Najnowsze wpisy, strona 45


Z perspektywy lat kilkunastu ;)
Autor: linka-1
03 marca 2004, 14:23

Niech dawne błędy czegoś cię nauczą.

Nie dochodź do końca życia tylko po to,

aby stwierdzić, że tak naprawdę wcale go nie przeżyłeś.

Wielu opuszcza ten świat i dopiero wtedy

spogląda wstecz dostrzegając radość i piękno,

których nie doświadczyli z powodu lęków, w jakich żyli.

 

                                             Autor nieznany

 

Czy ja wyciągam wnioski z błędów, które zdarza mi się popełniać? Czy mogłabym powiedzieć, że uczę się na własnych błędach? Wydaje mi się, że tak... Bo staram się nie popełniać dwa razy tego samego głupstwa. Jednak jeżeli chodzi o pewne sprawy, niezmiennie zmierzam w obranym przez siebie kierunku, chociaż nie wiem, czy jest to najszczęśliwszy wybór. Ale pewności nie ma się nigdy... A wolę zaryzykować, niż pozbawić się możliwości doświadczenia czegoś nowego. Prawda jest taka, że popełniam wiele coraz to nowych pomyłek, ale w końcu człowiek podobno uczy się na własnych błędach... A skoro staram się wyciągać z nich wnioski, to chyba nie jest ze mną najgorzej J. Wszystko, co nas spotyka i się nam przytrafia, uczy nas czegoś nowego. I wierzę, że wszystko to ma jakiś ukryty sens, którego czasami po prostu nie jesteśmy w stanie dostrzec. Tak naprawdę gdyby nie ta wiara, pewnie bym się załamała z powodu każdej większej porażki. Zapewne w przyszłości, kiedy spojrzę z perspektywy kilkudziesięciu przeżytych lat (jeżeli będzie mi dane dożyć takiego wieku), będę żałowała pewnych rzeczy, jak chyba każdy. Ale mam nadzieję, że nie dojdę do wniosku, że tak na dobrą sprawę moje życie było niewiele (lub zgoła nic) warte, i że zmarnowałam otrzymaną szansę... Bo w końcu staram się jak najlepiej wykorzystać każdą chwilę... I staram się dzielić to życie z najbliższymi mi ludźmi. Bo nie można żyć tylko dla siebie... I dążyć do zaspokajania własnych potrzeb i korzyści. Liczą się także ci, którzy są obok nas... Lęk... Tak na dobrą sprawę towarzyszy każdemu z nas... Ale każdy obawia się czegoś innego. Ja też się boję... Jest to m.in. lęk przed nieznanym, samotnością, chorobami, cierpieniem... Nie będę się rozwodziła na ten temat... Chyba najważniejsze, to uświadomić sobie własne obawy, żeby móc je zwalczyć. I nie dać sparaliżować się własnemu strachowi... Trzeba odważnie kroczyć przed siebie... Prędzej czy później przyjdzie się nam zmierzyć z każdym lękiem... Ale każdy można pokonać... Tylko potrzebna jest wiara i odwaga. A każdy z nas ją posiada...

