodatku calkowicie bezzasadnych. Ja

naprawde nie jestem taki krysztalowy za jakiego mnie uwazasz. Miewam

sowje humory, potrafie naprawde byc chamski, powiedziec pare ostrych

slow, ale staram sie tego unikac. Gdybys poprzebywala troche w moim

towarzystwie to bys sie przekonala, dlaczego dziewczyny omijaja mnie z

daleka...”

 

Wierz mi, i mówię to w pełni świadoma wypowiadanych przeze mnie słów, że zasłużyłeś na wszystkie miłe słowa, które kiedykolwiek skierowałam pod Twoim adresem. I nawet nie waż się zaprzeczać… Nie twierdzę (i wtedy też tego nie robiłam), że nie masz żadnych wad… Z pewnością potrafisz czasem nieźle zaleźć za skórę i wyprowadzić z równowagi :>. Zresztą, czego pewnie się zupełnie nie spodziewasz ;), ja potrafię się zachować jeszcze gorzej. Ale co z tego… Nie o to mi chodziło. Tak wiele mi dała znajomość z Tobą… Dzięki Tobie się otworzyłam i znalazłam w Tobie oparcie i przyjaciela, gotowego w każdej chwili pospieszyć mi na pomoc. Nigdy mnie nie zawiodłeś… Ale ja to zrobiłam. Stąd nasuwa się prosty wniosek… To ja nie zasłużyłam na te wszystkie piękne słowa!! I dlatego mam teraz łzy w oczach… Nie potrafię tego zrozumieć i sobie wybaczyć. Dlaczego się od Ciebie odsunęłam?

 

„Ja takze mam wielka nadzieje ze nasza przyjazn bedzie sie

rozwijac i kiedys spotkamy sie takze w realnym zyciu.”

 

Tak, Maciek… Spotkaliśmy się w realnym życiu. I ta przyjaźń się rozwijała, dopóki nie podcięłam jej skrzydeł. Dopóki nie zamilkłam na długi, zbyt długi (!!!!!), czas…

 

Czytam kolejne emalie, które od Ciebie dostałam i zastanawiam się, jak mogłam być taka głupia… Ach, spójrz…

 

„Teraz juz sobie przypominam dzien naszego

poznania. 30 czerwiec i porazka narodu ktory nie wybral wlasciwej

osoby na Idola.”

 

Wiemy już więc, że nasza pierwsza gadulcowa rozmowa odbyła się 30 czerwca 2002 roku…

 

„Widze rowniez ze Cie nie przekonam co do mojej osoby. No coz

obys nigdy nie doswiadczyla przykrosci z mojej strony. Chcialbym

pozostac w Twoich oczach taki jaki jestem obecnie choc to moze byc

trudne. Tak szczerze mowiac to nikt o mnie nie mowil w taki sposob.

Dziekuje Ci za to.”

 

Nigdy mnie do tego nie przekonasz, Maciek… Nie zmienię zdania na Twój temat… Tym bardziej jednak jest mi przykro, że Ty tak się pomyliłeś w mojej ocenie i że to zdanie musiałeś zmienić…

Wiesz, że ja nawet nie mam pojęcia, dlaczego tak się stało? Nie mam nic na swoją obronę i to chyba nawet lepiej… Bo w końcu czy cokolwiek mogłoby usprawiedliwić takie zachowanie? Nie!! Sprawiłam, że obdarzyłeś mnie zaufaniem, a później zwyczajnie odepchnęłam… Na to właśnie wygląda, jakkolwiek trudno się z tym pogodzić :(. Czy nagle życie stało się dla mnie tak bardzo ekscytujące, że przestałam znajdować czas na rozmowy z przyjacielem?? Mój Boże, jak ja w tej chwili nienawidzę samej siebie… Byłam taka głupia!

