Najnowsze wpisy, strona 47


Bomba (?) na moim osiedlu...
Autor: linka-1
19 lutego 2004, 11:06

Wstałam dzisiaj po 10 i przywitały mnie słowa mojego ojca, że przespałam wielką akcję... Okazało się, że jakiś wariat podrzucił szczelnie owiniętą paczkę pod pewien samochód... Czy okaże się, że to ładunek wybuchowy? A może kolejny idiotyczny żart? Wkrótce później akcję odwołano – naliczyłam 8 samochodów policyjnych (w tym dwa specjalistyczne), karetkę i dwa pojazdy straży pożarnej... Boże, skąd się bierze tyle zła na świecie... Skąd tylu szaleńców, którzy codziennie zagrażają czyjemuś bezpieczeństwu... Czy w dzisiejszych czasach gdziekolwiek jeszcze możemy się czuć bezpieczni? To wszystko mnie przeraża... Przypomina mi się, że kiedyś już wezwano na moje osiedle wszystkie niezbędne siły, ponieważ istniało prawdopodobieństwo, że ktoś podrzucił bombę... Na szczęście wtedy okazało się to nieprawdą... Jak będzie tym razem? Kiedy pomyślę o tym, jak ogromne środki angażowane są w każde takie przedsięwzięcie i jakie to koszty... Ech... A jednak ja osobiście wolałabym, żeby zawsze okazywało się to fałszywym alarmem. Dochodzę teraz do wniosku, że zaczęłam się obawiać... Moje osiedle nie należy chyba do najbezpieczniejszych... Ale czy w zasadzie którekolwiek należy do takowych? Wystarczy jeden wariat, który z jakiś powodów zapragnie zemsty... Którego podnieca to, że z powodu jego wybryku ludzie wpadają w panikę... Że praca policjantów i antyterrorystów idzie na marne... Ciekawa jestem, do kogo należy to auto... Muszę dzisiaj oglądać wrocławskie wiadomości...

Chciałabym, żeby złapali osobę, która jest odpowiedzialna za podłożenie tego pakunku... W chwili obecnej nie potrafię nazwać jej człowiekiem... A przede wszystkim chciałabym, żeby okazało się, że nie była to bomba.

Złe samopoczucie & nostalgia...
Autor: linka-1
18 lutego 2004, 22:36

Cóż za niezwykle emocjonujący wieczór ;). Siedzę sama w domu, zwijam się z bólu (jakby ta choroba to było za mało, okropnie rozbolał mnie brzuch L - czuję się tak, jakby dotknęły mnie wszystkie możliwe dolegliwości) i całkiem niedawno obgryzałam ze zdenerwowania paznokcie, trzymając kciuki za Ideę. Niestety... tym razem także się im nie udało... Ale przynajmniej przekonałam się, że koszykówka nie stała się mi całkowicie obojętna. Te trzy lata chodzenia na mecze zrobiły swoje... Jeszcze teraz - po powrocie Wójcika, odżywają wspomnienia i sentyment do tej drużyny... I znowu ogarnia mnie dziwna nostalgia... Brakuje mi tej niepowtarzalnej atmosfery panującej na meczach i emocji, których każdy z nich dostarczał. No ale czasami trzeba z różnych przyjemności zrezygnować – takie życie. A stare, dobre czasy już nie powrócą... Pozostaje mieć nadzieję, że teraz będzie jeszcze lepiej... Tylko chwilowo ogarnęły mnie jakieś wątpliwości. Pewnie do jutra mi przejdzie i wszystkie te przygnębiające rozmyślania przeminą razem z bólem...

Marzenia...
Autor: linka-1
18 lutego 2004, 13:34

Marzenia... Każdy z nas je posiada i próbuje urzeczywistniać... Ale czy zawsze warto? Czy zawsze należy? Jak wiele można włożyć wysiłku i dołożyć starań, żeby je spełnić? I co jeżeli później przeżyjemy rozczarowanie? Jeżeli pożałujemy, że w ogóle próbowaliśmy? Czy zrealizowane marzenia mogą zniszczyć i zaszkodzić?