Wspomnień czar... ?
Autor: linka-1
02 marca 2004, 23:09

Czy ktoś mógłby zatrzymać uciekający czas? Dochodzę do wniosku, że jak tak dalej pójdzie, to ja za nim nie nadążę... I tak zostaję powoli w tyle. Powinnam zrobić tyle rzeczy, a nie robię prawie nic... Ech... Co z tego, że zniknęłam z GG, skoro niewiele to zmieniło. Co prawda nie spędzam już tyle czasu przed komputerem, ale myślami i tak ciągle przebywam gdzie indziej... Daleko od codziennych obowiązków i zwyczajnych spraw. Zdałam sobie ostatnio sprawę, że coraz częściej wracam do tego, co minęło... Wspominam osoby, z którymi kiedyś prowadziłam wielogodzinne rozmowy na GG, spotkania, szaleństwa i zabawy... Teraz nie mam na to wszystko czasu i jakoś cały czas nie mogę się z tym pogodzić. Marzę o wakacjach... Wtedy będę mogła zapomnieć o wszystkich codziennych i szkolnych obowiązkach, znikać z domu, włóczyć się po mieście, spotykać z ludźmi... Brakuje mi tego wszystkiego. Tej niezwykłej atmosfery i świadomości, że mogę całkiem bezkarnie leniuchować, nie narażając się na wyrzuty sumienia i krytykę ze strony innych. Nie mogę otrząsnąć się z tych wszystkich myśli i wspomnień... Nigdy nie potrafiłam żyć tylko teraźniejszością, bo wspomnienia są częścią mnie samej. Nie mogłabym się ich wyrzec i z nich zrezygnować... Ale tym samym spokoju nie dają mi obrazy z przeszłości... Zwłaszcza teraz, kiedy staje mi przed oczami wszystko to, co utraciłam wraz z perspektywą zbliżającego się egzaminu dojrzałości... Egzaminu, na który nie jestem odpowiednio przygotowana... Na który nie mogę się przygotować, bo moje myśli zaprzątają sprawy, które nie pozwalają mi się skupić i które odciągają mnie od nauki... Klasowe ognisko, niezapomniane zachody słońca na kładce za wrocławskim ZOO, wypady do klubów, letnie wieczory spędzane w towarzystwie osób, które tak wiele dla mnie znaczą... Chorwacja... Boże, jak bardzo pragnęłabym znaleźć się teraz na jednym z tych przepięknych wybrzeży... Spojrzeć na morze, słyszeć jego szum i oddychać jego zapachem... Tak bardzo brakuje mi tej wolności...

No ale dosyć tego... Jeżeli zacznę się rozczulać i wyliczać wszystko, z czego musiałam przynajmniej chwilowo zrezygnować, na pewno nie będzie mi łatwiej... Muszę się zmobilizować i zabrać do roboty... Nie wiem, dlaczego przychodzi mi to z takim trudem... Stałam się leniwa do granic możliwości i nie potrafię tego zwalczyć... Ale nie mam wyboru. I tylko nie wiem, jak mam się skupić na nauce, jeżeli przeszkadzają mi w tym albo moje nieokiełznane myśli, albo rozmaite zbiegi okoliczności lub dolegliwości. Już po raz trzeci próbuję naprawdę porządnie opanować II wojnę światową na sprawdzian z historii (który cały czas jest przesuwany), a nadal mi to nie wychodzi. Kiedy już twardo postanowiłam sobie, że nauczę się tego w końcu, tak fatalnie się poczułam i dostałam takich boleści, że wyglądałam i czułam się, jakbym umierała... Chyba naprawdę powinnam udać się w końcu do lekarza... Tylko, że jak zawsze w moim przypadku, kończy się na stwierdzeniu faktu i planowaniu... A konsekwencje długo nie każą na siebie czekać... Ech, po ostatniej akcji w kościele, kiedy prawie zemdlałam i siedziałam blada jak trup, a później nie mogłam się ruszyć z bólu i wymiotowałam pod tym Bożym przybytkiem, nie pokażę się tam chyba przez miesiąc. Nie wiem, co by się ze mną wtedy stało, gdyby nie było ze mną mojej mamy... Pewnie próbując zachować pozory „normalności” i udając, że nie dzieje się nic złego, doprowadziłabym się do jeszcze gorszego stanu. Prawdopodobnie musiałby mnie ktoś zbierać z podłogi, a wymiotować zaczęłabym w kościele, bo nie zdążyłabym w porę wyjść. Już nawet nie chcę myśleć o tym, w jaki sposób dotarłabym wtedy do domu... Chyba na wpół żywa i to po dobrych kilku godzinach... Mam nadzieję, że już nigdy więcej się to nie powtórzy, bo nie chciałabym przeżywać tego na nowo... I tak wystarczają mi moje nagminne bóle brzucha... Czasami wydaje mi się, że ten ból mnie wykończy...