 

„Maila tego pisze po dosc dlugiej przerwie i sadze ze naleza Ci sie

wyjasnienia. Jeszcze raz Cie pragne uspokoic ze moje milczenie nie ma

nic wspolnego z Twoim postepowaniem. Nie wiem za co mialbym sie na

Ciebie obrazic, raczej powinienem Ci dziekowac ze JESTES.

 

Tak, faktycznie było za co dziękować… Dlaczego w tej chwili mógłbyś to powiedzieć wyłącznie w czasie przeszłym?!?! Sama jestem sobie winna i wiem o tym aż za dobrze… Cóż za ironia losu, że dotarłam do maila, w którym napisałeś coś takiego… Nie mam siły już więcej przypominać sobie przeszłości… Boję się, co jeszcze mogłabym tam znaleźć…

Ostatni email od Ciebie, który znajduję w mojej skrzynce, pochodzi z maja 2003 roku. Prawdopodobnie jednak to nie wtedy urwał się nam kontakt… Były chyba jakieś rozmowy na GG, czego teraz nie mam już możliwości sprawdzić, więc mogę się mylić…

Nie mogę także sprawdzić, kiedy zamilkłam ostatnio, prawdopodobnie po naszej ostatniej wymianie zdań od dłuższego czasu, kiedy sobie tak niefortunnie zażartowałeś ;). Nie wiem już nawet, o co właściwie poszło… I chciałam tylko napisać jedno… Nie obraziłam się wtedy na Ciebie. Po prostu poczułam się urażona i sobie poszłam… Jednak nie potrafię długo chować urazy, a poza tym wiem, że nie miałeś nic złego na myśli i że nie chciałeś mnie zdenerwować. Ja po prostu czasami nie panuję nad sobą i swoimi emocjami. Jestem zbyt wybuchowa i wszystko biorę za bardzo do siebie… Fakty są jednak nieubłagane i dobitnie świadczą o tym, że od tego czasu nie odezwałam się do Ciebie słowem… Ile to minęło? Kilka miesięcy? Nie odzywałam się aż do teraz, kiedy postanowiłam to zmienić. Bo przecież nie zasłużyłeś sobie na takie traktowanie…

Na koniec jeszcze tylko jedno… Nie należę do tych osób, które potrafią tak po prostu zapomnieć o zdarzeniach i osobach, które odegrały ważną rolę w ich życiu… Bardzo szybko i mocno przywiązuję się do ludzi. Nie mogłabym Cię zapomnieć… Nie wiem, czy kiedykolwiek mi się to uda… Zresztą nawet nie będę się starała zapomnieć, bo wcale sobie tego nie życzę… Chciałabym, żebyś nie był wyłącznie pięknym wspomnieniem… A jednak zdaję sobie sprawę, że mógłbyś mnie w taki sposób „ukarać” i byłaby to w pełni zasłużona kara…

Przepraszam Cię, Maciek… Wiem, że to nie wystarczy, ale nie mogę zrobić ani powiedzieć nic więcej. Nie rozumiem samej siebie, nie wiem, jak mogłam do tego dopuścić… A jednak to zrobiłam :(. I Bóg mi świadkiem, że bardzo tego żałuję. Równie mocno, jak nienawidzę poczucia bezsilności, nie znoszę zawodzić ludzi… A robię to coraz częściej. Raz za razem…

 

*Wzruszenie*
Autor: linka-1
26 lipca 2005, 15:59

Siedziała przy komputerze i po prostu słuchała swojej ukochanej muzyki… Przedziwnej mieszanki stylów i gatunków… Z jej oczu płynęły łzy… Łzy wzruszenia. Te dźwięki poruszały jej duszę do głębi… Mogłaby tego słuchać godzinami… Ale koniecznie w samotności. Kiedy nie było świadków.

Czytając książki też unika spojrzenia innych ludzi… Zwłaszcza przy końcu. Bo porusza ją każda historia, która dla jakiegoś bohatera kończy się tragicznie lub nieszczęśliwie… Gdy kończy się szczęśliwie, także się często wzrusza… Ale to jest inny rodzaj wzruszenia i ewentualnych łez, jeśli się pojawiają.