Do tych rozmyślań skłoniła mnie jedna z moich ulubionych piosenek... W tłumaczeniu na polski słowa refrenu brzmią mniej więcej tak:

 

Nie naciskaj zbyt mocno,
Twoje marzenia są niczym porcelana w twoich rękach.
Nie pragnij zbyt mocno,
Ponieważ mogą się spełnić.
A ty nie możesz im dopomóc,
Nie znasz swojej mocy.
Uważaj na siebie,
Porcelana w twoich rękach...

(...)

Wznosimy się na skrzydłach fantazji,
A wtedy naciskasz zbyt mocno
I realizujesz swoje marzenia.
Tak! Porcelana w twoich rękach,
Ale to tylko marzenia
I nie powinieneś naciskać zbyt mocno...

 

Czas na zmiany...
Autor: linka-1
17 lutego 2004, 15:33

Za sprawą moich rodziców i nieuchronnie zbliżającej się matury w moim życiu w najbliższym czasie zajdą pewne zmiany... Będę teraz bywała na necie bardzo rzadko, a to oznacza, że nie będę już mogła poświęcić tak wiele czasu temu blogowi, rzadziej będę komentowała notki pewnych osób (i dodatkowo pewnie ze sporym opóźnieniem), a przede wszystkim najprawdopodobniej zupełnie zniknę z GG. Pora skończyć z tym lenistwem i wziąć się porządnie do nauki (oby mi się to udało!!). Czasu coraz mniej, a internet pochłania go bez wątpienia wiele...Często, kiedy obiecywałam sobie, że zasiądę przed kompem tylko na chwilę, kończyło się na kilku godzinach. Czasami czuję się uzależniona i wcale mi się to nie podoba... Chcę udowodnić samej sobie i innym, że nie potrzebuję do szczęścia komputera. I tylko przykro mi jest, bo tym samym oznacza to utracenie kontaktu z kilkunastoma osobami. Mam nadzieję, że po tych kilku miesiącach będą jeszcze o mnie pamiętały... bo ja na pewno o nich nie zapomnę. A kiedy już będę miała wszystko za sobą, na pewno odezwę się i spróbuję odnowić naszą znajomość. Niestety są sprawy ważne i ważniejsze i trzeba nauczyć się podejmować mądre decyzje, chociaż nie zawsze będę one łatwe. Trzeba pomyśleć o swojej przyszłości... Nie chciałabym zmarnować sobie życia przez własną lekkomyślność i nieumiejętność wyegzekwowania od samej siebie pewnych rzeczy. Lepiej teraz z czegoś zrezygnować i się postarać, niż później wyrzucać sobie własną głupotę i wylewać krokodyle łzy. Jednak to wszystko łatwo się pisze, a trudniej będzie wprowadzić w życie... Ale wierzę, że mi się uda. Musi się udać!!

Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i... do usłyszenia.

Postanowienie poprawy ;)
Autor: linka-1
15 lutego 2004, 19:31

Hmm... Ostatnimi czasy chyba zapomniałam nieco o dwóch zasadach, którymi staram się kierować w swoim życiu.

 

Pierwsza to - Zostań najbardziej pozytywnie myślącą i pełną zapału osobą, jaką znasz,

a druga -  Przyjmuj ból i rozczarowanie jako część życia...

 

Ale tak to niestety bywa, że czasami druga wyklucza pierwszą... W sumie nie powinnam narzekać, bo czuję się szczęśliwa. I tylko czasami zdarza się, że coś burzy ten porządek i szczęście (ostatnio nieco częściej), a ja potrafię się załamać i wylać morze łez... A przecież niektórzy mają tak bardzo często... Inni mają poważne problemy, dotykają ich prawdziwe tragedie, a jednak żyją... I potrafią jakoś się z tym uporać...

Może to wina tego, że wszystkim przejmuję się dwa razy bardziej od normalnego człowieka, bardziej niż powinnam... Ale najwyższa pora wziąć się w garść... I nie doszukiwać się dziury w całym... To idiotyczne, wynajdywać sobie powód do zmartwienia... Życzcie mi powodzenia J.