Archiwum luty 2004, strona 2


Marzenia...
Autor: linka-1
18 lutego 2004, 13:34

Marzenia... Każdy z nas je posiada i próbuje urzeczywistniać... Ale czy zawsze warto? Czy zawsze należy? Jak wiele można włożyć wysiłku i dołożyć starań, żeby je spełnić? I co jeżeli później przeżyjemy rozczarowanie? Jeżeli pożałujemy, że w ogóle próbowaliśmy? Czy zrealizowane marzenia mogą zniszczyć i zaszkodzić?

Do tych rozmyślań skłoniła mnie jedna z moich ulubionych piosenek... W tłumaczeniu na polski słowa refrenu brzmią mniej więcej tak:

 

Nie naciskaj zbyt mocno,
Twoje marzenia są niczym porcelana w twoich rękach.
Nie pragnij zbyt mocno,
Ponieważ mogą się spełnić.
A ty nie możesz im dopomóc,
Nie znasz swojej mocy.
Uważaj na siebie,
Porcelana w twoich rękach...

(...)

Wznosimy się na skrzydłach fantazji,
A wtedy naciskasz zbyt mocno
I realizujesz swoje marzenia.
Tak! Porcelana w twoich rękach,
Ale to tylko marzenia
I nie powinieneś naciskać zbyt mocno...

 

Czas na zmiany...
Autor: linka-1
17 lutego 2004, 15:33

Za sprawą moich rodziców i nieuchronnie zbliżającej się matury w moim życiu w najbliższym czasie zajdą pewne zmiany... Będę teraz bywała na necie bardzo rzadko, a to oznacza, że nie będę już mogła poświęcić tak wiele czasu temu blogowi, rzadziej będę komentowała notki pewnych osób (i dodatkowo pewnie ze sporym opóźnieniem), a przede wszystkim najprawdopodobniej zupełnie zniknę z GG. Pora skończyć z tym lenistwem i wziąć się porządnie do nauki (oby mi się to udało!!). Czasu coraz mniej, a internet pochłania go bez wątpienia wiele...Często, kiedy obiecywałam sobie, że zasiądę przed kompem tylko na chwilę, kończyło się na kilku godzinach. Czasami czuję się uzależniona i wcale mi się to nie podoba... Chcę udowodnić samej sobie i innym, że nie potrzebuję do szczęścia komputera. I tylko przykro mi jest, bo tym samym oznacza to utracenie kontaktu z kilkunastoma osobami. Mam nadzieję, że po tych kilku miesiącach będą jeszcze o mnie pamiętały... bo ja na pewno o nich nie zapomnę. A kiedy już będę miała wszystko za sobą, na pewno odezwę się i spróbuję odnowić naszą znajomość. Niestety są sprawy ważne i ważniejsze i trzeba nauczyć się podejmować mądre decyzje, chociaż nie zawsze będę one łatwe. Trzeba pomyśleć o swojej przyszłości... Nie chciałabym zmarnować sobie życia przez własną lekkomyślność i nieumiejętność wyegzekwowania od samej siebie pewnych rzeczy. Lepiej teraz z czegoś zrezygnować i się postarać, niż później wyrzucać sobie własną głupotę i wylewać krokodyle łzy. Jednak to wszystko łatwo się pisze, a trudniej będzie wprowadzić w życie... Ale wierzę, że mi się uda. Musi się udać!!

Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i... do usłyszenia.

Postanowienie poprawy ;)
Autor: linka-1
15 lutego 2004, 19:31

Hmm... Ostatnimi czasy chyba zapomniałam nieco o dwóch zasadach, którymi staram się kierować w swoim życiu.

 

Pierwsza to - Zostań najbardziej pozytywnie myślącą i pełną zapału osobą, jaką znasz,

a druga -  Przyjmuj ból i rozczarowanie jako część życia...

 

Ale tak to niestety bywa, że czasami druga wyklucza pierwszą... W sumie nie powinnam narzekać, bo czuję się szczęśliwa. I tylko czasami zdarza się, że coś burzy ten porządek i szczęście (ostatnio nieco częściej), a ja potrafię się załamać i wylać morze łez... A przecież niektórzy mają tak bardzo często... Inni mają poważne problemy, dotykają ich prawdziwe tragedie, a jednak żyją... I potrafią jakoś się z tym uporać...

Może to wina tego, że wszystkim przejmuję się dwa razy bardziej od normalnego człowieka, bardziej niż powinnam... Ale najwyższa pora wziąć się w garść... I nie doszukiwać się dziury w całym... To idiotyczne, wynajdywać sobie powód do zmartwienia... Życzcie mi powodzenia J.