Kiedy, w jakich sytuacjach i przy jakich okazjach ona się jeszcze wzrusza? Oglądając filmy, rzecz jasna. Bo tam też są przedstawione historie ludzi… Te prawdziwe lub wymyślone… To nie ma znaczenia. Najważniejsze, że prawdopodobne… Że ona wczuwa się w położenie bohaterów… Przeżywa wszystko, co się im przytrafia. Ale ponieważ w zasadzie nie ogląda nigdy w samotności, zazwyczaj musi ukrywać łzy wzruszenia… Nie chce, żeby inni je zauważyli. Zamyka wtedy oczy i powtarza sobie: „Spokojnie, to tylko film”, „To nie wydarzyło się naprawdę”, „To tylko jakiś trick” lub też: „Uspokój się, to wydarzyło się dawno temu… Twój płacz niczego nie zmieni”. Próbuje myśleć o czymś przyjemnym, szczęśliwym, wywołującym uśmiech. Czasami myśli sobie: „Nieważne, co się dzieje… Pamiętaj, masz jego. Na nim zawsze możesz polegać… Przy nim jesteś bezpieczna”. Zwłaszcza to ostatnie często pomaga… Na szczęście.

A w życiu? Kiedy widzi nieszczęście innych… Jakiś wypadek, bezdomny lub schorowany czy kaleki człowiek, żebrak, bezpański zwierzak… Skrajna nędza, głód, przemoc, wojna, zamachy… To wywołuje ból i sprawia, że łzy napływają do oczu. Że pojawia się niepokój… Tysiące pytań bez odpowiedzi..

Prześladowania, wyszydzanie, dokuczanie czy znęcanie się nad innymi… Smutek na czyjejś twarzy… Łzy w czyichś oczach… Strach…

Po prostu krzywda, niesprawiedliwość… To wywołuje u niej współczucie i łzy… Nie potrafi pozostać obojętna… Prześladuje ją to później dniami i nocami… Przypomina o sobie w najmniej oczekiwanych momentach.

Czy ona wzrusza się jeszcze kiedyś? Tak, zdarza się, że w kościele… Czasami wystarczy sen… Czy jakieś wydarzenie, którego staje się uczestnikiem… Rozmowa z kimś… Lub kilka słów napisanych przez dobrego człowieka… Potrafi ją wzruszyć własna myśl… Ale jest to zawsze myśl o jednej z tych rzeczy wymienionych powyżej. Wzrusza ją także, kiedy widzi przywiązanie i miłość, którą okazują sobie ludzie… Czasami starzy, czasami młodzi… Bez względu na wiek. Wzrusza ją bezbronność małych dzieci… Okazane jej zaufanie, sympatia… Rozstania… których szczerze nienawidzi. Bo to zawsze tak boli… Tak bardzo…! Dlaczego musi się tak szybko i łatwo przywiązywać do ludzi…? Dlaczego!?

Wspomnienia… Tak bliskie jej sercu. One też poruszają ją do głębi. I jeszcze coś… Przypomnienie sobie jego uśmiechu, wyrazu twarzy, błysku w oczach… I świadomość, że on jest szczęśliwy. Z nią… Dzięki niej…? Może odrobinkę :). To nie tylko wzrusza, ale wywołuje uśmiech na jej ustach, tak skorych do uśmiechu :).

To właśnie ją wzrusza… To chyba wszystko?

 

Nie, to nie wszystko... Jest jeszcze wzruszenie wywołane widokiem biednego dziadka... Takiego słabiutkiego i chudziutkiego... Dlaczego coś musiało się spieprzyć?! Dlaczego musiał przejść kolejną operację, w trakcie której tak się nacierpiał?! Ulituj się nad nim, Boże...