Jakby wszystkiego było mało, jest jeszcze moje Słoneczko... Słoneczko, dzięki któremu jestem co prawda bardzo szczęśliwa, ale przez które już zupełnie nie udaje mi się skupić na nauce. Potrafię wziąć książkę do ręki, czytać ją i zdać sobie w pewnym momencie sprawę, że nie mam pojęcia, co przed chwilą przeczytałam... Bo zamiast nowych wiadomości, mam w głowie słowa i gesty mojego Kotka... Wszystkie wspólnie spędzone chwile, przeprowadzone rozmowy itd....

I tak sobie myślę, że być może czasami lepiej by było, gdybyśmy nie posiadali wspomnień. Bo najgorzej, kiedy człowiek nie potrafi żyć teraźniejszością i się do niej przystosować, ponieważ ciągle wraca myślami do tego, co minęło... Co przeminęło i być może już nigdy nie powróci... A nie tak powinno być. Owszem, można zachować pewne wspomnienia, ale nie można nimi żyć... To mi co prawda nie grozi, ale jeżeli coś nie ulegnie zmianie, to bardzo czarno widzę swoją przyszłość... Bo niestety nie da się zdawać matury ze swoich wspomnień :P. Tak więc kochanie... znikaj z moich myśli ;). Będzie mi wtedy o wiele łatwiej :D, z resztą jakoś sama się uporam :].

Wy i ja :)
Autor: linka-1
29 lutego 2004, 00:01

Ponieważ nie wiem, kiedy znowu dane mi będzie usiąść przed komputerem i zamieścić nową notkę, postanowiłam dzisiaj napisać dwie, żebyście nie mogli narzekać i zarzucić mi, że zaniedbuję prowadzenie bloga ;). Chęci i pomysłów mi nie brakuje, ale niestety narzekam na brak czasu i możliwości... Dlatego musicie mi wybaczyć okresy mojej nieobecności i milczenia. Postaram się to zawsze nadrobić w wolnej chwili, kiedy tylko będę miała ku temu sposobność J.

 

Tak po prostu...

 

Zapomniane szczęście pojawiło się

w mym życiu wraz z Tobą.

Moje oczy, usta, dłonie –

nacieszyć się Tobą nie mogą.

Jak cudownie jest

to, co najlepsze z siebie dawać

i w zamian to samo,

lub jeszcze więcej dostawać.

Są nieporozumienia, łzy,

ból i cierpienie...

Zdawać by się mogło,

że niszczy to porozumienie.

Lecz szczere, głębokie uczucie

zawsze to przezwycięży

i sprawi, że wszystko

tylko mocniej zacieśni więzy.

 

Chyba nie jest trudno domyślić się, z jakich powodów zamieszczam ten wierszyk i do kogo jest on skierowany... Jestem bardzo szczęśliwa... I tylko ogromnie tęsknię i martwię się, że jest to zbyt wielkie owej tęsknoty natężenie... Zdecydowanie za dużo rozmyślam o moim Słoneczku, często nie potrafiąc się skupić na nauce... Jak tu z poświęceniem oddać się wykonywaniu swoich obowiązków, kiedy myśli zaprząta coś zupełnie innego... Najgorsze, że wcale mi to nie przeszkadza, a chyba z pewnych względów powinno...

 

Pozdrawiam bardzo gorąco wszystkich tych, którzy odwiedzają mojego bloga i zostawiają ślad swojej obecności w postaci komentarzy lub wpisów do Księgi gości. Miło jest wiedzieć, że kogoś interesuje moja osoba, moje poglądy i przemyślenia... A jeszcze milej przekonać się, że istnieją ludzie o podobnych przekonaniach, którzy starają się żyć w zgodzie z nimi, kierować się w życiu pewnymi zasadami, i którzy umieją dostrzec i docenić prawdziwe wartości... Że są jeszcze ludzie, którzy potrafią współczuć, przejąć się losem i nieszczęściem innych ludzi, cieszyć się ich szczęściem, okazać zrozumienie, pocieszyć... I za to wszystko Wam dziękuję.

A mojemu Sebkowi przesyłam uściski i całuję :*.

W rytmie morza - przypływy i odpływy...
Autor: linka-1
28 lutego 2004, 22:25

Dziwne, niepojęte ludzkie życie.

Rok za rokiem, dzień za dniem

przechodzisz obok ludzi i rzeczy.