Zabawne zdarzenie :)
Autor: linka-1
14 lutego 2004, 22:47

Chcę Wam opowiedzieć pewną historię, która mi się dzisiaj przydarzyła J. Jechałam 122 na spotkanie z moim słonkiem... Na końcu (bo zazwyczaj wsiadam ostatnimi drzwiami) pod oknem siedział jakiś chłopak, a obok niego i naprzeciwko były trzy miejsca wolne. Zastanawiałam się czy usiąść czy nie i (jak to ja) nie mogłam się zdecydować :P. Ponieważ jednak nikt ich nie zajął, usadowiłam się w końcu obok tego chłopaka J. Na następnym przystanku wsiadła jakaś dziewczyna i usiadła naprzeciwko mnie. Kierowca jeszcze nie zdążył ruszyć, a ona zaczęła się śmiać... Zaciekawiło mnie to (widać są jeszcze ludzie, którzy mają podobne do moich napady śmiechu J) i spojrzałam na nią. Dziewczyna ta co spojrzała na chłopaka, wybuchała śmiechem i chowała twarz w szalik. Cała ta sytuacja zdążyła mnie już tak bardzo rozbawić, że sama musiałam się gryźć w język, żeby jej nie zawtórować :P. Tymczasem chłopak chyba się zaniepokoił... W pewnym momencie sam nie mógł się opanować i uśmiechnął się. Ja już zresztą nie potrafiłam ukryć swojego rozbawienia i po prostu starałam się myśleć o czymś przykrym... Co jednak średnio mi wychodziło. W końcu chłopak nie wytrzymał i zapytał jej, czy się może znają, na co ona odparła, że raczej nie... chyba że z poprzedniego wcielenia. Jechaliśmy dalej i tylko co pewien czas dziewczyna wybuchała śmiechem... Wywarła na mnie bardzo sympatyczne wrażenie, jak zresztą niemal wszyscy uśmiechnięci ludzie J. Nagle słyszę, że chłopak wymawia słowo Albert. Automatycznie skojarzyło mi się to z Zakonem Brata Alberta, na który nie tak dawno zbierane były pieniądze :P. Po chwili dziewczyna zdjęła rękawiczkę i wyciągnęła do niego rękę... Okazało się, że chłopak się przedstawił... A ona miała na imię Irmina. W tym momencie prawie ryknęłam śmiechem, tak mnie ta sytuacja rozbawiła. Co ciekawe - oboje mieli rzadko spotykane imiona J. Dziewczyna cały czas się śmiała, a w związku z tym także ja :>. Zaczęłam się już modlić, żeby autobus dojechał na Świdnicką, bo nie mogłam wytrzymać... Irmina zaczęła w pewnym momencie poszukiwać czegoś w plecaku... Na pożegnanie wręczyła Albertowi wizytówkę ze swoim numerem i powiedziała, że może jej kiedyś wysłać sms’a. Okazało się, że wysiadała na tym samym przystanku, co ja...  Poszłyśmy w przeciwnych kierunkach i jakież było moje zaskoczenie i rozbawienie, gdy ujrzałam ją w okolicach KFC, gdy przechodziłam obok niego :D. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie opowiedzieć tego Sebastianowi i snułam swoją opowieść w drodze do herbaciarni... Kiedy wchodziliśmy do środka, musiałam na chwilę przerwać i podjęłam opowieść na nowo, gdy usiedliśmy przy stoliku. Doszłam wówczas do momentu, kiedy się sobie przedstawili... Kiedy skończyłam, rozejrzałam się dookoła. Przy sąsiednim stoliku siedziała jakaś dziewczyna z chłopakiem, ogólnie było sporo młodych ludzi (przeważnie par). Nigdy jeszcze nie było w tej herbaciarni tak tłoczno J. I nagle zdałam sobie sprawę, że twarz dziewczyny przy sąsiednim stoliku wydaje mi się znajoma... Spojrzałam jeszcze raz i dostrzegłam jej kurtkę na oparciu krzesła... Białą, jakże znajomą kurtkę :D. Zaczęłam się śmiać jak szalona i nie mogłam się uspokoić i wyjaśnić Sebie, co mnie tak rozbawiło. Wyobraźcie sobie, że to była TA dziewczyna – Irmina z autobusu... Na szczęście była tak pochłonięta rozmową ze swoim towarzyszem, że chyba nie zwróciła uwagi ani na mnie, ani na moje słowa J. To trzeba mieć moje szczęście... Akurat w trakcie kontynuowania opowieści przy stoliku wymieniłam jej imię :P. Cała ta historia bardzo mnie rozśmieszyła... To wydaje się wręcz nieprawdopodobne, a jednak jest prawdziwe :D. Jakiż ten świat jest mały, a zbiegi okoliczności zabawne J.