Są dni, gdy świeci słońce

i nie wiesz, dlaczego tak jest.

 

Jesteś szczęśliwy.

Widzisz dobre i piękne strony życia,

śmiejesz się, jesteś wdzięczny,

mógłbyś skakać z radości.

Praca idzie ci jak z płatka.

Wszyscy są uprzejmi

 - i nie wiesz, dlaczego.

Może się wyspałeś,

może spotkałeś dobrego człowieka

i czujesz się rozumiany, bezpieczny.

Myślisz: „Już zawsze tak będzie”,

ogarnia cię taka błogość i radość.

 

Ale nagle wszystko się zmienia.

Jakby chmury przysłoniły słońce.

Nachodzi cię smutek, bez powodu.

Znowu wszystko widzisz w czarnych kolorach.

Wydaje ci się, że nikt cię nie lubi.

W błahostkach szukasz powodu

do skarg, narzekania, do zazdrości, pretensji.

Myślisz: „Już zawsze tak będzie,

to się nigdy nie zmieni”.

I nie wiesz, dlaczego tak jest.

Może jesteś zmęczony. Nie wiesz o tym.

 

Dlaczego tak musi być?

Bo człowiek jest częścią natury,

z jej wiosną, jesienią,

z ciepłem lata,

z chłodem zimy.

 

Człowiek żyje w rytmie morza:

przypływ, odpływ.

Nasz byt to ciągłe powtarzanie,

to życie i umieranie.

 

Kiedy to zrozumiesz,

będziesz żył odważnie, z ufnością,

bo będziesz wiedział,

że po każdej nocy następuje poranek.

Kiedy się z tym pogodzisz,

kiedy to zaakceptujesz,

te przypływy i odpływy

pomogą ci dotrzeć

do sensu życia, do radości.

 

             Phil Bosmans

 

                        ***

 

Kiedy jesteś zmęczony,

kiedy ścierasz się z otoczeniem,

kiedy nie widzisz już wyjścia

i czujesz się strasznie nieszczęśliwy,

pomyśl wówczas o pięknych dniach,

gdy śmiałeś się, tańczyłeś,

gdy byłeś dla wszystkich serdeczny

i beztroski jak dziecko!

 

Nie zapominaj pięknych dni!

Kiedy niebo się ściemnia aż po horyzont,

tak że nie widać już światła,

kiedy serce się smuci,

a może wypełnia je gorycz,

kiedy zdaje się, że znikła wszelka nadzieja

na radość i szczęście,

wtedy przywołaj z pamięci

wspomnienie pięknych dni.

Dni, kiedy wszystko było dobre,

a na niebie nie było ani jednej chmurki,

kiedy był ktoś, przy kim czułeś się

dobrze jak w domu,

kiedy zachwycał cię ktoś,

kto właśnie cię rozczarował,

a może oszukał.

 

Nie zapominaj pięknych dni!

Jeśli raz je zapomnisz,

nigdy więcej nie wrócą.

Napełnij umysł radosnymi myślami,

serce przebaczeniem,

dobrocią, serdecznością, miłością,

a usta – śmiechem –

i wszystko będzie dobrze.

 

             Phil Bosmans

 

 

Spostrzeżenia te zamieszczam tu po to, żeby podnieść na duchu wszystkich tych, którym życie wydaje się w tym momencie pasmem udręk i niepowodzeń. W końcu słońce wyjdzie zza chmur i napełni Wasze życie radością... A któż doceniłby chwile szczęścia, gdyby nie było problemów i zmartwień... Najpiękniejsze jest to, że w końcu zły los się odwraca, łzy wysychają, na nasze usta powraca uśmiech, a serce napełnia się radością...

Marto, to głównie ze względu na Ciebie i dla Ciebie wyszukałam te słowa...

Mam nadzieję, że przyniosą Ci one pewne ukojenie... Wierzę w Ciebie i wierzyć nie przestanę. I jestem przekonana, że tak pokierujesz swoim życiem, że zdołasz odnaleźć szczęście i odmienić zły los... Powodzenia!