Dzień ten będę bardzo miło wspominała... Jednak przede wszystkim ze względu na Sebastiana, a nie to zdarzenie J. Było naprawdę wspaniale... I pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że będzie tak zawsze J.W zasadzie to tak jest, kiedy się spotykam z moim słonkiem... pomimo nieporozumień, które się czasami zdarzają J.

 

PS. Nie dałam długo pożyć biednej róży :P. Właśnie zdałam sobie sprawę, że zasuszam je od razu po otrzymaniu... I biedaczki nie mają już okazji zanurzyć się w wodzie i zaspokoić pragnienia ;P. Zresztą... tej może wyszło to na zdrowie... I tak była po przejściach ;D.

Do Ciebie... Dziękuję :*
Autor: linka-1
14 lutego 2004, 01:28

I nadszedł w końcu 14 luty... Przez niektórych dzień tak niecierpliwie wyczekiwany, a przez innych znowuż znienawidzony... Jak wiele zależy od tego, czy mamy z kim go spędzić i jak ważną osobą ten ktoś jest w naszym życiu... Osobiście nigdy nie traktowałam Walentynek jak wielkiego wydarzenia. Ot, po prostu kolejne wymyślone święto, które bazuje na najpiękniejszym uczuciu, do którego zdolny jest człowiek... A jednak w obecnej sytuacji nie mogę pozostać wobec niego obojętna... I właśnie teraz, korzystając z okazji, chciałabym napisać kilka słów skierowanych do człowieka, który napełnił moje życie radością...

Sebastian... Nie wiem, czy uczucie, którym Cię darzę, to miłość... Jednak bez wątpienia jest to szacunek, przywiązanie, zaufanie, czułość, troska, przyjaźń, zrozumienie, cierpliwość, wyrozumiałość... Bywały chwile, kiedy to najpiękniejsze spośród wszystkich wyznań, cisnęło mi się na usta... Ale nie pozwalałam, żeby słowa te zabrzmiały w Twoich uszach. Boję się tego... Nie chciałabym się pomylić i popełnić błędu... Bo nie sztuką jest wypowiedzieć te magiczne słowa, ale wypowiedzieć je z głębi serca i wytrwać w miłości, potwierdzając ją swoimi czynami i słowami... Jednak jedno mogę stwierdzić z całym przekonaniem... Stałeś się częścią mojego życia, Sebastian. Być może najpiękniejszą jego częścią... Jestem wdzięczna za to, że jesteś przy mnie. Jesteś lekiem na całe zło tego świata...Wiem, że zawsze mogę na Ciebie liczyć, że mam w Tobie oparcie... Wszystko, co na mnie spada i napełnia moje życie cierpieniem i przykrym, bolesnym doświadczeniem, dzięki Tobie nie odbiera mi sił i ochoty do życia. Świadomość, że jesteś przy mnie, pozwala mi łatwiej sobie radzić z wszelkimi przeciwnościami losu i dostrzegać piękno otaczającego nas świata... I chcę powiedzieć jedno - dziękuję Ci, Słoneczko. Dziękuję za to, że jesteś... przy mnie i dla mnie. Chwile spędzone z Tobą są najszczęśliwszymi w moim życiu. Dzięki Tobie zaznałam i przeżyłam coś wspaniałego... Coś, czego nikt mi nie odbierze... Nie wiem, co przyniesie z sobą przyszłość... Ale cokolwiek się wydarzy wiem, że nie pożałuję tych słów... Bowiem oddają one to, co do Ciebie czuję... Cokolwiek to jest... I cieszę się, że mogę Ci o tym powiedzieć...Chciałabym, żebyś był szczęśliwy i mam nadzieję, że przy moim boku zaznajesz szczęścia. Wiem, że nie zawsze wszystko układało się tak, jak powinno... Że czasami stawałam się przyczyną Twojego smutku i przygnębienia... Ale nie chciałam tego... Niestety zdarza mi się popełniać błędy... Nie jestem ideałem i zdaję sobie sprawę, że mam wiele wad... I dziękuję Ci za to, że akceptujesz mnie taką, jaka jestem. Że starasz się mnie zrozumieć, chociaż nie jest to łatwe... Dziękuję za wszystko... Stałeś się jedną z najważniejszych osób w moim życiu... I czasami nikt nie wydaje mi się bliższy od Ciebie...

Nie wiem, dlaczego zdecydowałam się wyznać to wszystko tak publicznie. Może dlatego, że blog ten stał się częścią mnie samej, że przelewam na niego swoje przemyślenia, odczucia... Może dlatego, że to Twoja zasługa, że zdecydowałam się go prowadzić... A może po prostu chcę, żeby inni mieli okazję przekonać się, że jesteś wyjątkowym człowiekiem. Żeby poczuli do Ciebie chociaż namiastkę tego, co ja... Bo bez wątpienia zasługujesz na wiele...