Bądźcie szczęśliwi...
Autor: linka-1
23 lutego 2004, 22:52

Uczynić ludzi szczęśliwymi

to marzenie szczęśliwych ludzi.

 

               Phil Bosmans

 

Jakże niezwykle trafne są te słowa... Kiedy jesteśmy szczęśliwi, chcielibyśmy podzielić się swoim szczęściem z innymi ludźmi...Pragniemy, żeby oni przynajmniej w części mogli go doświadczyć i przekonać się, jakie piękne może być życie...

Natomiast rzadziej myślimy o innych, kiedy sami mamy problemy i jesteśmy głęboko nieszczęśliwi. Wtedy, jeżeli już poświęcamy swoją uwagę innym ludziom, to niestety najczęściej kierowani zazdrością...

Zawsze życzę dobrze innym ludziom, a zwłaszcza tym, na których mi zależy... Ale teraz pragnę jeszcze bardziej, żeby każdy odnalazł swoje szczęście. Żeby mógł doświadczyć czegoś tak niesamowitego i niemal nierealnego, jakim wydaje się być niezwykle silne poczucie bliskości z drugim człowiekiem. Porozumienie i zrozumienie, które zdaje się nie mieć żadnych barier... Idealna jedność dwóch osobnych istnień... Odczucie, że ktoś stanowi nie tylko część naszego życia, ale także część nas samych... Taka duchowa więź z człowiekiem, którego kocha się całym sercem... Nigdy nie zapomnę tego przeżycia... Po raz pierwszy doświadczyłam czegoś takiego i wywarło to na mnie ogromne wrażenie... Pozwoliło mi utwierdzić się w przekonaniu, że to, co czuję, jest jak najbardziej rzeczywiste i prawdziwe... Boże, jaka to dzika radość przekonać się, że potrafi się kochać... Kochać bez zastrzeżeń, bez obaw... I pozbyć się wszelkich wątpliwości...

 

 

Wspólne życie nie jest takie łatwe,

jeśli nawet nawzajem się kochamy.

Nie łudź się, nigdy nie zrozumiesz

do końca siebie i drugiego człowieka.

Inny będzie robił rzeczy, o których powiesz:

Jak to możliwe!

Czasami sam dla siebie będziesz zagadką

i pomyślisz: Jak mogłem zrobić coś takiego?

 

Na początku nosimy się nawzajem na rękach,

pełni zachwytu i beztroski.

Potem chodzi o to, by się tolerować,

a na koniec trzeba walczyć o miłość.

Po każdym sporze czujemy

chęć pojednania, ale i niemoc,

bezsilność i ból.

 

Chcemy mówić – a nie możemy wydobyć słowa.

Chcemy okazać czułość – a ręka pozostaje w bezruchu.

Chcemy się uśmiechnąć – a twarz się wykrzywia.

Chcemy objąć – a siedzimy jak kołek.

Chcemy przebaczyć – a mimo to mówimy:

Dlaczego to zrobiłeś?

 

Naucz się żyć z sobą i innymi

oraz akceptować to, czego nie rozumiesz.

Naucz się żyć swoim szczęściem,

które składa się z wielu kawałków,

a jeden zawsze jest za krótki.

 

 

                          Phil Bosmans

 

 

 

To, co zostało opisane powyżej, jest najszczerszą prawdą, której sama nie potrafiłabym tak pięknie wyrazić słowami. Chciałam się tym z Wami podzielić...

 

Nie wiem, jak długo będzie trwało moje szczęście. Tak to już jest, że w życiu przeplata się szczęście z cierpieniem, radość ze smutkiem... Ale nawet jeżeli miałoby się ono zakończyć jutro, jestem ogromnie wdzięczna losowi za te chwile najprawdziwszego i niczym niezmąconego szczęścia. Jest ono warte każdej ceny... Trzeba pogodzić się z tym, że nic nie trwa wiecznie... Ale zawsze pozostaje nadzieja... Nadzieja na to, że szczęście będzie trwało jak najdłużej... I że powróci po chwilach cierpienia... Taka jest kolej rzeczy... I łatwiej jest się z tym pogodzić, mając przy boku kogoś naprawdę bliskiego...